Domek Izydy był otoczony tą samą magią, co jej ogród. Wewnątrz był o wiele przestronniejszy niż na zewnątrz. Ale piękny jak pałac.
Po kąpieli w łaźni, wszyscy poszliśmy do salonu, gdzie Izyda czekała na nas z herbatą i ciastkami. Miła kobieta, a Anubis patrzy na nią jak na żabę. Wydaje mi się, że w sumie tylko ja, Thalia i Bata ją polubiliśmy. Aker traktował ją jak kogoś gorszego; był okropny. Kiedy podsunęła mu tacę z ciastkami, on tylko spojrzał na nie, prychnął i oparł się. Myślałem, że Izyda się obrazi, a ona ku mojemu zdziwieniu uśmiechnęła się. Podała mi słodkości. Natychmiast wsadziłem je sobie do ust. Rozpływały się. Były pyszne, kremowe, mięciutkie. Mniam! Thalii też smakowały. Uśmiechała się błogo, chrupiąc kawałek po kawałku. No, przynajmniej nie tylko mnie zjedzie Anubis, jeśli będzie miał taką ochotę.
- Pani, czekałaś na nas - zaczął uprzejmie Bata. - Skoro wiedziałaś, że nadejdziemy, musisz też wiedzieć, po co przybyliśmy.
- Oczywiście, mój kochany chłopcze - uśmiechnęła się pięknie Izyda. Była tak niesamowita, czarująca, urzekająca, że prawie straciłem zmysły. - Potrzebujecie kwiatu z mego ogrodu. Oddam wam go z chęcią, lecz nie za darmo.
- Mów, pani, czego od nas żądasz. Damy ci wszystko, jeśli dzięki temu zdobędziemy lotos - obiecał blondyn. Thalia gorliwie pokiwała głową, a Aker tylko przytaknął. Anubis nie reagował na nasze rozmowy. Stał przy zamkniętym oknie z czołem opartym o szybę. Widziałem w jego oczach tęsknotę. Chciał wyjść, ale wiedział, że nie może póki wszyscy nie opuścimy ogrodu Izydy.
- Każdy z was dostanie ode mnie zadanie, które będzie musiał wykonać. Jeśli zawiedziecie, kwiatu nie otrzymacie.
- Przepraszam, Izydo. Powiedziałaś “każdy” a nie “wszyscy” - wtrąciła się Thalia. - Czy to przejęzyczenie? Czy ja nie dostanę zadania?
- Nie, kochana - przytaknęła królowa magii. - Ty swoje zadanie wykonałaś. Nie łatwo jest opuścić świat śmiertelników, by wejść do świata bogów, magów i magii. Wiem, że jesteś godna, aby otrzymać kwiat lotosu.
- Pani Izydo, ja również opuściłem świat śmiertelników i wkroczyłem do bogów, magów i magii - przypomniałem o sobie. Bogini spojrzała na mnie przyjaźnie i położyła mi dłoń na głowie. Miałem nadzieję, że ten gest znaczy, że nie będę musiał nic robić. Słabo mi się zrobiło.
- Jirou, ty nigdy nie należałeś do świata zwyczajnych ludzi. Choć swą moc odkryłeś niedawno, magia zawsze płynęła w twoich żyłach, czyniąc cię częścią mego królestwa. Dostaniesz swoje zadanie, lecz ze względu, że nie wiesz, na czym polega twoja potęga, będzie ono łatwiejsze niż Akera, Baty czy Anubisa.
- Pani… - jęknąłem, ale ona mnie uciszyła gwałtownym gestem. Podniosła dłoń. - Powiedz, na czym polega moje wyzwanie?
- Mój kochany, w sercu mego ogrodu znajduje się drzewo. Jedyne bez liści i kwiatów. Pragnę, abyś w swoim zadaniu ożywił je magią.
- I to jest łatwe? - spytałem z nutą ironii. - Tak, tylko machnę różdżką i po krzyku, oczywiście.
- Kochany chłopcze, moja magia zawsze będzie w tobie krążyć. Z nią wszystkiego dokonasz - zapewniła mnie Izyda, a potem zrobiła coś, czego się nie spodziewałem. Pochyliła się i pocałowała mnie w czoło i oba policzki. Poczułem, że się czerwienię, a obok mnie Thalia krztusi się śmiechem. Skinąłem głową.
- Pani, czy oni pójdą ze mną? - zapytałem. W sumie czułbym się pewniej, wiedząc, że mam za plecami boga, który w razie czego mi pomoże. Izyda popatrzyła na mnie, a później na moich przyjaciół.
- Tylko Anubis - odparła bogini. - Jest twoim nauczycielem, powinien nadzorować twoją magię.
- Skąd wiesz, że to mnie wyznaczono? - Szakal odwrócił się od okna i popatrzył na nią. Izyda uśmiechnęła się. Odezwał się chyba po raz pierwszy, odkąd weszliśmy do domku.
- Rozmawiałam z Thotem, po tym jak od niego wyruszyliście - wyjaśniła kobieta, wstając z kanapy. Podeszła do drzwi i je otworzyła, a Anubis przymknął oczy. W nos uderzył mnie niesamowicie słodki zapach lotosu. Wyszedł tuż przede mną. Pożegnałem się z Thalią, Batą i Akerem.
Dogoniłem Szakala kilkanaście metrów od domku bogini. Nie wyglądał jak on. Odkąd opuściliśmy szkołę każdego dnia wyglądał doroślej, chociaż z każdym dniem stawał się bardziej ludzki. A teraz wyglądał jak mniejsza wersja Seta, poza drobnymi różnicami. Z tego co mi Thalia opowiadała, to Set miał kozią bródkę i był straszliwe chudy. Anubis nie. Znaczy schudł i to bardzo, ale nie chorobliwie. Ubrał się w brązowe legginsy do kostek, wysokie buty (tym razem czerwone), koszulę z czarnej satyny ze złotymi guzikami. Przy bucie miał neczeri, a przy pasie krótki miecz wykuty z czarnej stali. Jego rękojeść była srebrna; na niej wyryto hieroglify. Skąd miał broń? Tego nie wiem, ale wyglądał jak rycerz. Izyda podarowała mu pektorał z czystego złota, zdobiony rubinami, szafirami, szmaragdami, ametystami i każdym innym rodzajem kamieni szlachetnych. Ogólnie ozdoba była piękna i bogata, ale Anubis nie chciał się nią chwalić, więc założył ją i ukrył pod koszulą. Szliśmy w milczeniu, aż doszliśmy na najwyższy pagórek. Rzeczywiście, stało na nim wielkie drzewo. Chyba największe ze wszystkich. Nie miało nawet jednego koloru. Było po prostu czarne. Miało rozłożyste konary, na jednym nawet siedział kruk. Ziemia wokół drzewa była sucha, popękana, nie porośnięta trawą. Smutny widok. Nie wiem czemu, ale gdy na nie patrzyłem, pomyślałem o Anubisie. Też był taki samotny. Opuszczony i zniszczony przez czas. Ale jeśli je da się ożywić, to może Szakala również?
Czarnowłosy usiadł na trawie, tuż przy granicy z ciemną ziemią. Patrzył na drzewo ze smutkiem, żalem i złością. Dzięki łączu empatycznemu wyczułem, że ma takie samo skojarzenie jak ja. I, że bardzo liczył, że uda mi się przywrócić drzewu dawne piękno. Stanąłem pod próchniejącym pniem. Zastanawiało mnie, jak mam wykonać zadanie Izydy. Z początku próbowałem po prostu podlać drzewo wodą, potem napełnić ziemię solami mineralnymi. Kilkanaście minut później przypomniałem sobie, że nauczyciel biologii w szkole opowiadał, że aby roślina mogła znów żyć, muszę przyciąć jej stare gałązki. Bałem się, ale musiałem spróbować. Tylko jak to zrobić? Nie uczyłem się magii bitewnej, Anubis nie powiedział jak. Musiałem zrezygnować z tego pomysłu. Spojrzałem na Szakala, szukając u niego pomocy.
- Użyj swojego serca i umysłu, Jirou - poradził na jednym wydechu. - Magia musi wypływać z ciebie, nie z różdżki.
Coś podobnego mówił mi Thot. Zamknąłem oczy i skupiłem się. Magią ziemi próbowałem jakoś wpłynąć na roślinę i jej liście. Kora delikatnie zbrązowiała, ale nic więcej. Gdybym mógł coś innego wymyślić. Co by zrobiła Izyda? Taka dobra kobieta prędzej by oddała własne, nieśmiertelne życie niż pozwoliłaby komuś umrzeć. O, to jest pomysł! Może oddam część swojej mentalności drzewu? Warto spróbować. Niech moja magia płynie ze mnie, a nie z różdżki. Stałem kilka minut w całkowitym bezruchu i czułem parzący wzrok Anubisa na plecach. Usłyszałem cichy szelest. Zimna dłoń Szakala chwyciła mój nadgarstek, a jego głos kazał mi otworzyć oczy. Posłuchałem. An stał obok mnie z zadowoleniem wpatrując się przed siebie. Drzewo, które było celem mojego wyzwania stało porośnięte zielonymi liśćmi, kolorowymi kwiatami, a wokół na wietrze kołysała się świeża trawa. Na moich oczach rozwijały się nowe, wonne lotosy.
- Jestem z ciebie dumny, dzieciaku - oznajmił cicho. Rzuciłem mu się na szyję. Nie chciałem go już nigdy więcej puścić. Bogowie, powiedział, że jest ze mnie dumny! Odepchnął mnie od siebie. - Ej, zasada trzech sekund!
- Naprawdę jesteś ze mnie dumny? - spytałem z radością. Skinął mi głową.
- Idziemy do Izydy. Im szybciej wykonamy wszystkie zadania, tym szybciej dostaniemy kwiat i stąd odejdziemy.
Wróciliśmy do domku bogini, gdzie pozostali czekali na nas. Anubis nie powiedział nawet słowa przez całą drogę, ani też po tym, jak weszliśmy do naszych znajomych. Stanął przy oknie, zacisnął dłonie w pięści i znowu przestał oddychać. Biedak, tak strasznie się męczy, żeby ratować świat. Szkoda go. Nagle znalazłem się w czyichś ramionach. Izyda mnie przytuliła tak mocno, że prawie zacząłem się dusić. I byłem pewien, że moja twarz zrobiła się czerwona jak światło na przejściu dla pieszych. I zrobiło mi się gorąco, a Thalia zaczęła się głupio śmiać. Z resztą nie tylko ona. Aker o mało co nie spadł z kanapy na widok mojej miny. Tylko Bata się ze mnie nie nabijał. On się patrzył na Anubisa. Mogło się komuś wydawać, że ten jego uśmiech oznacza naigrawanie się z cierpiącego, ale ja wiedziałem, że współczuje Szakalowi. Tak jak ja. Izyda szepnęła mi do ucha, że nic mu nie będzie. Bata poprosił o swoje zadanie. Królowa magii zaśmiała się jak złoto.
- Kochany, ty musisz przejść test siły - zapowiedziała. - Od strony południowej bramy na mój ogród napada gryf. Z pustoszeniu tamtych okolic pomaga mu młody feniks. Pragnę, abyś powstrzymał ich bez robienia im krzywdy, czy rozumiesz? Podołasz temu?
- Tak, pani - Bata wstał i lekko się skłonił. - Pójdę tam i wrócę.
- Zabierz Jirou, by cię wspierał - poprosiła Izyda, patrząc na mnie z uśmiechem. - Zasłoni się tarczą i nie będzie przeszkadzać.
Blondyn popatrzył na mnie niepewnie. Chciałem z nim pójść i Izyda o tym wiedziała. Dlatego go prosiła, żeby mi pozwolił. Chwilę bałem się, że Bata odmówi z obawy, że może mi się coś stać. Ale ku mojemu szczeremu zdziwieniu on pokiwał głową. Otworzył przede mną drzwi i wyszedł dopiero po mnie. A wcześniej usłyszałem, jak prosi o zajęcie Anubisa czymś innym niż hipnotyzujący zapach lotosów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz