środa, 31 października 2012

Halloween (Aker)

Oneshot z serii: "Co by było, gdyby... Aker, Bata i Anubis mogli zwyczajnie żyć"

Oneshot'y będą pojawiać się bardzo rzadko (najczęściej z okazji jakiegoś święta lub tak dla rozrywki). Niemniej jednak mam nadzieję, że nie będą za bardzo odciągać od głównej opowieści.
Chciałabym wiedzieć, co myślicie na temat takich krótkich opowiadanek, więc dajcie znać w komentarzach - czekam na Wasze opinie : ) A teraz zapraszam do czytania...

------------------------------------------------

      31. października nadszedł tak szybko, że aż za szybko. Pierwsze, co wpadło mi do głowy po "obudzeniu się" (tak, ja nie sypiam, bo mi to niepotrzebne, ale udaję, skoro już mieszkam u Thalii <przynajmniej tymczasowo póki u Jirou nie będzie wolnego pokoju>) to: "HALLOWEEN!". Wyskoczyłem z łóżka i pobiegłem do pokoju Baty, który już nie spał. Siedział na podłodze koło swojego łóżka i gapił się na jakieś zdjęcie. Nachyliłem się nad nim.
 - Co to? - zapytałem, siadając obok. Dał mi czarno-białe zdjęcie, na którym on, ja, Anubis oraz Bastet siedzimy w nocy na cmentarzu wśród płonących lampionów. Data wykonania fotografii: 31.10.1012 r. Doskonale to pamiętam - ostatnie Halloween, które spędziliśmy razem zanim Set wziął i się zeźlił na cały świat. Patrzyliśmy na to zdjęcie, aż przerwało nam pukanie. Podnieśliśmy głowy i uśmiechnęliśmy się do Thalii, stojącej w otwartych drzwiach. Była już w pełni ubrana, a przez ramię miała przewieszoną torbę.
 - Chodźcie, chłopaki - popędziła nas. - Anubis i Jirou już czekają pod bramą. A An nie wygląda na zadowolonego.
 - On nigdy nie jest zadowolony - mruknąłem, podnosząc się z podłogi.
 - Nie przesadzaj, Aker - zaśmiał się Bata, idąc w moje ślady. - Raz na tysiąc lat zdarzało mu się mieć dobry humor.
   Thalia obrzuciła nas rozbawionym spojrzeniem i wyszła, pozwalając nam się przebrać. Zajęło nam to mniej niż trzy minuty i po tym czasie staliśmy w czwórkę przed jej domem. Dopiero kilka chwil później dołączyła do nas ze skrzywioną miną. Poklepałem ją po głowie, a ona spojrzała na mnie jakby mówiła: "Moglibyście choć stwarzać pozory normalności". Jirou i Bata wybuchli śmiechem, a Anubis wywrócił teatralnie oczami i ruszył do szkoły. Poszliśmy za nim. Było mokro. I to bardzo. Tylko cudem udało mi się powstrzymać przed wrzuceniem któregoś z moich przyjaciół do kałuży. Anubisa oczywiście bym się nie ośmielił, bo mógłby się zemścić i to okrutnie, ale Batę czy Jirou mogłem bez wahania, jednak tego nie zrobiłem. Dotarliśmy do szkoły susi, za to potargani niemiłosiernie przez wiatr.
   W szatni, gdy zdejmowaliśmy kurtki i szaliki, podbiegła do nas Emma, piszcząc z radości. Thalia błagała ją, żeby się zamknęła, ale weź tu przekaż takiej wariatce, że ma się uspokoić. Jirou spojrzał błagalnie na Anubisa, wyciągając zza paska różdżkę, ale ten pokręcił głową. Stwierdziłem, że jak się Emmę zignoruje, to w końcu się przymknie. Po kilku minutach zapadła cisza, więc wreszcie się odwróciłem. No, tak: Bata ją uciszył, przytulając ją do siebie. Ten chłopak jest naprawdę niesamowity - ciągnie do siebie dziewczyny jak magnes i jeszcze mu mało, haha. Oparłem się o szafkę, czekając aż Emma powie nam, o co chodzi, ale na tyle normalnym tonem, że ją zrozumiemy.
 - Wiecie, co dzisiaj jest? - zapytała, odsuwając się niechętnie od Baty. Widać było, że ledwo się powstrzymuje przed piskiem.
 - Halloween - wzruszył bezradnie ramionami Jirou.
 - Tak! I co jeszcze w związku z tym? - zaczęła podskakiwać w miejscu. Spojrzeliśmy po sobie, nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu Thalię olśniło.
 - Impreza! Dyrektor się w końcu zgodził? Świetnie! - wykrzyknęła, przytulając przyjaciółkę. - Niesamowicie! Chłopaki, to będzie wasza pierwsza dyskoteka w szkole. I to na Halloween. Coś dla ciebie, Anubis.
   An uśmiechnął się krzywo i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał mu dzwonek. Odetchnąłem z ulgą, bo jak on zacznie wymyślać wymówki, to już nigdy nie skończy. A kto będzie musiał go przekonać? - oczywiście, że ja. Nikogo innego się nie posłucha. Wziąłem plecak i poszedłem na lekcję. To nie fair, że jestem sam w klasie. Znaczy, są inni uczniowie, ale jestem jako jedyny wśród swoich przyjaciół. Trudno - ja przynajmniej już za rok skończę szkołę, a oni będą się tu męczyć dalej. Usiadłem w ostatniej ławce pod ścianą, wyjąłem książki i położyłem na nich głowę. Poczekałem tylko, aż nauczyciel wyczyta moje nazwisko, a potem się wyłączyłem.
   Cały dzień chodziłem jak nieprzytomne zombie i dopiero znalazłszy się z powrotem w szatni, obudziłem się z półsnu. Skończyłem lekcje przed pozostałymi, więc siedziałem przez godzinę sam, wpatrując się w plakat reklamujący dyskotekę Halloweenową. Hmm... trzeba by pomyśleć o przebraniu. Thalię przebierzemy za wiedźmę - to dość oczywiste. Anubis zejdzie ze śmiechu. A Jirou czasem wygląda jak szczeniak, więc może być wilkołakiem. Z Baty zrobimy Draculę - będzie wariatkowo. Anubis się przebierze w spódniczkę i założy pektorał, a do tego wyrosną mu uszy szakala i będzie przebrany za samego siebie. Ja ubiorę się jak goth i wszyscy będą przede mną uciekać. Właściwie już uciekają jak tylko się pojawię, więc nie ma różnicy.
 - Aker! - z zamyślenia wyrwał mnie głos Jirou. Podniosłem głowę, żeby spojrzeć na rudego. Już wszyscy skończyli lekcje i byli gotowi do wyjścia. Wstałem i poszedłem za Thalią. Gdy już dochodziliśmy do domu Jirou, który był naszym stałym przystankiem, skoro Anubis tam mieszkał, Thalia stanęła na palcach i szepnęła mi do ucha:
 - Bata mówi, że jutro, w Święto Zmarłych, Anubis ma urodziny, to prawda?
 - Nie do końca - mruknąłem, patrząc kątem oka, czy An nas nie podsłuchuje. Zniknął za drzwiami. - Żaden z bogów tak naprawdę nie pamięta, kiedy obchodzi urodziny. Poza Setem, Horusem, Izydą, Neftydą i Ozyrysem. Ich święta następują po sobie: w pięć ostatnich dni roku. Pierwszy listopada to taka symboliczna data, którą zawsze traktowaliśmy jak urodziny Ana.
 - Można by wyprawić mu imprezę - zaproponował Jirou, który nie wiadomo skąd nagle pojawił się obok nas. Rzuciłem mu nieprzyjazne spojrzenie, więc się cofnął parę kroków. - No co?
 - To nie taki zły pomysł, Aker - poparł go Bata. - Ostatnio świętowaliśmy tysiąc lat temu.
 - Ja tam nie mam nic przeciwko, uważam, że to świetny plan. Tylko wiecie, że jest mały problem? - rzuciłem wymowne spojrzenie na drzwi. Westchnęli chóralnie, ale zaraz potem Jirou się rozchmurzył.
 - A co by było, gdyby Anubis nie wiedział, że to impreza urodzinowa? - podsunął z uśmiechem aniołka. Uniosłem brwi, a on przypomniał o dzisiejszej dyskotece w szkole. Spojrzeliśmy na siebie i jednocześnie skinęliśmy głowami - to był dobry pomysł. Nawet za dobry jak na Jirou, ale tego już mu nie powiedziałem. Rozmawialiśmy szeptem omawiając szczegóły takie jak "Czy upiec tort?" lub "A może przynieść mu balony?", dopóki Anubis nie wyszedł z domu. Przebrał się w stare dżinsy i białą koszulę, więc doszedłem do wniosku, że w czasie lekcji Bata namówił go na wycieczkę do sklepu z ubraniami - och, ten mój blondas i jego zamiłowanie do mody. Pokręciłem głową.
 - Thalia... jakoś dziwnie wyglądasz - wypaliłem, przypatrując jej się z uwagą. - Dobrze się czujesz?
 - Ja...? - zdziwiła się. - Czuję się dokonaaaa... ała! - jęknęła, łapiąc się za stopę, na którą Jirou ukradkiem jej nadepnął. Spojrzała na niego gniewnie, a ja podszedłem do niej i stanąłem tak, żeby Anubis nie widział jej miny. Uciszyłem ją dyskretnie, udając, że sprawdzam jej temperaturę.
 - Masz gorączkę, chodź do domu. Trzeba by dać ci aspirynę. Mam nadzieję, że do wieczora ci przejdzie - mruknąłem. - Widzę, chłopaki, że macie plany, więc do zobaczenia na imprezie - dodałem na pożegnanie, ciągnąc Thalię i Jirou za ręce do domu dziewczyny. Bata pomachał nam z niewinnym uśmiechem i zabrał Anubisa do centrum handlowego.
   Te dziesięć minut, które mieliśmy do przejścia od mieszkania Jirou do Thalii, spędziliśmy słuchając narzekania dziewczyny, na to, że "chłopcy są niedelikatni". Śmiać mi się chciało jak jej słuchałem. W ulgą powitałem widok otwartych na oścież drzwi, w których stała mama blondynki. Wyglądała prawie jak córka, tylko miała niewielkie zmarszczki wokół oczu. Z daleka jej pomachałem, a potem wpychając Thalię i Jirou do środka, uśmiechnąłem się czarująco.
 - Dzień dobry, pani Vitani. Ładny dziś dzionek, nieprawdaż? Wybieramy się dziś na dyskotekę szkolną, nie ma pani nic przeciwko, prawda? Bo to przy okazji doskonały czas, żeby świętować jutrzejsze urodziny Anubisa. Czy będzie pani przeszkadzać jeśli upieczemy mu tort?
 - Ty, ty, ty... zwolnij trochę - przerwał moje szczebiotanie Jirou, za co byłem mu wdzięczny, bo od uśmiechu rozbolała mnie twarz. Mama Thalii patrzyła na mnie zaskoczona, ale pokiwała ze zrozumieniem głową. Odetchnąłem i spoważniałem, gdy tylko zamknąłem drzwi. Bogowie, czemu mi tak odbija, jak muszę być dla kogoś miły?
 - Bo to działa tak: albo będziesz piekielnie miły, albo wcale - odparł rudy, zdejmując buty. Machnąłem ręką, jakbym odganiał natrętną muchę.
 - Wypad z mojej głowy, gamoniu - warknąłem, ale on sobie nic z tego nie zrobił. Już przywykł, że jestem drażliwy. We trójkę pobiegliśmy do kuchni, gdzie natychmiast zabraliśmy się do pieczenia. Dostała mi się obsługa miksera, ale nie mogłem narzekać, bo Jirou musiał zmywać. Chlapał wodą na wszystkie strony, byleby tylko nie do zlewu. Thalia wrzucała składniki do miski, a potem nastawiła piekarnik na 220 stopni Celsjusza i wsadziła tam okrągłą formę, do której wlaliśmy ciasto. Podczas, gdy tort się wypiekał, blondynka zaciągnęła nas do sypialni i rzuciła w nas jakimiś workami. Rozkazała nam się przebrać. Tak, rozkazała! Phi, też mi coś. Nie uznaję władzy wyższej... no, chyba że ktoś patrzy na mnie jak głodny niedźwiedź, a ja nie mogę użyć magii. Tak jak w tej chwili, gdy Thalia zauważyła, że się nie przebieram. Otworzyłem worek - ta mała czyta mi w myślach: skórzane spodnie, glany do kolan w czerwone plamy jak od farby, podkoszulek do połowy brzucha z krótkimi postrzępionymi rękawami i skórzana kamizelka. Wszystko czarno-czerwone. Jako dodatki: pieszczocha na szyję z kilkumilimetrowymi ćwiekami, rękawiczki bez palców (też z ćwiekami, ale mniejszymi), łańcuch zamiast paska i kilka srebrnych kolczyków do ucha. Z kieszeni starych dżinsów, wyciągnąłem wisiorek przedstawiający pentagram - idealne uzupełnienie tego stroju. Potem Thalia kazała mi usiąść na łóżku i zamknąć oczy. Zrobiłem to bez większego oporu, chociaż miałem złe przeczucia. Kiedy poczułem, że nakłada mi cień na powieki i szminkę na usta, o mało co jej nie przygrzmociłem. Bogowie! Ona robi ze mnie babę! Ale jak już pozwoliła mi otworzyć oczy i spojrzeć w lustro, udało mi się powiedzieć tylko:
 - Wow! Wyglądam jak upiór!
   Zaśmiała się i poszła sprawdzić, co z naszym tortem, a ja w tym czasie, oceniałem kostium Jirou. Nie przebrała go za wilkołaka, a szkoda. Zrobiła z niego czarodzieja z bajki - doczepiła mu sztuczną brodę, włosy pomalowała kredkami pastelowymi, a na łeb wsadziła mu szpiczasty kapelusz w gwiazdki. Parsknąłem śmiechem, widząc jak chłopaczyna męczy się z podwijaniem za długich rękawów granatowej szaty w słońca i księżyce, sięgającej do samej ziemi. Zdziwię się, jeśli przy chodzeniu, rudy się nie zabije. Pomogłem mu trochę z tymi rękawami, a potem wcisnąłem mu jego różdżkę do ręki.
 - No, magik z pełnym rodowodem - podsumowałem jego wygląd. A potem wróciła Thalia i ją też trzeba było przebrać. Szkoda, że nie dała z siebie zrobić wiedźmy. Byłaby w tej roli idealna, haha! Jak to powiedziałem, dostałem słownikiem po głowie. Zdecydowała się przebrać za zombie panny młodej. Pokazała nam suknię ślubną, którą chciała założyć. Przyglądaliśmy się jej we dwóch, a potem nie wiadomo skąd w moich rękach znalazły się nożyczki. Nawet nie zauważyłem kiedy doskoczyłem do sukni i ją poszarpałem. Jirou w tym czasie wziął zieloną kredkę pastelową i zaczął brudzić śnieżną biel kiecki. To będzie dzieło sztuki - Bata nas pochwali. Thalia założyła przerobioną sukienkę z uśmiechem i przejrzała się. Rudy sięgnął po grzebień i w ciągu kilkunastu minut zrobił dziewczynie z włosów taką szopę, że wylądowałem na podłodze, wijąc się ze śmiechu. Trzeba było zrobić jeszcze makijaż, ale nie bardzo wiedziałem jak się do tego zabrać. Na szczęście w porę pojawił się Bata ze swoim kostiumem z wypożyczalni. Wziął się za make-up i zrobił z Thalii prawdziwą księżniczkę zombie.
 - Wiesz, Bata, tak od dłuższego czasu sobie myślę, że od kobiet odróżnia cię tylko brak pedicuru - zaszydziłem, rozkładając się na łóżku.
 - Dzięki, stary. Miły jesteś aż do bólu - jęknął urażony, ale potem już więcej nic nie powiedział, bo musiał się przebrać za... Edwarda Cullena ze "Zmierzchu". Tak jak wcześniej tylko lekko chichotałem z Jirou i Thalii, tak w tym momencie, gdy zobaczyłem przebranie Baty, spadłem z łóżka, rechocząc na całe gardło. Nie uspokoiłem się przez następne półtorej godziny, podczas gdy pozostali dekorowali tort dla Anubisa. Kiedy w końcu udało mi się opanować na tyle, żeby móc normalnie mówić, poszedłem do kuchni i stanąłem w drzwiach.
 - Już ci przeszło? - spytał Bata, strzelając do mnie ze strzykawki z kremem cytrynowym. Dostałem w czoło.
 - Tak, jest lepiej - przyznałem, wycierając twarz ręką. - Ja tam do Edzia nic nie mam, tylko mnie zaskoczyłeś, bo miałeś być Draculą.
 - Wiem, ale im się stroje skończyły - uśmiechnął się pobłażliwie, poprawiając miedzianowłosą perukę na głowie. - Więc jest Edward. Mogła być jeszcze Rosalie lub Alice.
 - O, złośliwy chochlik! To coś dla ciebie! - parsknąłem, zlizując krem z palca. - Gdzie An?
 - W domu Jirou. Przebiera się za siebie - dodał, wracając do wyciskania kremu na ciasto. Thalia dekorowała je owocami, a Jirou robił galaretkę. - Mamy jeszcze godzinę, a nie mamy dla niego prezentów.
   Zamyśliłem się. Co można dać Anubisowi? Porządną dawkę śmiechu - dostanie jak zobaczy Batę. Wolny taniec z dziewczyną - Thalia mu nie odpuści. Porcję kłopotów - zawsze, gdy jestem w pobliżu. Trochę powodu do narzekania - Jirou jest na zawołanie. Ale nie... to musi być coś wystrzałowego... wystrzałowego! Mam!
 - Fajerwerki - oznajmiłem dumny ze swojego myślenia. - Ale nie takie jak na Nowy Rok. Bombowe!
 - Dynamo! - poparł Bata, rzucając strzykawkę do zlewu. - Skąd wziąć fajerwerki. Nie sprzedają ich nieletnim.
 - Jestem gothem, mi dadzą wszystko - powiedziałem strasznym tonem i wyszedłem po prezent.

   Wróciłem tuż przed dyskoteką, więc od razu poszedłem po Anubisa i zaciągnąłem go do szkoły. Wszyscy się zarąbiście bawili przy muzyce na pełny regulator, więc i my zaczęliśmy tańczyć z jakimiś pannami, które uznały, że "Anubis ma niezłą klatę". Bogowie, jak mi się śmiać chciało.
Godzina. Druga. Trzecia.
 - Gdzie Bata, Thalia i Jirou? - zapytał nagle An, rozglądając się. Jego odpowiedź pojawiła się na scenie, gdzie do tej pory grał zespół naszej szkoły.
 - Ludzie, ludzie, ludziska! Potwory i inne takie! - zawołał "Edward" do mikrofonu. Anubis się nie opanował i padł na kolana, śmiejąc się do rozpuku. - Czas na gwóźdź programu! Aker, dawaj te fajerwerki!
   An spojrzał na mnie zdziwiony, a ja pokręciłem głową i pobiegłem na scenę. Fajerwerki zostawiłem za kurtyną. Thalia rozsunęła dach sali gimnastycznej (tak, mamy fajną salę. Jak Polski Stadion Narodowy!) i mogłem na spokojnie odpalać. W tym samym czasie Jirou wniósł na scenę tort, a Bata zaczął śpiewać "Happy Birthday", a reszta uczniów mu wtórowała. Posłałem fajerwerki w niebo, pomagając im nieco magią, ułożyć się w napis: "Najlepszego, Szakalu!". Życzenie stu lat byłoby niestosowne do jego wieku. Nawet ze sceny widziałem, że spiekł raka. Litości! Anubis - bóg pogrzebów, pan Podziemia zawstydził się tego, że kumple zrobili mu niespodziankę. Bata śmignął do niego i wciągnął go na scenę. Wszyscy bili brawo, a my w piątkę się kłanialiśmy.
 - Zamorduję was - zagroził przez zaciśnięte zęby rozdrażniony Anubis. Wyszczerzyłem się do niego w uśmiechu, dającym do zrozumienia: "Boję się ciebie jak ściana duchów". - Choćbyście uciekali, znajdę was i obedrę ze skóry, a potem zrobię takie ładne pogrzeby, że się porzygacie.
   Nie mogłem brać go na serio - a przynajmniej nie tego wieczoru, bo potem wszyscy (nawet on) bawili się w szampańskich nastrojach. Wybuchowe Halloween zbliżało się ku końcowi, ale my mieliśmy zapamiętać je jako najlepszy dzień naszego życia.

3 komentarze:

  1. Ja nie mogę to jest mega!!!
    Wiem cały czas się powtarzam, ale podoba mi się to jak nie wiem. Czytałam to z bananem na twarzy :D. Uwielbiam twój styl pisania oraz tę historię. I kocham bohaterów.
    Jesteś moją mistrzynią :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za uznanie ^.^ Naprawdę się cieszę, że tak ci się podoba, jak piszę :D

      Usuń