Postanowiliśmy z Anubisem podróżować jak zwykli ludzie. Jemu ten pomysł nie przypadł do gustu, ale zgodził się na niego tylko ze względu na to, że Thalia prosiła, żeby się nie pakował w kłopoty, co również oznacza: “Nie rzucaj się w oczy”. Pożyczyliśmy samochód od mamy Jirou, bo ona nie jeździ, a nam się przydał niekradziony wóz. Z początku trochę się kłóciliśmy, który ma prowadzić, ale w końcu wyszło na moje, bo ja mam prawo jazdy, a on nie. Ha! Po raz pierwszy w życiu udało mi się wygrać sprzeczkę z Anubisem. Byłem z siebie dumny. Odjeżdżając patrzyliśmy na Jirou oraz Thalię we wstecznym lusterku, którzy machali do nas na pożegnanie. Otworzyliśmy okna i ruszyliśmy pełnym gazem na drogę szybkiego ruchu za miastem.
- To gdzie najpierw? - zapytałem, widząc, że zbliżamy się do rozjazdu. Anubis spojrzał na znaki i wskazał lewy zjazd.
- Musimy dostać się do Peru, więc jedziemy na najbliższe lotnisko poza miastem - uznał i oparł się o opuszczoną szybę okna. Położył na niej rękę, a na nadgarstku głowę i westchnął. Dziwiłem się, jak szybko potrafi mu się zmienić nastrój. Jeszcze kilkanaście minut wcześniej zachowywał się jak radosne dziecko, zaś teraz jakby mu ktoś wyrwał śledzionę. Coś zapiszczało. Zerknąłem na wszystkie wskaźniki i na początku nic nie zauważyłem. Potem skapnąłem się, że benzyna nam się kończyła, więc zacząłem rozglądać się za jakąś stacją. Tylko, że w pobliżu nic takiego nie było.
Jechałem już na rezerwie, aż w końcu zabrakło nam paliwa. Zatrzymaliśmy się na środku ulicy. Uderzyłem pięścią w kierownicę. Odrobinę zbyt mocno - otworzyła się poduszka powietrzna przyciskając mnie do oparcia fotela. Anubis na to zaczął się śmiać i wyciągnął swoją wykałaczkę. Wbił ją w poduszkę, która natychmiast sflaczała, opadając mi na kolana. Z wyrzutem prychnąłem, wysiadając z auta. An też wysiadł, ale się uśmiechał w przeciwieństwie do mnie. Po jakimś czasie pieszej wędrówki udało mu się mnie rozbawić, przypominając mi jak kiedyś razem z Akerem kąpaliśmy się w Morzu Martwym. Nie wiem, dlaczego mu się to przypomniało, ale miło było wspomnieć ten radosny dzień. My pływaliśmy przy brzegu, a nasza Bastet opalała się na plaży. Mieliśmy około trzech tysięcy lat, ale z wyglądu przypominaliśmy dwunastolatków. Wtedy jeszcze Neftyda czasem nas odwiedzała, mimo zakazu Ra, a Anubis nie był zgorzkniały. Dopiero pięćset lat po tym wypadzie nad morze, stał się okropny.
- Szakal, wiesz, że smutno i trudno nam będzie, jeśli nikogo nie weźmiemy do pomocy? - zapytałem mając nadzieję, że skoro ma dobry humor, będzie skłonny poprosić kogoś o współpracę. Pokiwał z uśmiechem głową i sięgnął do kieszeni. Wyciągnął z niej komórkę, wystukał coś szybko, a potem schował telefon z radosnym uśmiechem. Zaniepokoiło mnie to, ale nie skomentowałem. Szliśmy powoli, bo było gorąco, a kiedy na horyzoncie zobaczyliśmy stację benzynową, zrobiło się ciemno. Byliśmy spoceni i ledwo żywi. Czułem się jakby wyparowała i wypłynęła ze mnie cała woda. A gdy dotarliśmy do stacji padaliśmy na twarze.
Pierwsze, co zrobiliśmy po wejściu do małego sklepu, to rzuciliśmy się do lodówek, żeby się napić czegoś zimnego. Anubis sięgnął po butelkę coli, odkręcił ją i wlał sobie do ust pół jej zawartości. Ja wolałem wodę, bo miała więcej zastosowań. Jedną butelkę wylałem sobie na głowę, a drugą opróżniłem w trzydzieści sekund. Od razu zrobiło nam się lepiej. Na szczęście nikogo nie było przy kasie, więc nikt nie mógł nam przeszkodzić. Piliśmy póki mogliśmy. W którymś momencie skończyło się picie.
- No, no, no! - usłyszeliśmy dźwięczny śmiech od wejścia do sklepu. Odwróciłem się błagając w myślach, żeby to nie był właściciel stacji. Ku naszej uldze i mojemu zaskoczeniu była to…
- Bastet! - zawołałem z radością, wstając z podłogi. Podszedłem do niej szybko i uścisnąłem ją najmocniej jak się dało. Podniosłem ją nad ziemię. Pocałowała mnie w policzek, machając końcówką ogona. Potem podeszła do Anubisa, przytuliła go i znowu się zaśmiała.
- Chłopaki, tak się nie robi, wiecie? - wytknęła nam patrząc na dziesiątki pustych butelek po napojach. Wzruszyliśmy ramionami z niewinnymi uśmieszkami, no bo co? Byliśmy spragnieniu po długiej wędrówce, niech się nie czepia. Wyciągnęła z kieszeni swoich obcisłych, skórzanych spodni kilkadziesiąt dolarów i rzuciła je na ladę, jako zapłatę za wypicie wszystkich zapasów. W dodatku zdjęła z półki puszkę sardynek oraz paczkę chipsów o smaku papryczek chili. Rzuciła nam chrupki, które pochłonęliśmy w parę minut.
- To zbierajcie się. Ruszamy dalej - postanowiła odwracając się do wyjścia. Ruszała się jak profesjonalna modelka, kręciła biodrami tak kusząco, że mnie ścisnęło w podbrzuszu. Przyznam się bez bicia, że mnie to zachwyciło, ale nieważne. Poszliśmy za nią, a że nigdzie nie zauważyliśmy samochodu, zapytaliśmy ją jak zamierza dalej podróżować. Wyciągnęła rękę przed siebie i wskazała lśniący w półmroku czarny motor z przyczepą. Zmrużyłem oczy, bo wiedziałem na co się zanosi. Anubis w jednej sekundzie zarezerwował sobie miejsce za kierownicą, a Bastet za nim. Oczywiście; wiedziałem, że przyczepa jest dla mnie, ale cóż. Przynajmniej będzie mi wygodniej niż im - będę mógł wyciągnąć nogi. Zajęliśmy swoje miejsca i ruszyliśmy dalej do lotniska.
Nawet przyjemna podróż by była, gdyby tylko Anubis nagle nie dostrzegł w ciemności sylwetki chudego mężczyzny z kozią bródką. Natychmiast zjechał z drogi i pojechał na przełaj po nierównej ziemi. Bastet darła się na niego, żeby zawrócił, bo jej motor zepsuje, a on nic - ściana. Też zacząłem krzyczeć, żeby zawrócił, bo musimy ratować Akera, a czas nam ucieka. Też nic. Nie zareagował, tylko jechał dalej. Wyhamował tuż przed mężczyzną. Ten spojrzał na nas i uśmiechnął się słabo, ukazując niewielkie białe kły. W ciemności błysnęły też czerwone źrenice. Przeszedł mnie dreszcz. Czułem, że coś złego się zaraz wydarzy, więc kiwnąłem na Bastet głową, żeby trzymała Szakala. Zanim zdążyła go złapać, rzucił się na mężczyznę i z wrzaskiem zaczął okładać go pięściami.
- To ty! Set! Zabrałeś mi Akera! Przez ciebie mogę stracić Batę! Morderca! - ryknął. Wokół nas rozległo się wycie policyjnych syren. Jakby na nas czekali. Czerwono-niebieskie światła ich lamp, zalewały najbliższą okolicę. Skoczyłem do Anubisa, żeby go powstrzymać, ale było za późno. Miał naprawdę mocne ciosy. Mężczyzna leżał już nieprzytomny w kałuży własnej krwi wypływającej z rany w głowie. Przyjrzałem mu się uważnie i bez problemu dostrzegłem, że to nie jest Set, tylko jakiś mężczyzna niezwykle do niego podobny. Złapałem Anubisa za łokcie i odciągnąłem go od jego ofiary. Miał pianę na ustach, cholera! Wyglądał jakby miał wściekliznę.
- An! - krzyknąłem starając się go opanować. - Gliny zjechały! Uspokój się, uciekamy! Zaraz cię aresztują!
Bastet pobiegła do policjantów, spróbować ich zatrzymać. To był głupi pomysł, bo po kilku minutach szarpaniny wrócili z nią, trzymając ją za ramiona. Patrzyła na nas zrozpaczona, samym wzrokiem każąc nam uciekać. Ale Anubis był już tak wściekły i rozdygotany, że kiedy zobaczył, że ją pojmali, wyrwał mi się i ich zaatakował. Pierwszy raz widziałem, żeby mu tak odbiło. Wyglądał przerażająco, musiałem się cofnąć ze strachu przed nim. Policjanci puścili Bastet z zaskoczonymi minami. Wsadziłem ją na motor i kopniakiem odłączyłem od niego przyczepę. Krzyknęła na mnie, że teraz nie pojedziemy we trójkę. Zerknąłem nagląco na Anubisa, który zatrzymał się na sekundę. Policjanci nie byli ubrani w mundury, tylko w egipskie spódniczki żołnierzy. Nie wierzyłem. Rzuciłem mu się na pomoc. Sługa Seta uderzył mnie pięścią. Walnąłem w ziemię, wytwarzając na dłoni mini-burzę. Cisnąłem nią w twarz jednego z żołnierzy, ale ją odbił i poleciała prosto w Bastet. Skumulowana burza wybuchła, gdy chciałem ją odepchnąć na bok. Jej moc odrzuciła mnie oraz kotkę na dwie różne strony. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, ale przed utratą przytomności widziałem, jak żołnierze odciągają Anubisa do radiowozu, a on się szarpał z przerażeniem i rozpaczą na twarzy. Płakał.
Ocknąłem się, gdy słońce stało wysoko na niebie i świeciło mi prosto w oczy. Leżałem na plecach, czując w nich potworny ból. Plus jeszcze miałem rozszarpany policzek. Zaschnięta krew przylepiła mi się do twarzy. Przewróciłem się na bok i podpierając się na ręce, podniosłem się. Wzrokiem obeznałem się z okolicą. Bastet kucała przy swoim motorze ruszając gwałtownie łokciem. Przykręcała chyba jakieś śruby. Wydawała się przybita. Zeskrobałem ciemną posokę z policzka i podszedłem do niej powoli. Kiedy siadłem obok niej, na sekundę przeniosła na mnie spojrzenie, unosząc lekko kąciki ust.
- Bałam się, że się nie obudzisz - powiedziała cicho wracając do pracy. Pojazd był w dość kiepskim stanie. Moja burza rozwaliła spory jego kawałek.
- Emm… Bastet, przepraszam za zniszczenia - mruknąłem nieśmiało spuszczając wzrok na ziemię. Zapanowała cisza, po której poczułem jak bierze mnie za rękę.
- Nie szkodzi - zapewniła. - Próbowałeś ratować Anubisa, to starczy za wymówkę. A z resztą… już naprawiłam. Jedziemy dalej.
- Nie pomożemy mu? Przecież nie mogli go zabrać zbyt daleko, znajdźmy go - zacząłem nalegać, ale ona uparcie kręciła głową. Cicho westchnęła.
- Musimy szukać Akera, nie Anubisa - przypomniała z żalem. - Ty i ja znajdziemy go, pokonamy Seta oraz Horusa i odzyskamy naszego przyjaciela. Tymczasem An się sobą zaopiekuje.
- A jeśli nie? - szepnąłem z bólem w głosie. - Jeśli to jest cena, którą musimy zapłacić za powrót Akera? Jeśli on i Anubis nie mogą być wolni w tym samym czasie? To tysiąc lat, gdy Szakal cieszył się życiem bez walki o nie, ja i Aker byliśmy więźniami Seta.
- Wszystko będzie dobrze - ucięła kotka, chowając klucz francuski do bagażnika motoru i wsiadła na pojazd. - Wsiadaj, ja prowadzę. Ty zadzwoń do Thalii.
- Po co? - zdziwiłem się, siadając za nią i obejmując ją w pasie. Zaśmiała się cicho.
- Żeby powiedzieć jej, że miała rację, jeśli chodzi o Anubisa.
Zastanowiło mnie, o czym ona mówi, a potem sobie przypomniałem. Mówiła, że An wpakuje się w kłopoty, gdy tylko skręci za róg i teoretycznie miała rację. Zaledwie kilka godzin po wyjeździe władował się w ręce sługusów Seta. Uśmiechnąłem się na myśl o reakcji Thalii na tę wiadomość. Sięgnąłem po telefon, wyjąłem go i szybko wystukałem numer dziewczyny. Po dwóch sygnałach usłyszałem jej radosny głos. Wydawała z siebie tyle pytań na raz, że niewiele zrozumiałem. Zobaczyłem, że Bastet się cicho śmieje z wesołości Thalii i jej zdolności gadania na różne tematy jednocześnie.
- Hej, ptaszyno! - zawołałem do słuchawki, żeby ją uciszyć. - Możesz się zamknąć i mnie posłuchać? To fajnie.
Najpierw odpowiedziałem na wszystkie jej pytania po kolei, bo by mi spokoju nie dała, a dopiero potem opowiedziałem o tym, co nam się przydarzyło. Potem grzecznie wysłuchałem kazania, w którym robiła mi wyrzuty, za to, że nie pilnowałem Szakala. Te krzyki zajęły jakieś dwie godziny, aż dziwiłem się, że starczało jej powietrza w płucach, a mnie baterii w telefonie. To było przerażające. Bastet też słyszała to kazanie, mimo że nie ustawiłem głośnomówiącego. W końcu wyrwała mi telefon i zaczęła tłumaczyć Thalii, że nawet agenci specjalni CIA czy FBI nie zdołaliby upilnować tego “narwanego, kochającego zadymy psiaka”. Parsknąłem śmiechem. Kilka minut kotka rozmawiała z dziewczyną na temat Anubisa i naszych poszukiwań, a potem się rozłączyła. Dziękowałem bogom, że się nie przewróciła na tym motorze, prowadząc jedną ręką. Kiedy oddała mi słuchawkę, zapytałem, czy nie możemy trochę zmienić planów Anubisa, ale ona zabroniła i kazała się nie odzywać na ten temat. Posłuchałem. Była tak samo despotyczna jak jej idol. Zapatrzona w niego jak w obraz, pewnie nazywałaby go mistrzem, gdyby nie bała się odrzucenia. Chłopak ma powodzenie: zabujała się w nim nasza kotka oraz Thalia. Wcześniej oczywiście też kilka takich naiwnych było, ale tylko jedna przypadła mu do gustu. Heh… pamiętam ją. Słodka, białowłosa dwunastolatka, w której zakochał się An - Nicole. A potem ją zabito na rozkaz Seta. I to zapoczątkowało tę chorą historię - on uciekł, a Set przysiągł, że go dorwie i zabije za nieposłuszeństwo. Do tej pory mu się nie udało, chyba, że ci jego strażnicy to zrobią. Nie. Nie pozwolę na to.
O rany! Ale ja się stęskniłam za tym opkiem! Normalnie Cię kocham! ^^
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za brak komentarza w poprzedniej notce, ale jakoś nie miałam siły, a to się tak odwlekało i w końcu nic z tego nie wyszło... Dlatego pokrótce powiem coś tutaj:
Jak ja się cieszę, że An i Bata są razem (rany, jak to brzmi xD). Tylko szkoda, że mają tak mało czasu, żeby uratować Akera, ale ja wierzę, że im się uda (i właśnie dlatego mają go uratować xD). Jak już mówiłam, szkoda, że Thalia i Jirou zostali nieco odsunięci od tej historii, ale akcja w tym rozdziale zdecydowanie mi to wynagradza. Ale i tak nie przestanę marudzić, taka ma natura :P I przepraszam za ten potok słów, ale jestem teraz tak mega pozytywnie naładowana, że musisz to jakoś przeżyć. Albo pominąć. Jak wolisz.
No, to teraz nowy rozdział :)
Pierwszy zaciesz: Bata! Normalnie uwielbiam go, a po tej notce to jeszcze bardziej niż wcześniej ;)
Postanowili się zachowywać normalnie... Taa, bardzo im się to udało xD Zwłaszcza na tej stacji, jak dorwali się do napojów xD Normalnie więcej szczęścia jak rozumu, że nikogo z pracowników tam wtedy nie było :)
A później wpada Bastet i... u, między nią i Batą coś iskrzy. Tzn u Baty bardziej, ale coś czuję, że ona mu się nie oprze xD Bo Thalia jest dla Ana xD
Huśtawka nastrojów Szakala mnie przeraża... Normalnie Bóg Tysiąc Humorów na Godzinę xD I żal mi tego człowieka, którego tak poturbował. Jeśli to była prawdziwa osoba, a nie jakieś widmo, czy coś podstawione przez Seta.
Bastet i Bata zostali sami *.* Przepraszam, jestem fangirlem, nie nadaję się do konstruktywnych opinii, ale w sekundę wychwycę, jak między postaciami coś się dzieje xD No, więc mi się podoba. Szczerze mówiąc nie wiem, jak Bata wytrzymał gadanie Thalii przez dwie godziny. To graniczy z cudem! Ale w sumie między innymi za to ją uwielbiam. Tylko szkoda, że zostawili Szakala, jednak fakt, że on o siebie zadba. Rozwalając przy tym więzienie Seta i niewiarygodnie turbując jego sługi, ale da sobie radę... xD
Podoba mi się wątek z Nicole, mam nadzieję, że wspomnisz o niej jeszcze parę razy w tej historii, jestem ciekawa co się tam działo między nią a Anem :)
Nie pozostaje mi powiedzieć nic innego, jak tylko to, że czekam na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam gorąco,
KaoriK :*
Rzeczywiście się rozgadałaś, ale to motywuje, że masz tak wiele do powiedzenia :)
UsuńWybacz brak Jirou i Thalii *pada na kolana*, obiecuję Ci, że jeszcze się pojawią, mimo że nie będzie rozdziałów z ich punktu widzenia.
Co będzie się działo w więzieniu to na razie tajemnica i mogę tylko powiedzieć, że Anubis zostanie obśliniony xD Co do Nicole to nie planowałam o niej wspominać, ale skoro się wątek spodobał, to poważnie się nad tym zastanowię. Już chyba mam nawet koncept! (Hm... nie wiem, czy jeszcze pamiętasz, ale już o niej było w poprzedniej części pod koniec, bodajże w rozdziale "Powracające wspomnienia") ^.^
Kolejny rozdział jakoś w drugim tygodniu października!
Zapraszam i życzę cierpliwości do mnie i moich bohaterów ;*
To cieszę się bardzo :D
UsuńHaha, wybaczam xD
OK, zapowiedź więzienia mnie... intryguje xD Co do Nicole to jasne, że pamiętam, że była o niej mowa wcześniej, głównie dlatego mnie ciekawi, co się działo między nią i Anem - uwielbiam retrospekcje :)
Postaram się być cierpliwa :P, pozdrawiam gorąco,
KaoriK :*