niedziela, 20 stycznia 2013

"Bata zbiera baty, Anubis je rozdaje, a Aker dostaje Kwiat" (Jirou)


    Ogród Izydy był wielki. Wiedziałem, że jest duży, no ale nie, że aż tak. Olbrzymi! Szliśmy do południowej bramy tak długo, że zastał nas wieczór. Kiedy słońce zaszło, zapach lotosu był nie do wytrzymania nawet dla mnie. Jeszcze bardziej zrobiło mi się żal Anubisa. Miałem nadzieję, że Thalia oraz Aker spełnili prośbę Baty i zajęli czymś naszego przyjaciela. Gwiazdy mrugały na niebie wokół okrągłego księżyca. Usiedliśmy koło bramy. I tak siedzieliśmy. Po jakimś czasie zapytałem Batę, czemu nic nie robimy. Zaśmiał się rozbawiony.
 - Jak to nic? Siedzimy, oddychamy, czekamy. I w tej też chwili rozmawiamy - odparł z radością. Fajny z niego człowiek. Zupełnie inny niż Anubis.
 - Jesteś optymistą?
 - Staram się. Bo po co się dołować, kiedy coś pójdzie nie tak? Kijem Nilu nie cofnę, prawda? - rzucił odchylając głowę do tyłu. Przyznałem mu rację. Dobrze chłopak gada. Dalej milczeliśmy. Bata usiadł z nogami skrzyżowanymi i zaczął coś nucić.
    Po kilku godzinach coś nad nami zagwizdało. Na niebie śmignął cień. Wielki, ogromniasty cień! Tuż przed naszymi twarzami wylądowało… coś! Było złoto-czarne. I cztery razy większe od pałacu Seta, który widziałem tylko przez kilka minut. No, dobra. Przesadzam. Ale to coś było olbrzymie. A żeby wam było łatwiej sobie wyobrazić, to powiem, że to coś było wielkości Białego Domu w Waszyngtonie. Miało olbrzymie, lwie łapy z pazurami długości połowy mnie, ciało także należało do lwa i ogon, tylko, że ten był zakończony nie włosami, ale grubymi igłami. Łeb to coś miało orli. Wielgaśny dziób był gruby jak pień dębu, a oczy jak dwa białe świdry. Odbijały się w nich nasze twarze, więc bez problemu zauważyłem, że jestem blady i przerażony. Bata stał w bezruchu, wpatrując się w potwora zaskoczony.
 - Rany, większy niż myślałem - mruknął niezadowolony, po czym rozkazał mi usunąć się na bok i wznieść tarczę osłonną. Posłuchałem go, bo właściwie nie miałem najmniejszej ochoty na bliskie spotkanie z dziobem czy pazurami gryfa. A jak na nas zaskrzeczał to zobaczyłem dodatkowo straszne kły. Między nimi sterczały kawałki mięsa, które już zaczynało gnić. O cholera! Niedobre zapowiedzi.
    Gryf zaatakował. Odchylił łeb do tyłu i z prędkością błyskawicy machnął nim prosto w Batę. Już myślałem, że po moim przyjacielu, a ten po prostu odsunął się kawałek. Jak to zrobił? Tylko on to wie, bo ja nie patrzyłem. Szczerze, miałem ochotę zemdleć ze strachu. Nogi mi się trzęsły. Łapa potwora uniosła się do góry i padła na ziemię. Ostre pazury rozorały ramię boga. Blondyn warknął cicho, krzywiąc się z bólu. Krew spłynęła na ziemię po białej koszuli. Bata wybił się z ziemi i wskoczył na kark bestii. Złapał ją za pióra i szarpnął do tyłu. Wściekły potwór zaskrzeczał boleśnie. Zaczął się szarpać i rzucać chłopakiem. Tak kilka minut się siłowali - Bata po kilku minutach zaczął uśmiechać się tryumfalnie. Chyba myślał, że wygra. A ja jako realista, wiedziałem, że to niemożliwe. Gryf rzucił się na plecy i przygniótł blondyna do muru. Coś chrupnęło. Pewnie kości Baty. Upadł na trawę. Zanim zdążył się podnieść na niebie zabłysnął płomień. Sądziłem, że to jakieś fajerwerki. Ale ogień zaczął się obniżać. Runął na nas jak piorun. Kiedy był tylko kilkanaście metrów nad ziemią dostrzegłem rysujący się w nim kształt dużego łabędzia. Ptak uderzył w ziemię tuż obok Baty, a kiedy znowu wzniósł się w powietrze, pozostawił po sobie wypalony ślad. Blondyn odskoczył do tyłu poparzony żarem bijącym od feniksa. Ognisty znowu zapikował na boga. Usiadł na jego ramieniu parząc go bardziej i zaczął dziobać po szyi, ramionach i twarzy. Mimo strachu zaczęło mnie korcić, żeby mu pomóc, ale wiedziałem, że musi sobie sam poradzić. Teraz to gryf i feniks dali Bacie do wiwatu. Jednocześnie atakowało i jedno, i drugie. W pewnym momencie pod natłokiem skrzydeł, piór, dziobów i pazurów przestałem widzieć Batę. Oj, nieźle mu się dostało! I potem mu się dostanie od Anubisa.
    Nagle za nami rozległ się przeciągły gwizd. Spojrzałem w tamtą stronę. Anubis stał na jednej gałęzi drzewa z wyciągniętym czarnym mieczem. Patrzył się na te zwierzęta wyczekująco. W końcu najwyraźniej znudziło go czekanie, bo rzucił mieczem w łeb gryfa. Olbrzym obrócił się ze skrzekiem i skoczył na Szakala. Zacisnąłem powieki, a potem usłyszałem łomot. Otworzyłem jedno oko. Potwór usiłował wyjąć dziób z pnia drzewa, a Anubis właśnie zeskoczył z jego zadu na ziemię. Feniks poleciał na niego z otwartym dziobem. Myślałem, że An zwariował nie uciekając. I miałem rację! Nadstawił ręce i złapał feniksa za płonący ogon. Wspiął się na drzewo, wyciągnął miecz z łba gryfa i obciął nim piórka lotne ognistego. Wielki ptasi lew wyrwał się z pnia. Rozwarł dziób. W tym momencie Szakal przeskoczył nad nim, wpychając feniksa do gardła gryfa. Zacisnął dziób ptasiego lwa i przytrzymał go ramionami. Z uszu i nozdrzy bestii poszedł dym, a z jego oczu popłynęły łzy. Aż zrobiło mi się go żal. Nie miałem ochoty przyglądać się jego śmierci, więc odwróciłem się do Baty. Blondyn leżał na ziemi i usiłował się podnieść, ale chyba za mocno dostał. Podbiegłem do niego. Wziąłem go pod ramię i pomogłem mu wstać. Chyba jeszcze nie zorientował się, że Anubis zajął się gryfem oraz feniksem. Już po kilku sekundach obaj staliśmy, patrząc jak Szakal zabija dwa potwory. Zajęło mu to więcej czasu niż myślałem. Sądziłem, że jak już wsadził feniksa do gardła gryfa to jeden się udusi, a drugi spali żywcem, ale nie. Ptasi stwór machnął potężnym łbem na boki: feniks wydostał się z dzioba swojego większego kolegi, a Anubis uderzył w drzewo. Dobył miecza i wstał. Na jego twarzy nie było nawet najmniejszego zadrapania ani żadnych emocji. Feniks zapikował na niego, a on upadł na jedno kolano, tnąc ognistego ptaka po gardle i brzuchu. Stwór zarył w ziemię, gdzie zmienił się w kupkę popiołu.
 - Miałeś ich nie zabijać! - zawołał Bata, próbując przedrzeć się przez moją tarczę. Anubis spojrzał na niego, unosząc kącik ust do góry.
 - Ty miałeś ich zatrzymać bez robienia im krzywdy - oznajmił. - Moim zadaniem jest ich zabicie w sposób jak najmniej szkodliwy dla środowiska zewnętrznego. A teraz, skoro zawaliłeś swoje zadanie, daj mi porządnie wykonać moje. Może jednak uratuję naszą misję.
 - Trzymaj mnie, żebym go zaraz nie pierdyknął! - zaklął Bata zezłoszczony. Oj, coś mi się wydaje, że tylko Anubis jest w stanie go zezłościć. Blondyn zrobił się cały czerwony na twarzy i już nie wiem czy ze wściekłości, czy ze wstydu. Zaciskał pięści, ale w chwili, gdy gryf strzelił Szakala ogonem, Bata od razu się ogarnął i z niepokojem obserwował jak ta dwójka rozpoczyna kolejną rundę walki. Obaj wrzasnęliśmy. Anubis chciał przeskoczyć nad potworem, ale ten po prostu go połknął. Rzuciłem się bez namysłu, żeby mu pomóc. Prawie dopadłem do gryfa, kiedy ten, ni z gruchy, ni z pietruchy, zionął na mnie jakimś kwasem żrącym. Gdyby nie to, że Bata skoczył i zgarnął mnie na bok, zostałoby ze mnie to samo, co z tego feniksa. Blondyn siedział przede mną, gotów w każdej chwili do kolejnego skoku. Wyglądał jak naprężony gepard. Miał osmalone ubranie i podarty rękaw, więc doskonale widziałem jego napięte mięśnie ramion. Imponujące! A on wcale nie wygląda na takiego pakera. Chciałbym mieć takie ciało jak on, Aker czy Anubis, albo przynajmniej tylko kondycję. O tak, wtedy wszystkie dziewczyny byłyby moje. I Thalia by na mnie leciała, i może nawet sama Izyda by się we mnie zakochała. Ona jest piękna. Jak te kwiaty lotosu. Delikatna, kusząca. I tak ładnie pachniała. Normalnie cud na ziemi. A nawet może bym zdobył jakieś nagrody pieniężne, żeby pomóc mamie utrzymać dom? O tak, to by było życie. A gdybym poprosił któregoś z nich o trening? A w życiu, skatowaliby mnie. Żeby mieć takie mięśnie, musiałbym ćwiczyć normalnie dwadzieścia godzin dziennie.
    Podczas gdy ja tak sobie marzyłem z otwartymi ustami, z gryfem coś dziwnego się stało. W jego torsie zrobiło się wybrzuszenie. Jakby wielki guz. A z gardła ciekła mu krew. Umpf… niedobrze mi! Chwilę gryf wyglądał jakby się dławił, a zaraz potem jego łeb wylądował na ziemi. Bata wybuchł histerycznym śmiechem. W miejscu, gdzie ostrze przecięło szyję potwora, stał Anubis cały w śluzie i krwi. Zakręciło mi się w głowie. Wszystko, co widziałem zrobiło się jaskrawe, że głowa boli. I nagle ciemność.

    Kiedy otworzyłem oczy, leżałem na kanapie w salonie domku Izydy. Thalia i bogini nachylały się nade mną z zaniepokojonymi minami. Usiadłem mając nadzieję, że nie spadnę na podłogę. Jak mi się przypomniało, co widziałem, zbierało mi się na wymioty. Bata siedział na oparciu kanapy i się na mnie patrzył z uśmiechem na ustach. Jak miło, że się mną przejął. A Anubis i Aker wyglądali dziwnie. Szakal był związany: miał spętane ręce i nogi, i był zakneblowany, a w jego oczach było widać płomienie szaleństwa. Aker natomiast siedział mu na plecach ze skrzyżowanymi nogami, podpierając głowę na ręce. Wyglądał na mocno znudzonego tym, że Anubis się próbuje wyrwać. Otworzyłem usta i podniosłem rękę do góry jak na lekcji. Thalia westchnęła i mi wyjaśniła:
 - Kiedy Bata cię przyniósł nieprzytomnego, Anubis poszedł się umyć z kwasu żołądkowego i krwi gryfa. Szczerze, widok okropny, ale zapach gorszy. Jak już wyszedł z łazienki, Aker go strzelił, że An wyszedł, kiedy on nie widział. Tak zupełnie od czapy się wkurzył. No, to Anubis chwilę stał jakby go to nie ruszało, a potem zrobił dziwną minę i zaatakował Akera. Musieliśmy go związać, żeby nikomu krzywdy nie zrobił.
 - Czemu mu tak odbiło? - zapytałem.
 - To przez zapach lotosów - oznajmiła Izyda. - Bardzo długo wytrzymał, ale widać, że młodszy z Synów Ciemności nie jest tak wytrzymały jak się wydawało.
 - On jest Synem Ciemności? - zdziwił się szczerze Aker, zerkając z ukosa na przyjaciela. - Nie sądziłem, że jest ktoś… ha.
 - Izydo, nie wykonałem swojego zadania - szepnął Bata spuszczając z zażenowaniem wzrok. - Wstyd mi, że nie podołałem, ale proszę: daj nam kwiat lotosu ze swojego ogrodu. Zrobię w zamian wszystko, czego zapragniesz. Przysięgnę ci, królowo magii, wierność po koniec świata. Jedynie pozwól moim przyjaciołom odejść stąd będąc w posiadaniu potrzebnego nam kwiatu.
 - To piękne co mówisz - uśmiechnęła się bogini wstając z kanapy. Podeszła do wysokiego regału z książkami i wyjęła spomiędzy nich jedną kartkę. - Twój test został zaliczony - odwróciła się do niego. - Tylko ktoś wyjątkowo silny jest w stanie obiecać swoją wolność w zamian za pomoc dla przyjaciół. Dostaniecie kwiat.
 - Izydo - wtrąciła się Thalia. - A zadanie Akera?
    Chłopak zgromił ją wzrokiem. Bogini pokręciła głową i zignorowała pytanie dziewczyny. W jej dłoni pojawił się złocisty kwiat lotosu. Wokół niego unosiła się srebrna poświata. Kobieta podała go Akerowi do ręki.
 - To jest nagroda, chłopcze. Trzymaj ten kwiat blisko serca. Teraz możecie odejść, lecz zanim jeszcze… bracie!
    Czerwony błysk. W pokoju pojawił się wysoki mężczyzna z czarną, kozią bródką. Set. Anubis zerwał się z podłogi, zrzucając z siebie Akera. Nawet mimo knebla w ustach zrozumiałem jak krzyczy:
 - NIE!

---------------------------

Rozdział trochę spóźniony, ale to przez brak zasilacza do komputera, więc bardzo przepraszam. W zamian następny kawałek wstawię szybciej. Słowo ^.^

5 komentarzy:

  1. Cieszę się, że pojawił się kolejny rozdział, naprawdę!
    I był Bata! Co prawda trochę mi smutno, że w końcu pojawił się tam Anubis i on zakończył całą "zabawę", bo chciałam żeby blondas się jeszcze wykazał, no ale trudno. Widać taką miałaś koncepcję, jednak żeby być szczerą, muszę powiedzieć, że naprawdę mi się podobało.
    Najbardziej rozwalające było jednak marzenie Jirou o mięśniach i rozkochaniu w sobie dziewczyn. Ach ta powaga w trudnych, wymagających myślenia sytuacjach... xD
    A później ten moment kiedy Jirou odzyskał przytomność - wyobrażenie zakneblowanego Anubisa, przygniatanego przez Akera... Śmiechu warte!
    I pojawił się Set, teraz jestem ciekawa co z tej sytuacji dalej wyniknie, zwłaszcza w stanie Anubisa. Pisz szybko, ładnie proszę! :D
    Pozdrawiam gorąco,
    KaoriK :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybacz, że tak długo, ale mój biedny komputerek się rozładował ^^"

    Dobrze, że lubisz Batę - potem będzie go jeszcze więcej, obiecuję. Cieszę się, że się podobało i przepraszam, że Anubis popsuł "zabawę", ale lepiej tak niż gdyby Bata miał skończyć jako mokra plama, nie? xD
    Jirou jest właśnie po to, żeby "zachowywać powagę". Czasem mu się udaje, a czasem nie, jak widać ^^

    Obiecuję, że jeszcze przed końcem stycznia coś dodam :D I liczę na to, że Ty i Neko też coś szybko napiszecie ;D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, złośliwość rzeczy martwych :/
      Cieszę się, że Baty będzie coraz więcej,szczerze mówiąc to czekam na rozdział napisany jego perspektywą, ale ja wcale nic nie mówię... xD
      Dobrze, że Anubis przyszedł. Bata jako mokra plama... Nie, ja nie chcę! xD
      Jirou tak tutaj rozładowuje sytuację i m. in. za to go właśnie lubię. Przy tym rozdziale nieźle się uśmiałam xD
      Trzymam kciuki żeby Ci się udało. I Ty za mnie i Neko też, w tej chwili zwłaszcza za mnie, bo ona już ma rozdział gotowy... xD

      Usuń
  3. Uwieeeeeeeeeelbiam twój blog :) Akcja mega, myśli Jirou bezcenne, a zakończenie takie, że nie mogę się doczekać dalszej części. Wstawiaj szybko :).
    Pozdrawiam
    Neko

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałam Cię zaprosić na mojego bloga:
    moje-pisarskie-zabawy.blog.onet.pl
    Zaczęłam nowe opowiadanie i może Ci się spodoba :)
    Pozdrawiam gorąco,
    KaoriK :*

    OdpowiedzUsuń