Biedny Anubis. Stracił najlepszego przyjaciela i przyszywanego brata w ciągu paru godzin. Może i nie pokazuje po sobie, ale ja wiem jak bardzo cierpi. Zwłaszcza, że Jirou dzięki łączu empatycznemu mi potwierdza moje przypuszczenia. Rudy mówi, że Szakal jest wściekły i zrozpaczony. A z resztą nawet nie musiałam się go pytać ani czytać w myślach, żeby być tego pewną.
Prowadził nas w ciszy. Jego policzki znaczyły błyszczące strumienie łez, które nieustannie spływały na ramiona i nagie dłonie, zaciśnięte pięści. Tak mocno ściskał palce, że aż pobielały i widziałam wszystkie żyły na jego bladej skórze. Wyglądały jak błękitne linki oplatające cienką powłokę niezwykle delikatnych naczyń. Jirou zwrócił mi też uwagę na napięte ścięgna i mięśnie Szakala. Rzeczywiście było widać każdy kontur. Trochę mnie to przeraziło. Wydawał się większy niż normalnie. W końcu zebrałam się na odwagę, żeby się do niego zbliżyć i z nim pogadać. Szturchnęłam go delikatnie w ramię. Spojrzał na mnie, otarł łzy i nos rękawem, po czym przybrał swój dawny, stalowy wyraz twarzy. Podniosło mnie to na duchu.
- Nic mi nie jest - zapewnił swoim dawnym, wypranym z emocji głosem. - Dziękuję za troskę, Thalio. Trochę się tylko zmartwiłem.
- Trochę? - zaśmiałam się histerycznie, ale z wesołością. - Wpadłeś w załamanie nerwowe.
- Dziewczyno, daj spokój - poprosił. - Set nas słucha. Nawet jeśli mnie to ruszyło, to lepiej, żeby on tego nie wiedział.
- Jeśli nas słucha, to pewnie już wie - stwierdził Jirou, a Anubis zgromił go spojrzeniem mordercy i warknął. Oboje się cofnęliśmy z przestrachem, a on ruszył dalej jakby tego nie zauważył. Wydawało mi się, że zobaczyłam na jego twarzy majaczący uśmieszek zadowolenia, ale to pewnie tylko przewidzenie spowodowane przemęczeniem. Wzruszyłam ramionami.
Po pewnym czasie weszliśmy do najmniejszej z dotychczas mijanych jaskiń, z której nie było już drugiego wyjścia. Naprzeciw nas stała tylko ściana z zastygniętej magmy. Przed nami na parę metrów rozciągał się wielki zbiornik z lawą i pływające na nim niewielkie kawałki skał. Całą salę zalewała czerwona poświata bijąca od płynnej skały z jądra Ziemi, a nad jej powierzchnią unosiły się roztańczone iskry. Wyglądały jakby zapraszały nas do utopienia się w lawie.
- Magmowe Jeziora - oświadczył uroczystym tonem Anubis.
- Jesteśmy u celu? - spytałam, chociaż wiedziałam, że odpowiedź jest twierdząca. Chłopak zamknął oczy, jakby rozkoszował się mrokiem i tajemniczością tego miejsca. Wyglądał naprawdę spokojnie - tak jak jeszcze nigdy.
- To tutaj znajduje się grób największego z magów wszechczasów, Arnolda Depputiego - szepnął Jirou, sięgając do kieszeni. Byłam pewna, że się boi i ściska w dłoni różdżkę. Nigdy nie był tak odważny jak Anubis, ale co się dziwić: jak mag może konkurować z bogiem? Nasz szakalowaty przyjaciel stał spokojnie, napawając się zapachem siarki.
- Ej, An! - stuknęłam go w czoło. Spojrzał na mnie zaskoczony i uniósł pytająco brwi. Uśmiechnęłam się niepewnie, choć czułam, że nie mam już na to ochoty. - Nie powinniśmy się spieszyć? Jeśli Set oraz Horus dowiedzieli się o tym miejscu… Chyba musimy znaleźć Sarkofag przed nimi, racja?
- Tak - poparł mnie i sięgnął do kieszeni. Wyjął z niej szklaną fiolkę, neczeri i złoty lotos. Najpierw flakonik i nóż oddał Jirou, który odsunął ostrze jak najdalej od siebie, co rozbawiło i mnie, i Szakala. Po paru chwilach zastanowienia brunet odgarnął mi kosmyk włosów za ucho i wplątał kwiat w moje loki. Zrobił to tak delikatnie, że nawet jednego szarpnięcia nie poczułam. Uśmiechnął się bez wesołości, po czym odebrał od rudego nóż i fiolkę, którą odkorkował i kazał mi przytrzymać pod jego nadgarstkiem. Zanim zdążyłam zaprotestować rozciął sobie żyły. Krew zaczęła powoli skapywać do pojemniczka. Była gęstsza i ciemniejsza niż jakakolwiek inna ciecz, którą do tej pory widziałam. Po kilku minutach po rozcięciu nie było nawet śladu. Gdybym nie widziała na własne oczy jak się zasklepia w nadzwyczaj szybkim tempie, to bym nie uwierzyła w takie magiczne leczenie. Zatkał flakonik i wręczył mi go, każąc pilnować każdej kropli. Potem zwrócił się do maga podając mu neczeri.
- Jesteś pewien, że mam prawo przechowywać święte ostrze? - spytał niepewnie, a Anubis pokiwał głową.
- Nie będziesz go przechowywać. Dostajesz go na własność, na zawsze - sprostował ku zdziwieniu chłopaka. Rudy przyjął prezent kłaniając się młodemu bogu z szacunkiem.
- Anubisie! Synu! - usłyszeliśmy dudniący głos Seta. Dobiegał ze wszystkich stron, z każdej ściany osobno. - Co tam u ciebie słychać, kochany? Widzę, że dobrze sobie radzicie. Jesteście tak blisko Sarkofagu, że jakoś wam tego nie daruję. Gdy tylko zdobędziecie trumnę, odbiorę wam ją. A potem róbcie co chcecie. Jednak Anubisie, ciebie nie wypuszczę. Zginiesz podobnie jak Bata oraz Aker. Te pułapki były na ciebie.
- Jestem tego świadom - westchnął chłopak zamykając oczy. - Dlatego nigdy ci nie daruję, że ich zabiłeś!
- Żegnaj, synu!
Nagle skalny sufit zaczął się walić na głowy. Jirou wrzasnął przerażony, ja również, zaś Anubis otworzył oczy i powoli podniósł rękę. Jego dłoń zaczęła jarzyć się czerwonym światłem, które rozpłynęło się wokół nas, tworząc cienką osłonkę. Jednak wielkie kamienie i tony gruzu nie zdołały się przez nią przebić. Po raz pierwszy widziałam jak Anubis naprawdę czaruje. Mimo, że nie było to nic niezwykłego to w porównaniu z magią Jirou wyglądało imponująco. Spojrzeliśmy na Szakala z podziwem, lecz on nawet nie odwrócił wzroku od skał. Jedynie mruknął coś cicho po staroegipsku.
- Skaczcie do jeziora - rozkazał tonem bez emocji, czyli jak zwykle.
- Pogięło cię?! - krzyknął na niego Jirou. Anubis rzucił mu wściekłe spojrzenie i pchnął go prosto do magmy. Rudy zniknął pod jej powierzchnią, a ja doszłam do wniosku, że Szakal się zdenerwował, więc nie powinnam dłużej zwlekać. Wstrzymałam oddech, patrząc na bulgocącą lawę i wskoczyłam do jeziora. W momencie, gdy zanurzałam się w magmie, magiczna tarcza Anubisa pękła na drobne kawałki, a sufit runął prosto na chłopaka. Chciałam krzyknąć, ale było za późno - brunet zniknął pod toną gruzu.
Wylądowałam na twardej ziemi, czując łzy spływające po policzkach. Jirou natychmiast do mnie doskoczył i mnie przytulił, pytając co się stało i gdzie jest Anubis.
- Set dopiął swego, zabił go - jęknęłam zrozpaczona. Rudy spojrzał w sufit z nadzieją, jednak nic się nie wydarzyło. Byliśmy sami i sami mieliśmy dokończyć misję…
Wydaje mi się, że siedziałam przytulona do Jirou wiele godzin, zanim cokolwiek postanowiliśmy. Bałam się. Potwornie. Bez Anubisa czułam się dziwnie. Było mi smutno i zimno. Zupełnie jakby z Anubisem Set zabrał jakąś cząstkę mnie. Płakałam i krzyczałam, wołałam Szakala po imieniu. Jirou przytulał mnie, głaskał po głowie i powtarzał, że wszystko będzie dobrze. Nie rozumiałam, jak on może tak sądzić, ale doszło do mnie, że stara się być dorosły tylko dla mnie, a tak naprawdę jest w gorszym stanie niż ja. W końcu uznałam, że starczy tego dobrego i musimy się pozbierać.
- Jirou, wstawaj. Idziemy po ten Sarkofag - zarządziłam słabym głosem. Zupełnie ochrypłam od płaczu. Wzięłam rudego za ręce i podniosłam z kolan. Splotłam swoje palce z jego. Patrzył na mnie zaskoczony, ale nic nie powiedział, tylko ruszył powoli za mną. Oboje powłóczyliśmy nogami. Jakoś odechciało nam się żyć. Nie było już w sumie o co walczyć. Zapomniałam, dlaczego wpakowałam się w to bagno bez wyjścia.
Po kilku minutach rudy się odezwał:
- Wiesz, uświadomiłem sobie, że tak ryzykowałem tylko dla Anubisa - szepnął. - Jego nieobecność…
- … boli - dokończyłam kiwając głową. Czułam się dokładnie tak samo. Zrezygnowana. - Sądzę, że był ważniejszy niż myślałam na początku.
- No, oczywiście. Przecież to on był najsilniejszą istotą we wszechświecie - przyznał Jirou, a ja zaprzeczyłam, bo nie o to mi chodziło.
- Raczej mówiłam o tym, że był ważniejszy dla mnie. Nie jak przyjaciel…
- Bata miał rację, że się zakochałaś - parsknął cicho mag. Zgromiłam go wzrokiem, ale wiedziałam, że to prawda. Kochałam Anubisa, co było tak niedorzeczne, że aż śmieszne. Tylko skąd Bata wiedział. To mnie dręczyło najbardziej. Rudy uśmiechnął się niewyraźnie, zadowolony z czegoś.
- To widać. Patrzyłaś na niego, uśmiechałaś się słodko. I ryzykowałaś dla niego życie. Jak w tej kolejce… - przypomniał mi.
- Czytasz mi w myślach - stwierdziłam. - Ale ty też byłeś gotowy się dla niego poświęcić. A ta kolejka; nie ratowałam tam tylko jego, ale też ciebie.
- Wiem i dziękuję ci za to - ścisnął lekko moją dłoń. - Lepiej chodźmy. Jeśli Set chce nam zabrać Sarkofag, to mu to ułatwmy. Znajdziemy go, a potem może oddamy po dobroci.
- Może? - zaśmiałam się, wstając z kamiennej posadzki. Pokiwał głową, informując mnie, że prędzej sam zginie niż pozwoli zabrać złemu bogu coś, za co jego przyjaciele oddali życie. No tak, chłopcy mają takie odpały. Ruszyliśmy powoli dalej korytarzem. Nie mieliśmy problemu z odnalezieniem drogi, bo była tylko jedna.
Spojrzałam z niepokojem w sufit. Po skoku do jeziora lawy cały czas obawiałam się, że zaraz nam się coś zacznie lać na głowy. Ciągle zapominałam, że to miejsce jest magiczne. Było cicho. Odkąd Anubis, Aker i Bata już z nami nie podróżowali, nie było żadnych niebezpiecznych sytuacji. Nic nie stanęło nam na drodze, więc już po kilkudziesięciu minutach stanęliśmy w przestronnej sali, wykutej w całości z kryształu. Wszędzie widzieliśmy swoje zniekształcone odbicia, a podłoga była dość śliska, co sprawiało, że się często musieliśmy opierać o ściany, żeby nie upaść. Jirou to wyraźnie bawiło i po jakimś czasie zaczął udawać, że jest na lodowisku. Wykonywał piruety, ślizgi na kolanach i takie różne figury z tańca na lodzie, a mnie przyprawiała o mdłości, kiedy patrzyłam, jak kręci się wokół własnej osi coraz szybciej i szybciej. W końcu złapałam go za ramię i oboje się wywaliliśmy. Zaśmiałam się, rozcierając obite łokcie. To bolało, ale było zabawne. Podniosłam się z ziemi. Sala była na tyle duża, że nie widzieliśmy jej końca, ale po przejściu kolejnych metrów, dostrzegliśmy ścianę. Gładką, matowo-błyszczącą, czerwoną. A pod nią był ustawiony kamienny ołtarz, przykryty białą serwetą z wyhaftowanymi złotymi hieroglifami. Ale największe wrażenie robiła leżąca na nim złota trumna. Była wielka, ręcznie wyryto w niej jeden napis, ale w wielu językach - francuskim, angielskim, niemieckim, hebrajskim, oczywiście egipskim i w jeszcze wielu innych. Nie powiem, zachwycająco wyglądało, zwłaszcza, że promieniowała od niej jasna poświata, zmieniająca co chwilę kolor. Raz była srebrna, raz liliowa, a jeszcze innym razem zielona. Staliśmy patrząc na Sarkofag z rozchylonymi ustami i szeroko otwartymi oczami. Złoto lśniło jak świeżo szlifowane, raziło blaskiem po oczach. Ołtarz i trumna stały między dwoma gigantami z kamienia. Olbrzymy miały twarz jednego mężczyzny - poczciwego, przystojnego i władczego. Podobnego do Jirou, który gapił się na posągi z niedowierzaniem.
- To twój pradziadek? - odezwałam się.
- Na to wygląda - wzruszył ramionami, wyciągając rękę do zimnego, gładkiego złota. Nie zdążyłam go zatrzymać. Jego palce musnęły Sarkofag i znikąd zaczęły bić pioruny. Waliły raz po raz, a my skakaliśmy na boki, żeby uniknąć porażenia prądem i śmierci na miejscu. Czułam się jak konik polny, którego chce ktoś złapać. Przysięgam, nigdy więcej nie będę ganiać owadów na łące. O ile kiedyś znowu łąkę zobaczę, a znając moje szczęście, pewnie zaraz mnie piorun strzeli i będzie smażona Thalia. Rozejrzałam się w poszukiwaniu kryjówki, a jedyne miejsce, które przyszło mi do głowy to za Sarkofagiem. Złapałam Jirou za rękę i pociągnęłam w tamtym kierunku, podczas gdy on zaczął panikować. Wskoczyłam za trumnę, przyciskając plecy do kamienia. Rudy wpadł za mną i leżał na ziemi, oddychając głęboko. Pioruny nadal biły po całej sali, ale już nie mogły w nas trafić, bo osłaniała nas magia Sarkofagu. Mieliśmy tylko chwilę, żeby odsapnąć i postanowić, co dalej robimy. Dosłownie minutkę. Potem te imponująco wielkie kamienne olbrzymy zaczęły się ruszać, a gdy zwróciły ku nam głowy z ich karków posypały się maleńkie kamyczki. I tak było przy każdym ich ruchu. Jirou cofnął się pod samą ścianę, gdzie się skulił, ściskając w drżącej dłoni różdżkę, z której sypały się barwne iskry. Nie wierzę, że on jest magiem! Jedno silne zaklęcie i jesteśmy bezpieczni, a on się tylko patrzy przerażonym wzrokiem.
- No, weź coś rzuć! - wydarłam się piskliwym głosem, gdy ręka jednego z kamiennych posągów wystrzeliła w moim kierunku. Nie zareagował, a palce olbrzyma zacisnęły się wokół moich ramion, unieruchamiając mnie prawie całkowicie. Mogłam tylko wierzgać rozpaczliwie nogami i wrzeszczeć. No to jak nie mam innej opcji…
- JIROU! RUSZ SIĘ! WEŹ TY FACET BĄDŹ NIE BABA! ZRÓB CZARY-MARY I POZBĄDŹ SIĘ TYCH POTWORÓW!
- A-alee ja… n-nie umiem! - zawył rudy, trzęsąc się jeszcze bardziej. Myślałby kto, że bardziej boi się mnie niż kamiennych posągów, które usiłują właśnie nas pozabijać, a jeden miażdży mi żebra.
- POSTARAJ SIĘ! DLA ANUBISA, AKERA I BATY! - zawołałam najgłośniej jak umiałam i to były ostatnie dźwięki jakie ode mnie usłyszał, bo potem zaczęłam się dusić. Oczy zaszły mi mgłą i łzami, ale widziałam, jak staje na dygocących nogach, a kolana się pod nim uginają, ale on ignoruje to, podnosi różdżkę i coś krzyczy. Nic się nie działo przez kilka następnych chwil, a potem ten drugi (oczywiście, że nie ten co mnie dusi) olbrzym rozsypał się w proch po całej podłodze. Rudy zlał się potem i zaczął ciężko oddychać. Ale on przynajmniej mógł oddychać.
- Zatrzymaj się! - rozkazał nagle mocny głos. - Wypuść ją!
Posąg, który mnie trzymał, rozluźnił uchwyt, a ja spadłam prosto w silne ramiona młodego mężczyzny o złotych włosach. Sekundę myślałam, że to Bata jakimś cudem nas dogonił, ale potem dostrzegłam błękitne pasemka we włosach mojego wybawiciela - Horusa. Postawił mnie delikatnie na posadzce, podtrzymując dopóki nie złapałam oddechu i równowagi. Spojrzałam na niego jeszcze raz.
- Co… ty… tu… robisz? - zapytałam, wymawiając każde słowo ze starannością, między głębokimi wdechami. Jirou podszedł do nas i stanął odważnie przede mną, oddzielając mnie tym samym od boga wojny. Zamrugałam powiekami. Z olbrzymem nie chciał walczyć, a z Horusem to aż cały się trzęsie. Ale to pewnie dlatego, że Horus uderzył jego mamę. Też bym się wściekła; na szczęście nie musiałam - moja mama była całkowicie normalna (w sensie, że nie-magiczna, bo poza tym gorszej nie znam). Horus pstryknął palcami i kamienny posąg się rozsypał.
- W imieniu Seta zabieram Złoty Sarkofag - odpowiedział na moje pytanie. - Zamknie w nim swojego syna i już nikt nie będzie stał mu na przeszkodzie do zniszczenia tego, a zbudowania nowego i lepszego świata.
- Tak ci się wydaje, ptasi móżdżku! - zaśmiał się nad nami jakiś głos. Znajomy aż za bardzo. Cała nasza trójka spojrzała na sufit, pod którym, na skalnym występie, siedział ze złośliwym grymasem na ustach…
- Aker! - zawołał uradowany Jirou. A ja tam nadal nie wierzyłam, że to on.
- A teraz odsuń się od nich, albo będziesz mieć ze mną do czynienia - zagroził Horusowi, zeskakując do nas. Nawet na nas nie spojrzał.
- Grozisz mi? - uniósł z rozbawieniem brwi ptasi wojownik.
- Tak, grożę - potaknął bez cienia lęku Aker, poprawiając kapryśną grzywkę, która zasłoniła mu oczy.
- Czy ja ci wyglądam na kogoś, kogo łatwo zastraszyć? - zakpił Horus, a Aker udał, że się zastanawia.
- No… - uśmiechnął się podle, przekrzywiając głowę w lewo i w prawo, jakby uważnie analizował wygląd Horusa. - Szczerze, Horusie? Tak, właśnie na kogoś takiego mi wyglądasz.
To była najwyraźniej granica cierpliwości boga wojny, bo wyrósł mu dziób oraz pazury sokoła i podniósł pięść tak gwałtownie, że Aker ledwo zdążył się uchylić. Wyglądał na zaskoczonego tym atakiem, ale na następne był już przygotowany. A nastąpiło ich jeszcze dużo. Co sekunda Horus kopał, bił, ciął mieczem, uderzał dziobem lub drapał pazurami. Aker cudem nadążał z unikami i blokowaniem ataków, ale jakoś dawał radę. Wirowali wokół siebie jak w jakimś szalonym tańcu. Horus bardzo szybko zaczął dyszeć, a twarz cała mu błyszczała od potu i była wykrzywiona z wysiłku, za to Aker wyglądał jakby nawet się nie rozgrzał. Uśmiechnął się szeroko i rąbnął przeciwnika tak mocno, że ten poleciał pod sufit, a potem jeszcze przywalił w ścianę, po której się osunął i zniknął za Sarkofagiem. Dopiero wtedy Aker się do nas odwrócił z miną wyrażającą głębokie wzruszenie.
- Udało wam się dotrzeć aż tutaj - zaśmiał się. No, proszę, jakie zaskoczenie! - Jestem dumny.
- Jak to się stało? - wypaliłam, patrząc na niego z mieszaniną radości, złości i troski. To ostatnie, bo na całym ciele miał małe dziurki o średnicy co najmniej trzech milimetrów i domyśliłam się, że to po ukąszeniach skorpionów.
- W walce z Akerem nie liczy się siła, lecz spryt i strategia. Horus tego nie wiedział, myślał, że to przeciwnik jak każdy inny. Dlatego przegrał z nim walkę - bo cały czas atakował, podczas gdy Aker wykonywał tylko uniki i czekał, aż Horus się zmęczy. A gdy do tego doszło, wreszcie pokazał, na co go stać.
Nie słuchałam, co mówił Jirou; co mnie obchodzi, jak walczyć z Akerem? Przecież nie mam tego w planach. Poza tym, zupełnie nie o to mi chodziło. Po głowie krążyło mi pytanie: jakim cudem Aker przeżył?! Na własne oczy widziałam, jak obłażą go skorpiony i jak odcinają mu drogę ucieczki. Na domiar tego Jirou i Bata zasypali przejście. A teraz Aker stał przede mną, jak gdyby nigdy nic, uśmiechał się szelmowsko, patrząc z rozbawieniem na Horusa, który powoli podnosił się z posadzki, jęcząc boleśnie. Aker w końcu się nad nim zlitował i podniósł go brutalnie na nogi, ciągnąc za ramię. Spojrzał mu w oczy, a jego wzrok jeszcze nigdy nie był tak poważny. Wyniosły, a zarazem ciepły.
- No i co ci przyszło ze współpracy z Setem? Ten koleś przez pięć tysięcy lat usiłował cię zabić, a teraz nagle się dogadujecie? Możesz mi wyjaśnić, na czym to polega? Bo nie za bardzo rozumiem.
- Jesteś za młody, żeby… - zaczął Horus przez zaciśnięte z bólu zęby, ale zobaczył wymowne spojrzenie czerwonowłosego.
- Inaczej - zażądał spokojnie Aker. - Nie mów mi, że jestem za młody, żeby to zrozumieć, bo, za przeproszeniem, jestem równie stary co sam pan Ra.
- Bogowie są podstępni, Akerze. Ich działania nigdy nie mają na celu niesienia komuś pomocy. Moje również. Zrozumiesz to za jakiś czas, gdy będziesz znowu wolny.
Akera na moment zatkało, podobnie jak mnie i Jirou. Nie zdążyłam zapytać Horusa, o czym on bredzi, bo bez ostrzeżenia zamienił się w sokoła i odleciał w stronę, z której przyszliśmy. Goniłam go wzrokiem, ale gdy po chwili zniknął z pola widzenia, przeniosłam spojrzenie na Akera, który znowu się uśmiechnął i nasze oczy się spotkały. Nie mogłam nic powiedzieć, bo zaschło mi w ustach, ale Jirou w ciągu ułamka sekundy rzucił się na niego z radosnym krzykiem. A parę chwil później zdzielił go po głowie tak mocno, że po jaskini rozeszło się echo uderzenia.
- Długo za nami lazłeś? - zapytał ze złością mag. Aker wykrzywił wargi w niewinną minę i uniósł lekko ramiona, co tylko bardziej rozzłościło mnie i Jirou.
- Szczerze? Od tego zawalenia, w którym straciliście Ana - wyznał beztroskim tonem, a następnie krzyknął z bólu. Tym razem to ja mu przygrzmociłam i to pięścią w klatkę piersiową.
- I nie mogłeś pokazać się wcześniej? - zirytowałam się, choć starałam się mówić jak najspokojniej się dało.
- Nie mogłem. Zepsułbym plan Ana… i nie pytajcie, jaki to plan, bo nawet tak bystry umysł jak Bata miałby problem z jego zrozumieniem, a co dopiero wy.
On obraża moją inteligencję!
- Liczy się, że żyję i pomogę wam pokonać Seta - dodał na zakończenie swoich wyjaśnień.
- Niby jak? - zwątpił Jirou. - Musimy stać twarzą w twarz z Setem, a niemożliwe jest, żeby zwabić go do tego samego pomieszczenia co Sarkofag.
- Słuchaj, Jirou, gdybyś mieszkał ze mną całe życie pod jednym dachem, szybko doszedłbyś do wniosku, że wszystko jest możliwe, jeśli tylko brak ci piątej klepki.
- Co to znaczy? - spytałam. Czułam, że jak on tak mówi, to zapowiada rychłe kłopoty, a tych wolałabym unikać. Uśmiechnął się chytrze, przesuwając językiem po krawędzi zębów.
- Set sam do nas przyjdzie - oznajmił, a my nadal nie rozumieliśmy, co zamierza. - Pułapkę ustawimy tam, gdzie najmniej się tego spodziewa.
- To znaczy, gdzie? - spytaliśmy chórem, ja i Jirou. Aker uśmiechnął się jeszcze szerzej - dziwne, że mu twarz nie drętwieje od tego ciągłego szczerzenia zębów.
- W jego domu.
Kooooocham Akera!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :P Rozdział świetny, ale ja chcę poznać wspaniały plan Anubisa! Jestem pod wrażeniem twojego stylu i historii, która stworzyłaś. To jest świetne :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na więcej :)
Też kocham Akera ^.^
OdpowiedzUsuńPlan już w następnym rozdziale xD
Też czekam na więcej Twojego opowiadania, dawno nie pisałyście z KaoriK ^.^
Dziękuję :*
Gratuluję Ci, że dotrzymałaś słowa - rozdział pojawił się jeszcze w kwietniu :)
OdpowiedzUsuńRównież bardzo żal mi Anubisa. Gdybym straciła przyjaciół w takich okolicznościach byłoby mi się bardzo trudno pozbierać. On jednak w pewnym sensie zdołał się pozbierać i to mu się chwali. Podziwiam go, że nadal był w stanie po tym wszystkim logicznie myśleć.
Cieszę się, że rozwinęłaś tę scenę z prologu, dzięki temu jeszcze lepiej się czytało. A Seta to w sumie lubię, mimo że jest taki okrutny. Dobra, po krótkim namyśle (Bata) stwierdzam, że jednak tak bardzo za nim nie przepadam xd
Rozśmieszyły mnie rozmowa Thalii i Jirou (jak on potrafi pomóc pozbierać się emocjonalnie przyjaciółce... ;), a później zabawa chłopaka w tej kryształowej sali.
Właściwie to wrzeszcząca Thalia momentami wydaje mi się prawie tak samo straszna, jak te ożywające posągi xD
Również uwielbiam Akera. Jakbym go zobaczyła w takiej chwili i po tak długim czasie, to nie wiem co zrobiłabym najpierw - uściskała, czy poturbowała jeszcze bardziej xD
Czy ten plan to obejmuje w jakiś sposób Batę? Bo nie chcę żeby mój Blondas tak zniknął ^^Nie wtajemniczyli go, ale może jednak... :P
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :)
Pozdrawiam gorąco,
KaoriK :*
Ten rozdział jest moim ulubionym w tej historii. Świetnie się bawiłam pisząc go i chciałabym, żeby więcej rozdziałów było takich wesołych, ale jakoś nie umiem pisać radosnych rzeczy ^.^"
OdpowiedzUsuńThalia - jest straszna ^.^ I miała pobić Akera, ale doszłam do wniosku, że ją jeszcze powkurza zanim mu da w twarz xD
Plan nie obejmuje Baty. Bata robił tylko za przykrywkę, ale nie zniknie - to mogę Ci obiecać i podpisać krwi :P Pojawi się jeszcze później :D
Dziękuję i pozdrawiam :*