niedziela, 23 grudnia 2012

"Nasze Boże Narodzenie" (Aker)

   Nudaaaaaaaaaa....! I nic więcej!
Zamknęli szkołę, bo jakieś Święta idą! W Egipcie coś takiego nie miałoby miejsca. A wiecie dlaczego? - bo w Egipcie nie obchodzi się Świąt Bożego Narodzenia. (Znaczy, kiedyś się nie obchodziło. Jak jest teraz niestety nie mam sprawdzonych informacji). Nie ta religia.
    Śniegu spadło od chu** i jeszcze trochę, i ciągle pada, więc pani Galer nie chce nas wypuścić na dwór chociażby na 10 minut. Z braku szerszej perspektywy, siedzę więc na parapecie w sypialni, którą w razie gości muszę oddać i iść spać u Anubisa. Mam własny pokój głównie z tej przyczyny, że dzieląc się z kimś przestrzenią, rozniósłbym wszystko w pył. Od listopada rodzinka maga przeprowadziła się na przedmieścia do większego domu niż wcześniejsze mieszkanie, dlatego też wreszcie mieszkam u Jirou, a nie u Thalii. Chociaż ona spędza tu prawie 24/7, więc w sumie bez różnicy czyj dom.
   Drzwi trzasnęły o ścianę, jak zawsze, kiedy Anubis wchodzi do pokoju. On nigdy nie puka. Pieski szakal z bożej łaski.
 - Masz jakiś interes, czy po prostu lubisz mi robić na złość? - warknąłem, spoglądając na niego spode łba. Na tej jego niewyobrażalnie spokojnej gębie nie było widać żadnych emocji. Jedno słowo, które mi się nasunęło: "Zabić".
 - Thalia kazała mi zawołać cię na dół - powiedział chłodno. - Masz pomóc mamie Jirou w przygotowaniu kolacji.
 - A czemu ty nie pomagasz? - zapytałem oskarżycielskim tonem.
 - Jadę z Thalią po drzewko - odparł zadowolony z siebie i wyszedł, zostawiając mnie na parapecie w jeszcze podlejszym humorze niż dwie minuty wcześniej. W końcu jednak stwierdziłem, że będąc wściekłym na Anubisa nikomu nie pomogę, więc wstałem i zszedłem do kuchni, gdzie pani Galer mieszała kutię. Od kilku dni w domu unosiły się niesamowite zapachy, ale dopiero teraz poczułem... jak to mówił Jirou: "Magię Świąt".
 - Dzień dobry, Aker - uśmiechnęła się przyjaźnie mama rudego. - Pomożesz mi trochę z tą rybą? Trzeba wyjąć z niej ości, a ty posługujesz się nożem o wiele sprawniej niż ja.
   Uśmiechnąłem się. Ta kobieta albo miała jakiś radar na zły humor w głowie, albo zawsze była taka miła dla wszystkich. Druga opcja była bardziej prawdopodobna, bo jej syn też taki jest, ale on o wiele bardziej działa mi na nerwy. Usiadłem przy stole i wziąłem nóż do mięs, modląc się, żeby Szakal nie wszedł w tym momencie do kuchni, bo bym go chyba oskalpował. W milczeniu filetowałem karpia, a mama Jirou mieszała w garnku z barszczem. Po jakimś czasie zaczęła mi opowiadać o Bożym Narodzeniu. O tradycji obdarowywania się prezentami, o wspólnym posiłku i takich innych bredniach. Przecież ja to wszystko wiedziałem - nie jestem idiotą. Chociaż niektórzy by się z tym spierali. A potem mimochodem pani Galer wtrąciła coś o godzeniu wszystkich sporów przed zjedzeniem kolacji Wigilijnej. Czyżby subtelna aluzja? Być może.
   Skończyłem te ryby i powiedziałem, że idę się przejść. Nadal padało, ale co mi tam. Założyłem płaszcz i czapkę, i wyszedłem na ulicę. W sekundę zasypało mi oczy, ale wytrwale brnąłem dalej w tej zawiei. Chodziłem po Grenlandii, do jasnej Anielki!

   Zrobiło się ciemno, a ja nie wziąłem zegarka, więc zawróciłem do domu, tylko że... nie bardzo wiedziałem, gdzie jestem. Wywiało mnie na jakąś polankę w lesie i tam przesiedziałem kilka godzin. Jak w końcu zachciało mi się wrócić, miałem problem. Padać przestało jakiś czas temu, ale niebo nadal było zasnute chmurami i nie widziałem Gwiazdy Polarnej, więc szedłem na ślepo. A potem nagle oślepił mnie jakiś blask na niebie.
 - Gwiazda Betlejemska? - zdziwiłem się, patrząc przez palce w górę. Pod chmurami sunęła złota smuga, mrugając do mnie, jakby chciała, żebym za nią poszedł. Tak zrobiłem i...

   ... po półgodzinie stałem już pod domem. Stali tam już wszyscy. I wszyscy mieli zmartwione miny - nawet Anubis (a może raczej: zwłaszcza Anubis). Na mój widok uśmiechnęli się szeroko, a ta scena była tak piękna, że prawie się wzruszyłem. Pani Galer, obejmowała Jirou jedną ręką, a w drugiej trzymała wyciągniętą do przodu latarnię ze świecą. Jej syn przyciskał do siebie wełniany koc i dopiero na to poczułem jak bardzo jest mi zimno. An obejmował Thalię ramieniem i oboje, wyciągali do mnie ręce. Bata miał minę jakby jednocześnie chciał mnie przytulić i wepchnąć mi łeb z zaspę, co mnie rozbawiło do tego stopnia, że parsknąłem śmiechem. Oni też. Poza tą piątką stała tam też Bastet z dzikim błyskiem w oczach, trzymająca Jirou za rękę. Wszyscy unieśli brwi w wyrazie zadowolenia, więc myślałem, że tak bardzo się cieszą, że nic mi nie jest. Pomyliłem się.
 - AKER! - tak znajomy głos, tuż obok mnie, wywołał nagłe przyspieszenie akcji serca i sprawił, że wedle życzenia Baty, wylądowałem w zaspie, a nade stał wyszczerzony szelmowsko od ucha do ucha szatyn o tak ciemnogranatowych oczach, że wydawało mi się, że patrzę w otchłań. Mimo temperatury -18 stopni Celsjusza chłopak nie wyglądał na zmarzniętego, chociaż stał po kolana w śniegu w samych dżinsach i do połowy rozpiętej granatowej koszuli z krótkim rękawem.
 - Robin? - zdziwiłem się, siadając, gdy Jirou podawał mi koc. - Co ty tu robisz?
 - Przyjechałem na Święta, Anubis mnie zaprosił - Robin* podniósł mnie i wprowadził do domu, opowiadając, czemu przyjechał: - An opowiadał mi przez iryfon, że się pokłóciliście i chciałby, żebym was pogodził, więc przyleciałem z Grecji. Nikt nie mówił, jak mam działać, więc podpowiedziałem ci pomysł ze spacerem na tę polanę, żebyś długo nie wracał. Wiedziałem, że Szakal będzie się martwić i ci wybaczy to... cokolwiek zrobiłeś. Podziałało, tylko nie przewidziałem, że jesteś takim matołem, żeby się zgubić.
 - Ta spadająca gwiazda to byłeś ty?
 - Ktoś musiał cię znaleźć - zaśmiał się Robin. - Chodź, kolacja stygnie. Pogadamy później.
      Poszedłem z pozostałymi do salonu, gdzie wszystko było już przygotowane. Przystrojona choinka migała radośnie, potrawy pachniały przepysznie, a nad stołem wisiała jemioła. Wreszcie czułem się jak w domu.

     Po kolacji (i dłużącym się w nieskończoność składaniem życzeń) usiedliśmy całą gromadą przy choince, a Robin naciągnął mi na oczy czerwoną czapkę św. Mikołaja. Nie mogłem uwierzyć, że on tu jest. Nie widzieliśmy się od wielu miesięcy i nagle nam spadł na głowę. Prawie dosłownie. Prezenty! Najbardziej wyczekiwana przez Jirou część Wigilii.

On dostał:
1. od Anubisa: nową różdżkę (z jasnego drewna, zakończoną perłą)
2. od Baty: świnkę morską
3. od Bastet: klatkę dla świnki morskiej
4. od Thalii: żarcie dla świnki morskiej
5. od mamy: srebrny zegarek
6. od Robina: dziwne czerwone pudełko (w którym, jak się później okazało, były gałki oczne. Po przeraźliwym krzyku dziewczyn i Jirou, Robin wyjaśnił, że to tylko żelki)
7. ode mnie: gumki do włosów, żeby mógł sobie związać te rude kudły do ramion

An dostał:
1. od Baty: nowe glany
2. od Bastet: obrożę z krótkimi ćwiekami
3. od Jirou: album na zdjęcia
4. od Thalii: aparat fotograficzny
5. od pani Galer: poradnik o rozmowach z dziewczynami
6. od Robina: kulę śnieżną z napisem "Jestem transwestytą" (wszyscy się podpisaliśmy na plastiku, więc wszyscy nimi byliśmy)
7. ode mnie: swój wisiorek z głową psa, ale naprawiony, wyczyszczony i z dwoma rubinami zamiast oczu

Bata dostał:
1. od Anubisa: kluczyki (jak się potem okazało do srebrnego chevroleta**)
2. od Bastet: kożuszek z baraniej wełny z kartką, na której było napisane: "Żaden baran, ani kot nie ucierpiał na produkcji"
3. od Thalii: zestaw do włosów (szampon, odżywkę, maseczkę, szczotkę, grzebień i spinki)
4. od Jirou: piłkę do nogi z podpisami najsłynniejszych piłkarzy świata
5. od pani Galer: maskotki "Serce i Rozum" w świątecznych czapeczkach
6. od Robina: strój renifera Rudolfa z działającym na baterie nosem
7. ode mnie: perkusję

Robin dostał:
1. od Anubisa: okrągły dzwoneczek na szyję, taki jak św.Mikołaj przywiązuje swoim reniferom
2. od Baty: teleskop
3. od Bastet: książkę o starożytnej architekturze
4. od Jirou: kupon na 50% zniżki u fryzjera (bardzo praktyczny prezent, biorąc pod uwagę, że Robin ma szopę na głowie)
5. od Thalii: siedem biletów na koncert Three Days Grace (oczywiście po to, żeby nas tam zabrał)
6. od pani Galer: książkę o kosmosie
7. ode mnie: litr spirytusu i kieliszek z napisem "Najlepsza niania"

Bastet dostała:
1. od Anubisa: czerwony spray do graffiti i szablony płomieni
2. od Baty: srebrno-złotą arafatkę z agrafkami
3. od Thalii: duże, złote kolczyki kólka
4. od Jirou: Mikołaja z czerwonej gumy do żucia
5. od pani Galer: kask na motor
6. od Robina: skórzany kombinezon na motor przyozdobiony gwiezdnym pyłem
7. ode mnie: strój pirata jako aluzję do jej szaleńczego stylu jazdy

Thalia dostała:
1. od Anubisa: wisiorek w kształcie połowy pękniętego serca z wygrawerowanym "BFF <3" (drugą połowę miał on)
2. od Baty: słownik egipsko-angielski
3. od Bastet: zestaw bardzo drogich kosmetyków
4. od Jirou: perfumy "Chanel No.5"
5. od pani Galer: naszyjnik z niewielkich nieoszlifowanych bursztynów
6. od Robina: gwizdek na psy (tzn. na Anubisa)
7. ode mnie: gaz pieprzowy

Mama Jirou dostała:
1. od Anubisa: kilka pasów z napisami: "Na Batę", "Na Akera", "Na Thalię", "Na Jirou" i "Na Anubisa"
2. od Baty: klepsydrę wypełnioną solą morską
3. od Bastet: kocimiętkę (taką roślinę, od której koty "dostają jobla***" - jak to skomentował Robin)
4. od Jirou: świecę o zapachu lotosu
5. od Thalii: bransoletkę z błyszczących kamyków i muszelek znad morza
6. od Robina: piękną granatową sukienkę ozdobioną prawdziwymi diamencikami
7. ode mnie: książkę pt. "Jak wychować rozwydrzonych bogów" (mojego autorstwa)

Ja dostałem:
1. od Anubisa: gitarę elektryczną
2. od Baty: zdjęcia z 1879 roku (robiliśmy wtedy zdjęcia z byle okazji: ja, Bastet, Anubis, Bata i kilku naszych przyjaciół)
3. od Bastet: zbiór akordów najlepszych piosenek rock'owych wszech czasów
4. od Thalii: wzmacniacz
5. od Jirou: nowe pistolety RGP Dual Mach 5, duuuuużo naboi oraz tarczę do strzelania
6. od Robina: wełniany różowo-czarny sweterek w serek z wydzierganym serduszkiem, w którym był napis "I'm No.1"
7. od pani Galer: czerwone czapkę, szalik i rękawiczki

   Cóż, prezenty niczego sobie! Niektórzy się nieźle wykosztowali, ale i tak Robin dawał najlepsze. Kupa śmiechu była. Za ten sweterek to miałem ochotę wywalić go przez okno, żeby sobie kark skręcił, ale niestety: przeżywał upadki ze znacznie wyższych wysokości. Zamiast tego nalałem kompotu do kubka i wylałem go na głowę Robina. Tak więc właśnie minęły mi pierwsze Święta w gronie nowej, popapranej, patologicznej rodzinki xD

------------------------------------------

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę wszystkim moim Czytelnikom mnóstwo zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń tych dużych i małych, ważnych i mniej ważnych, ale wszystkich. Życzę też chęci do nauki, do rozwijania swoich umiejętności i pasji. Mnóstwa fajnych prezentów, dobrych osiągnięć w nauce czy pracy i czego Wam się tam jeszcze zachce. Wybuchowego Nowego Roku, kolorowych fajerwerków, kaca jak stąd do Vegas, no i oczywiście, żeby rok 2013 był tysiąc razy lepszy od 2012. (I żadnego końca świata)

Pozdrawia autorka, to znaczy - ja!
 Zofia Ciastoń

------------------------------------------
*** w kolejnych rozdziałach będzie wyjaśnione, dlaczego właśnie do tego auta
**"dostać jobla" = "zachowywać się jak na prochach", "świrować"
*Robin jest bohaterem, który pojawia się dopiero w drugiej części całej historii o Anubisie i znajomych, ale niestety musiałam wprowadzić go teraz, ponieważ Święta bez Robina, to nie Święta xD Miał być niespodzianką, ale niech już będzie. Kilka słów o nim: jest wredny, miewa głupie pomysły, ma specyficzne poczucie humoru... no i umie latać po niebie ^.^ (tajemnica, jakim cudem umie, ale może ktoś się domyśli xD)

2 komentarze:

  1. Na początku powiem:
    Kocham Cię za ten dodatek! Nawet nie wiesz, jak się wyczekała na kolejną część historii.
    Historia świetna, a perspektywa Akera niekiedy zabójcza xD
    No i Anubis pojechał z Thalią po drzewko ^o^
    Pojawił się nowy bohater, którego już lubię, zwłaszcza po tym, że się poświęcił i latał po niebie (też tak chce! ^o^), po to tylko żeby Akera znaleźć. Fajna, ta Gwiazda Betlejemska :)
    To ja może przejdę do prezentów:
    OK, najlepsze prezenty dostał Jirou, Bata, Thalia i mama Jirou. No i Robin ten litr spirytusa xD
    Nie mogę się doczekać kolejnych części! :)
    Pozdrawiam gorącop,
    KaoriK :*
    PS. Zapraszam na swojego bloga : moje-pisarskie-zabawy.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie mogę... Uwielbiam cię! (mówiłam już to kiedyś?) Masz świetny styl pisania, a historię najlepszą na świecie. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów, dodatków, czy jakikolwiek napisanych przez ciebie historii :).
    Pozdrawiam
    Neko

    OdpowiedzUsuń