Rozdział ze specjalną dedykacją dla Aori! ;*
Na razie jedyny rozdział z perspektywy Baty, dlatego taki wyjątkowy i dla osoby, która ma Batę na pierwszym miejscu w klasyfikacji xD
Dzięki, że jesteś! ^.^
--------------------------------------------------
No! Mamy Pióro Prawdy, lotos, neczeri i Anubisa. Możemy iść po Sarkofag, a potem dopiero martwić się o to, co trzeba będzie zrobić z tymi przedmiotami.
Magmowe Jeziora to właściwie jeden duży zbiornik z lawą wypływającą prosto z jądra Ziemi. Na nim znajduje się jakieś milion niewielkich wysepek, które są ułożone tak gęsto, że wygląda to jakby mniej było magmy. Wszędzie jest gorąco i czerwono, z sufitu zwieszają się stalaktyty, a podłoże jest bardzo niestabilne. Taki widok rozciąga się niezmiennie przez wiele kilometrów. Przechodzi się z jaskini do jaskini, a każda z nich ma mnóstwo tajemnic i pułapek, więc cudem będzie jeśli na nic nie wpadniemy. Anubis nad przeniósł do pierwszej pieczary.
- Czemu nie teleportujemy się od razu do grobowca? - spytała Thalia. Aker spojrzał na nią jak na głupią. Więcej taktu chybaby go zabiło.
- Bo to miejsce jest strzeżone przez magię Arnolda Depputiego, największego maga świata wszechczasów - powiedział spokojniej niż się spodziewałem, oceniając jego humor po minie, którą zrobił. - Jeśli spróbujemy dostać się tam za pomocą czarów, nie będziemy mieć szans na przeżycie. Czas poudawać normalnych turystów.
Słowo “normalny” w jego ustach brzmiało wyjątkowo gorzko. Uśmiechnął się szeroko. Nie rozmawialiśmy za dużo, podczas tej bezkresnej wędrówki przez Podziemie. Anubis wcale się nie odzywał. Ciągle był zdezorientowany po walce z wężem. Nie zdążył umrzeć zanim się pojawiliśmy, ale mógł mieć omamy, które mogły go zmylić. Coś musiało mu się przydarzyć, co go rozproszyło. Na twarzy Akera cały czas majaczył delikatny, dumy uśmiech, czego nie widziałem od dawna. Tak długo się nie śmiał, że dziwnie się czułem, idąc obok niego, kiedy miał dobry humor. Co mnie zastanawiało, to to, że co chwila zmieniał zdanie, kogo popiera. A skoro ja byłem tym zdziwiony, to co musieli czuć Thalia i Jirou, zagubieni w świecie bogów; wplątani w ich wojnę. Spojrzałem na dwójkę dzieciaków. Oboje wyglądali na zmęczonych. Chciałbym im pomóc i odesłać ich do domu, gdzie nie musieliby się o nas martwić. Ale nie było szansy, żeby blondynka zostawiła teraz Anubisa. Polubiła go. To się dało wyczuć bez najmniejszego problemu. Sam jej uśmiech i błysk w oku, gdy na niego patrzyła. Ech, co się dziwić? Szakal to marzenie wszystkich dziewczyn.
- Aker, możesz nam coś wyjaśnić? - odezwał się Jirou. Czerwonowłosy zerknął na niego spod przymkniętych powiek.
- Hm, a co takiego?
- Na początku groziłeś Anubisowi i traktowałeś go jak zdrajcę, potem mówiłeś, że za nim tęsknisz, później go zaatakowałeś, a potem uratowałeś mu życie - wyliczała Thalia na palcach. - Zdobyliście razem neczeri, pomogłeś nam z kwiatem lotosu i nas zdradziłeś. A teraz znów nam pomagasz. To jak to w końcu z tobą jest? Kogo popierasz?
Aker nie odpowiedział. Udawał, że nie usłyszał pytania dziewczyny, ale w końcu powiedział, że wyjaśni to innym razem. Ale oni się zaparli i stanęli mu na drodze, grożąc, że dopóki się nie zdecyduje, to go nie puszczą w dalszą drogę. Spojrzał na nich znudzony. Podniósł Thalię za ramiona i przestawił ją na bok, zaś Jirou po prostu odepchnął lekko na bok. Poszedł spokojnie przed siebie z wysoko uniesioną głową. Dzieciaki patrzyły na niego z otwartymi ustami, a Anubis zaczął się śmiać. Cicho, ale jednak się zaśmiał. Zauważyłem, że bogów bawi zupełnie co innego niż śmiertelników. Choć mnie bawią i boskie żarty, i te ziemskie. Czy to oznaczało, że jestem bardziej ludzki od pozostałych? Może tak, może nie. Nie obchodziło mnie to; cieszyłem się, że mam takich towarzyszy podróży w tak żałosnych chwilach.
Wiele rzeczy chodziło mi po głowie, podczas tej wędrówki. Tak dużo myśli krążyło, mnóstwo magii się we mnie kumulowało. Kiedy szliśmy i nigdzie nie dochodziliśmy ogarnęła mnie złość. Przez przypadek uderzyłem piorunem w skalną ścianę, która zatrzęsła się i posypała nam na głowy kamienie. Pchnąłem przyjaciół do przodu. Wpadliśmy do kolejnej pieczary, a wyjście z niej zostało zasypane. Mogliśmy teraz iść tylko na przód. Aker pokręcił głową, nieświadomie sięgając do kabury. Prychnąłem śmiechem.
- Aker, czy jesteś świadom, że nadal masz skute ręce? - spytałem z rozbawieniem. Czerwonowłosy spojrzał na swoje nadgarstki i wzruszył ramionami. Anubis wyciągnął neczeri zza cholewki buta. Jednym zamachem rozciął ogniwa. Kajdanki opadły na ziemię ze stukotem. Aker rozmasował nadgarstki. Poszliśmy dalej. Przeprosiłem przyjaciół za ten niewielki wybuch złości, przez który jaskinia zawaliła nam się na głowy. Z każdym kolejnym krokiem Jirou trząsł się bardziej, Thalia była bardziej zielona na twarzy, Anubis coraz bledszy, a ja sam czułem się słabiej. To ta moc magów. Osłabia nas, bo wie, po co idziemy. Tylko skąd to wie. Chwila! Thalia użyła imienia Anubisa. Jakieś dwie godziny temu, to prawda, ale użyła. Gdzie słudzy Seta? Czemu nikt nas nie napada? A właściwie, co ja narzekam? Im mniej kłopotów, tym lepiej dla nas. Cóż, nieważne. Za dużo gadam. Rany boskie, ja to muszę iść się leczyć!
Kolejne godziny później przeszliśmy do kolejnej jaskini. Mniejszej i jaśniejszej niż poprzednia. Cała była z węgla; tylko z sufitu zwieszały się korundowe nacieki. Takie rubinowe stalaktyty. Anubis zarządził postój, widząc, że Jirou ledwo powłóczy nogami. Na słowa “Zatrzymujemy się”, rudy w ciągu sekundy prasnął twarzą o podłoże. Nawet nie jęknął z bólu. Od razu zaczął chrapać. Zrobiło mi się go żal. Przeniosłem go w bardziej ludzkie miejsce, to znaczy do skał, które układały się w coś w rodzaju kołyski. Położyłem go między nimi i przykryłem kurtką, którą podał mi Anubis. Nie wierzyłem, że oddał swój skórzany “skarb”, żeby ogrzać tego małego dzieciaka. Thalia siadła przy Akerze. Byliśmy bardzo blisko jądra Ziemi, a mimo to od podłoża nie ciągnęło ciepło, lecz zimno. Dziewczyna trzęsła się. Czerwonowłosy objął ją więc ramieniem. Wtuliła się w niego jak niemowlę w pierś matki. Anubis odszedł od nas kawałek, żeby wznieść wokół nas mocną tarczę z zaklęć ochronnych. Utworzyłem tuż przed dwójką skulonych kulę ognia, aby ich ogrzać. Poszedłem do Anubisa.
- Martwisz się? - spytałem, zbliżając się do niego powoli. Pokręcił głową i rzucił przez ramię spojrzenie na Akera oraz Thalię… choć głównie na Akera.
- Nie. Zastanawiam się, czy mogę w pełni wam ufać - wyjaśnił cicho. Poczułem się odrobinę urażony, o czym nie omieszkałem mu powiedzieć. Rozbawiło go moje oburzenie. Uśmiechnął się ponuro, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Wiesz, że ci ufam. Mówiłem o Akerze i tych dzieciakach.
- Myślałem, że się z nimi zaprzyjaźniłeś - oświadczyłem, myśląc o tym, jak Jirou by się przejął, gdyby An powiedział mu w twarz, że go nie lubi.
- “Przyjaźń” to szerokie pojęcie, Bata, i dobrze o tym wiesz - zauważył. - Na zaprzyjaźnienie się z tobą oraz Akerem potrzebowałem tysięcy lat. A Thalia i Jirou to śmiertelne dzieci, które ktoś zastraszy, żeby zrobiły, co im się rozkaże.
- I myślisz, że Thalia, by cię wydała? Jesteś ślepy, czy co? Ona cię kocha - poinformowałem go szeptem, żeby blondynka nie usłyszała, że o niej rozmawiamy. Wpatrywałem się w niego, a on we mnie. Nie wyglądał na zaskoczonego, ale jednak się trochę zdziwił.
- Kocha? - powtórzył kręcąc głową. - To też za duże słowo. Nie kocha mnie. Oddałem ją Setowi bez skrupułów.
- Żeby chronić jej życie - przypomniałem.
- Zostawiłem ją i Jirou na pustyni, choć wiedziałem, że na pewno umrą tam z głodu lub pragnienia.
- Żeby chronić ich życie.
- Pozwoliłbym ich zabić, jeśli miałoby to mnie ocalić - upierał się.
- Tu już troszkę przeginasz, bo jestem pewien, że tak byś nie zrobił - zaśmiałem się z niedowierzaniem. Pamiętałem, co odpowiedział podczas testu Pióra Prawdy i że go nie spaliło, ale głęboko wierzyłem, że nie mógłby wydać przyjaciół, żeby ratować siebie. - Anubis, jesteś jaki jesteś. Ale tylko dlatego, że sobie tak wmawiasz. Znam prawdziwego ciebie. Prawdziwy ty nie pozwoliłby tknąć tych dzieci nawet palcem. Bo jest w tobie więcej matki niż ojca.
- Daj spokój, Bata. Obaj znamy prawdę. Jestem…
- … dupkiem - dokończyłem z powagą. - To racja, nikt nie będzie się z tym spierać. Ale gdybyś się trochę nad sobą zastanowił, ludzie mogliby uznać cię za dobrego człowieka. Poświęciłbyś wszystko, by nas chronić.
Uśmiechnął się jeszcze bardziej ponuro. Przytulił mnie nieśmiało (chociaż do niego pasowałoby lepiej słowo: niechętnie) i poprowadził do Akera oraz Thalii. Siedliśmy naprzeciwko nich. Zanim jeszcze się do końca usadził, bez wstępu oświadczył naszej trójce:
- Jestem tym, którego potrzebują Set oraz Horus, aby spełnić swój plan. Muszę zginąć, żebyście mogli bezpiecznie aktywować zaklęcie Zamknięcia.
- Ależ, Szakal! - zawołał Aker zrywając się na nogi. - Przecież to nie ty, tylko…!
Anubis uciszył go samym spojrzeniem i przypomniał nam, że do zaklęcia jest potrzebna krew syna Ciemności, którym jest on. Thalia zapytała, dlaczego musi umrzeć, żebyśmy mogli rzucić czar. Wyjaśnił, że nie musi ginąć, by rzucić zaklęcie, ale żeby Set i Horus nie mogli rzucić swojego. A jeśli zginie, to krew nie będzie mu potrzebna, więc będziemy mogli ją na spokojnie wziąć. Dziewczyna wciąż chciała się kłócić, ale tym razem to Aker ją musiał uciszać. Nie pozwolił jej sprzeczać się z Szakalem. Wszyscy trzej wiedzieliśmy, że Set nas podsłuchuje, a jej wrzaski na pewno zwracały uwagę innych bogów. Anubis przyznawał się do swojej roli w planie Seta, żeby odciągnąć go od nas. Tym samym poświęcał siebie, żeby chronić przyjaciół.
- Musisz zginąć? - jęknęła Thalia, przygryzając wargi. - Nie ma innego wyjścia?
- Nie - powiedział bez emocji. - Zginę, wy zrobicie co trzeba i wszystko się dobrze skończy; wszyscy będą szczęśliwi.
- Nie wszyscy - załkała, wstała i odeszła. Rzuciłem mu wymowne spojrzenie, a on warknął na mnie, żebym nawet nie komentował. Skinąłem głową. Poszedł za dziewczyną, wyjaśnić jej, dlaczego chce się poświęcić. Wątpiłem, czy to zrozumie, ale nie odzywałem się zgodnie z zaleceniem. Aker bardzo się zmartwił słowami Ana. Nie wiem, czy tymi, w których mówił o swojej śmierci, czy bardziej tymi, w których wyjaśniał, że jest najpotężniejszą istotą we wszechświecie.
- On kłamie - odezwał się po kilkunastu minutach ciszy. Podniosłem na niego zaskoczony wzrok. Nigdy nie zarzucał Anubisowi kłamstwa. Zdradę, bezczelność i inne takie bardzo często, ale nigdy kłamstwa. Ale jeszcze bardziej się zdziwiłem, kiedy dostrzegłem na twarzy Akera łzy. Złości, smutku, żalu czy czego tam innego… nieważne… to były łzy.
- O czym ty mówisz?
- On kłamie. Nie o jego… Nie pozwoli się zabić. Nie da się ruszyć Setowi - oświadczył czerwonowłosy, patrząc na Anubisa kłócącego się z Thalią paręnaście metrów od nas. - Prędzej sam nas zabije, niż poświęci się dla ratowania świata i nas.
- Aker - wywróciłem oczami. - Szakal tysiąc lat buntował się przeciw nam, swojej rodzinie i pozostałym bogom, żeby ratować wszelkie istnienie. Myślisz, że teraz pozwoli, żeby tę jego walkę szlag trafił? To Anubis, znasz go.
- Tak. I właśnie dlatego wiem, że nie da się zabić, choćby od tego zależało nasze życie.
Wydawało mi się, że na początku Aker chciał powiedzieć coś innego, niż to, że An nie pozwoli sobie umrzeć. Nie mogłem mu jednak wytknąć, że wiem, że coś kręci, bo za moimi plecami rozległ się jakiś nieprzyjemny chrobot. Odwróciłem się. Powoli zbliżała się do mnie co najmniej setka skorpionów. Zadrżałem. Wstałem i cofnąłem się do Akera, który natychmiast kopniakiem odesłał kilkanaście pajęczaków trzy metry w tył. Ale pojawiały się nowe. Było ich coraz więcej i więcej. Przykucnąłem przy kamiennej kołysce, potrząsając Jirou. Obudziłem go i natychmiast wytłumaczyłem, że musimy uciekać. Zapytał czemu, więc pokazałem mu miliony skorpionów gromadzących się wokół nas. Rozległ się wrzask Thalii. Ją i Anubisa też oblazły. Cisnąłem w nie piorunem.
- Biegniemy! - rozkazałem, ciągnąc maga za rękę do wyjścia z jaskini. An i dziewczyna rzucili się za nami. Aker chwilę jeszcze odpędzał skorpiony, żeby dać nam czas na ucieczkę, po czym również się obrócił i zaczął nas gonić. Chrobot zaczął cichnąć. Odwróciłem się. Pajęczaki przestały nas gonić, tylko utworzyły między nami a Akerem mur. Uwięziły go, bo chyba właśnie takie miały zadanie. Chciałem pobiec przyjacielowi na ratunek, lecz Jirou mnie zatrzymał, zapierając się piętami w ziemię. Patrzył na mnie spanikowany.
- Uciekajmy! - poprosił. - Aker da sobie radę! Proszę cię, Bata! Uciekajmy!
- Ale Aker… - nie mogłem go tam zostawić. Przecież taka ilość jadu zabije nawet tak wytrwałego boga jak Aker. Anubis też się wyrywał Thalii, żeby ratować czerwonowłosego. Rozległ się strzał, który zrobił idealnie okrągłą dziurę w murze skorpionów. Zobaczyłem w niej twarz Akera. Uśmiechał się, mimo że pajęczaki obłaziły go już całego.
- Biegnijcie - poruszył bezgłośnie ustami.
- Aker! - wrzasnąłem. Wycelował we mnie pistoletem przez zasklepiającą się wyrwę skorpionów. Zacisnąłem usta i powieki, i pozwoliłem Jirou pociągnąć się za rękę z daleka od przyjaciela. Anubis poszedł po dobroci.
Hej :)
OdpowiedzUsuńSorry, że tak długo nie komentowałam. Ten rozdział jest świetny. W ogóle wszystkie twoje rozdziały są świetne :P. Bata ciskający piorunami, Thalia kochająca Anubisa... i wgl wszystko! :p
Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Tylko nie zabij mi Akera! :p
Pozdrawiam
Neko :)
Hej :)
UsuńSpoko, rozumiem! ^^ Cieszę się, że nadal lubisz i czytasz tę historię.
Następny rozdział już wkrótce!
Hmm... zabić Akera? xD Nie bój nic, nie zabiję. Czeka go coś gorszego :p ale spoko, będzie dobrze ^^
Zdradzę, że do końca maja zamierzam skończyć publikować pierwszą część tej historii, a po wakacjach zacznie się druga część ^.^
Pozdrawiam :)