Poświęciłem godziny, żeby opanować podstawowe zaklęcia z użyciem żywiołów. Nauczyłem się wzniecać ogień, kontrolować płomienie i gasić je. Zrozumiałem jak ujarzmić wiatr tak, by mnie nie powalił na podłogę. Thot nauczył mnie też wydobywać wodę spod ziemi oraz własnego ciała. Najniebezpieczniej jednak było, kiedy próbował wyjaśnić mi, jak mam wywołać trzęsienie ziemi bez zabijania ludzi dokoła. Z ziemią miałem największe problemy. A jeśli groźba poważnego uszkodzenia na skutek zgniecenia przez wielkie kawałki sufitu was nie przeraża, to wyobraźcie sobie, że podczas treningu zniszczyłem chyba siedem pomieszczeń. Znaczy jeden pokój aż siedem razy, bo Thot co i rusz używał zaklęcia reperującego, które sprawiało, że moja sala ćwiczeń stawała się jak nowo wybudowana.
Wieczorem położyłem się do łóżka w pokoju, w którym nic więcej nie stało. Tylko to jedno wielkie łoże z materacem grubości pół metra, dziesiątkami puchowych poduszek i ciepłą kołdrą, wyszywaną złotymi nićmi w hieroglify. Wśród pościeli dostrzegłem drewniany klocek, również pokryty egipskim pismem. Był tak twardy, że nawet mimo poduszek jego kanty wbijały mi się w głowę. Wziąłem go w rękę i odłożyłem na podłogę, po czym z rozkoszą zamknąłem oczy.
- Aghr… - usłyszałem nad sobą. Uchyliłem jedną powiekę. Prawie zleciałem z łóżka, kiedy zobaczyłem siedzącego nade mną pawiana. Święte zwierzę Thota. O w mordę!
- Wynoś się stąd - syknąłem, wstając i otwierając drzwi. Pawian spojrzał na mnie czarnymi oczami, a potem przeniósł wzrok na drewniany klocek. Kazał mi go z powrotem wsadzić pod poduszki i dopiero, gdy to zrobiłem wyszedł z pokoju i zatrzymał się przed drzwiami. Super! Dostałem własnego strażnika. O, bogowie. Rzuciłem się na łóżko i przywaliłem potylicą w ten głupi klocek. A, guzik mnie to obchodzi. Położyłem go w nogach łóżka, żeby pawian nie wrócił i zasnąłem.
- Nie dotykaj mnie! Zabieraj łapy! - słyszałem zduszony wrzask Anubisa. Potem go zobaczyłem. Horus stał niedaleko w swojej ludzkiej postaci - jako młody mężczyzna o oczach jak księżyc i słońce. Był ubrany jak egipski żołnierz. Trzymał Anubisa za gardło, unosząc go kilka centymetrów nad podłogę. W drugiej dłoni ściskał nóż; obrzędowe, czarne ostrze - neczeri.
- I po co walczyłeś cały ten czas, Anubisie? Teraz skończysz jako karma dla psów - wycedził Horus, przyciskając Ana do ściany. Nie pozwalał mu się ruszać. Twarz Szakala zaczęła robić się sina z braku powietrza i przestał krzyczeć. Rzuciłem się na Horusa, ale przeleciałem przez niego jak duch. To tylko sen, ale tak realistyczny. Bóg wojny puścił Anubisa na podłogę.
- Świat jest warty każdej ceny… wolę zginąć niż wam pomóc. Zabij mnie teraz… - wydyszał brunet. Horus uśmiechnął się zadowolony.
- Czemu ci tak spieszno do śmierci?
- Zabij mnie, bo to ja stoję wam na drodze - wyjaśnił Anubis. - To moja krew pomoże wam lub was zniszczy. I spotkam się z matką…
Sokoli bóg nie słuchał go do końca. Podniósł rękę z nożem i wbił go w pierś Szakala, który wrzasnął, a potem to zniknęło.
- An! - krzyknąłem, zrywając się na materacu. Byłem oblany zimnym potem. - Anubis!
- To był tylko sen, młody magu - szepnął do mnie głos Thota, który znikąd pojawił się obok mnie i złapał mnie za ramiona. Czułem łzy na policzkach.
- Szakal! Grozi mu niebezpieczeństwo… Horus go dopadł, zabije go. On ma neczeri. Thocie, musimy mu pomóc - jęczałem przerażony. Thot pewnymi dłońmi ściskał mnie, starając się uspokoić moje myśli i oddech swoją magią.
- Nic się nie martw i spróbuj ponownie zasnąć, magu. I nie odkładaj podgłówka, on będzie cię chronić przed niechcianymi snami - obiecał Thot. - Szakal ostrzegał cię, prawda? Uważaj na swoje sny, Jirou. Set tylko próbuje tobą manipulować. Jirou, idź spać. Nawet jeśli to prawda, możesz zginąć, jeśli pójdziesz.
Przestraszony skinąłem głową, ale i tak strasznie korciło mnie, żeby wyruszyć ratować Anubisa. Zasnąłem dopiero po godzinie, a Thot nie odchodził ode mnie całą noc.
Rano siedziałem przy stole i zapychałem stres pysznymi kanapkami, które Thot dla mnie przygotował, żebym odzyskał siły po czarowaniu bez różdżki oraz nocnych snach. Jadłem jak jeszcze nigdy i popijałem wszystko winem truskawkowym, wodą oraz sokiem marchewkowym. Jejku, nigdy w życiu nie jadłem nic tak smacznego. Kanapki wyglądały na zwyczajne, a smakowały wybornie. Szynka chyba była z jakiegoś specjalnego mięsa, a ser był tak aksamitny, że rozpływał się ustach. To było niebo w gębie. Nagle obok mnie błysnęło jasne światło i pojawił się Anubis. Pierwsze co zrobił, to dał mi moją różdżkę, a ja skoczyłem mu na szyję wrzeszcząc z radości. Odepchnął mnie od siebie.
- Trzymaj. I nie oddawaj jej nikomu. Nawet mi jeśli cię o to poproszę. Nie wolno ci jej zgubić pod żadnym pozorem, inaczej długo nie pożyjesz - ostrzegł mnie. Uśmiechnąłem się do niego, dmuchnąłem na świecę stojącą na stole, a jej knot rozbłysnął małym płomieniem. Szakal rzucił mi chłodne spojrzenie, po czym powiedział, że nawet jeśli umiem czarować, nie powinienem tego robić zbyt często.
- Dlaczego mam nie używać magii, skoro już się jej nauczyłem? - zapytałem zdumiony. Ten koleś nie wie, czego chce.
- Bo nie. To niebezpieczne. Myślisz, że czemu ja czaruję? Każde zaklęcie jest jak wizytówka z napisem: “Anubis tu był”. Magia zostawia ślady, po których mogą cię wytropić.
- Ja już dużo czarowałem. Jeśli to wzmocni nasz ślad, to już po nas. Ale Thot mi nic nie powiedział - zacząłem się bronić. Anubis machnął ręką i odwrócił się do drzwi, w których stał bóg mądrości, patrząc na niego z uśmiechem.
- Dobrze, Szakalu, że nic ci nie jest. Jirou miał sny. Chłopcze, to twój mistrz magii powinien uczyć cię zasad, nie ja - wyjaśnił Thot, zwracając się już do mnie. Anubis zmarszczył brwi, gdy usłyszał o snach. - Ale skoro już się pojawił, moja rola nauczyciela na zastępstwie skończona. Teraz przechodzisz pod jego skrzydła, on cię przeszkoli w magii bitewnej. Żegnajcie, przyjaciele.
Skłonił się przed nami i rozwiał w dym. Siedziałem zaskoczony jego nagłym zniknięciem. Anubis pokręcił głową, podchodząc do okna. Oparł się o parapet. Widziałem, jak zgina palce, zamykając dłonie w pięści. Dopiero zdałem sobie sprawę, że nie ma z nim Thalii. Trochę bałem się zapytać, co się wydarzyło, kiedy ja próbowałem zapanować nad swoją mocą. Miałem nadzieję, że nie spełniały się moje koszmary. Oprócz tego o Anubisie, śniła mi się też nasza przyjaciółka, schwytana przez potężną lwicę oraz dwóch chłopców, zabijanych na ołtarzu w świątyni. Na szczęście nie musiałem o nic pytać - sam mi powiedział.
- Set zabrał Thalię do swojego pałacu - oznajmił głosem wypranym z emocji. Nie widziałem jego twarzy, dopóki się nie obrócił. Był blady jak zawsze, a jego oczy nie błyszczały. Jak zawsze matowe kawałki ciemnej czekolady.
- I co teraz chcesz z tym zrobić? - spytałem cicho, niepokojąc się, że może w każdej chwili wybuchnąć złością. Hm… to by było ciekawe. Ale wolałem tego nie sprawdzać.
- Polecę tam - odparł takim tonem, jakby to było coś oczywistego. No, jasne: pewnie sądzi, że jeśli on umie wleźć komuś to głowy, to inni też powinni umieć czytać w jego myślach. - Muszę ją sprowadzić. Tam grozi jej niebezpieczeństwo.
- Idę z tobą - oświadczyłem. Starałem się, żeby mój ton zabrzmiał twardo, ale nie wydawało mi się, że mi się udało. Głos i tak mi zadrżał ze strachu przed owym “niebezpieczeństwem”, czymkolwiek ono było. Mimo wyczuwalnego niepokoju, który we mnie panował, Anubis uśmiechnął się ponuro i pokiwał z zadowoleniem głową.
- Zaczynasz dorastać, dzieciaku. Trzeba odwagi, żeby tam lecieć - pochwalił mnie, po czym złapał mnie za ramię. Kazał mi oczyścić umysł jak przy rzucaniu czarów, po czym zaczął coś cicho szeptać. Szarpnęło mną jak wtedy, kiedy podróżowaliśmy grobem. Zrobiło mi się niedobrze, aż myślałem, że puszczę pawia.
Wylądowaliśmy na miękkiej trawie w cieniu jakiegoś wielkiego, rozłożystego drzewa. Upadłem na kolana, opierając się dłońmi o ziemię, a potem osunąłem się na twarz. Anubis opadł na trawę cicho jak kot. Przez parę minut siedział w zupełnym bezruchu jak ninja na drzewie. Nasłuchiwał, czy ktoś nie nadchodzi. Kiedy zyskał całkowitą pewność, że droga wolna, wstał, podniósł mnie i poprowadził przez ogród. Cały czas obaj byliśmy czujni. W każdej chwili ktoś mógł nas zauważyć z okna pałacu.
Szliśmy bardzo powoli, uważając, żeby nie narobić najmniejszego nawet hałasu. Anubis poruszał się bezszelestnie, ale ja miałem z tym problem. Prawie co chwila potykałem się o własne nogi albo o kępy trawy. Szakal wtedy wzdychał bezgłośnie i szeptem upominał mnie, że mam zachowywać ciszę. Kiwałem głową, a chwilę później znowu coś mi nie wychodziło. Anubis w końcu kazał mi zostać w miejscu, a sam poszedł dalej. Usiadłem pod drzewem, żeby na niego czekać, ale w pewnym momencie usłyszałem obok siebie ciche westchnienie. Zerwałem się na nogi, wyciągając przed siebie różdżkę. Wycelowałem nią prosto między oczy wysokiego blondyna, który się uśmiechnął pobłażliwie i powolnym ruchem, opuścił moją rękę. Wydawał się przyjaźnie nastawiony, więc nie protestowałem.
- Ty jesteś Jirou, tak? Thalia o tobie mówiła. Jestem Bata, przyjaciel Anubisa.
Poznałem go. Był jednym z chłopców, którzy mi się śnili.
- Ten bóg, którego przedstawiano jako brata Anubisa przeciwstawnie do niego nastawionego? - zapytałem, a on pokiwał głową.
- Więc znasz się na bogach egipskich? - uśmiechnął się z aprobatą.
- Tak trochę… - przyznałem skromnie. - Thot mi trochę opowiedział, gdy uczyłem się czarować.
- Chodź. Anubis do ciebie nie wróci, Aker go już pewnie złapał.
- Czego on od niego chce? - zapytałem z przestrachem. Bata uspokoił mnie, że nikt nikogo nie skrzywdzi. Podobno Aker chciał tylko porozmawiać o Thalii, a ona chciała coś ważnego nam powiedzieć. Poszedłem za blondynem w kierunku pałacu. Myślałem, że wejdziemy do środka, ale on skręciły wcześniej prosto na drzewo. Chwilę nie rozumiałem, co robi. Zanim wpadłem na drzewo zauważyłem w ścianie małe drzwi, prowadzące chyba do jakiegoś kantorka. Weszliśmy tam.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to Thalia siedząca pod ścianą. Jej włosy były uczesane w loki spływające złotą kaskadą na jej ramiona, oczy miała pomalowane czarnym kholem jak bogowie oraz faraonowie egipscy, a ubrana była w czarno-błękitną suknię z jedwabiu, a na stopy założyła skórzane sandały. Czułem, że zrobiła coś, co mi się nie spodoba. Druga rzecz jaką zauważyłem to Anubis, stojący na środku pokoju i wpatrujący się z nieskrywanym gniewem w czerwonowłosego chłopaka. Byli do siebie bardzo podobni, ale ten nieznajomy wyglądał nieco straszniej, bo miał ciemniejsze oczy, które błyszczały w półmroku. Bata wyminął mnie oraz ich obu i usiadł obok Thalii. Szepnął coś jej coś na ucho, a ona spojrzała na mnie. Uśmiechnęła się do mnie, a ja do niej. Wstała i podeszła do Anubisa. Powiedziała mu coś. Stałem za daleko, żeby usłyszeć, ale wiedziałem, że mu się to nie spodobało. Obrócił się w miejscu z miną seryjnego mordercy, a potem rzucił wrogie spojrzenie Akerowi, który uśmiechnął się lekceważąco.
- Sama wybrała, że z nami zostanie - powiedział, gdy Szakal na niego warknął, że nastawia jego towarzyszy przeciw niemu. - Nie ja ją do tego przekonałem, ale ty sam. Gdybyś dbał o jej szczęście, być może teraz by z tobą wróciła.
- Dbam o jej bezpieczeństwo, a z doświadczenia wiem, że twoje towarzystwo grozi śmiercią - prychnął ze złością Anubis, po czym się odwrócił. - Nie chcesz wracać to nie, zgiń tu sobie. Jirou, idziemy.
- Nie! - zawołała Thalia. - Jirou powinien sam wybrać, czy chce iść z tobą, czy zostać ze mną i moimi nowymi przyjaciółmi. Nie możesz traktować go jak swoją własność.
- Przyjaciółmi? Swoją własność? - zaśmiał się z pogardą Szakal, patrząc na nią przez ramię. - Nie wiesz nic o życiu, Thalio. Nie znasz smaku prawdziwej przyjaźni i nie wiesz, kiedy ktoś traktuje ludzi jak przedmioty. Ja taki nie jestem.
Znów ruszył w stronę drzwi. A ja za nim. Thalia złapała mnie za nadgarstek. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Widziałem w jej błękitnych tęczówkach błaganie, żebym został.
- Mnie też wkurza, ale obiecaliśmy mu pomoc. Obiecaliśmy Neftydzie, że go zmienimy - przypomniałem jej.
- Obiecaliśmy jej, że odzyskamy jego uczucia. On ich nie ma, więc sądzi, że inni też nic nie czują. Dlatego nas rani. Nie dotrzymamy słowa, to niemożliwe.
Anubis, który już otworzył drzwi, trzasnął nimi i się obrócił. W jego oczach pojawił się płomień wściekłości. Naprawdę się wściekł. Powolnym krokiem podszedł do niej.
- Nie mam uczuć? To ty jesteś bezwzględną suką. Sądzisz, że jeśli ktoś nie okazuje słabości, jest kamieniem? Jak śmiesz tak mówić? Nie znasz mnie, więc nie mów o mnie, a będę wdzięczny.
- Bezwzględną suką? - wykrztusiła, a w jej oczach zabłysły łzy. Wtedy Bata i Aker jednocześnie stanęli przed nią, odgradzając od niej Anubisa. - Ty pozwoliłeś mnie zabrać Setowi. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.
- Nie mogę mieć za przyjaciela kogoś, kto przy pierwszej okazji mnie wystawia!
- Zamknij się wreszcie! - warknął Aker, uderzając go w żołądek. Raz i drugi, trzeci. Anubis się skulił. - Nie jesteś lepszy! Również wystawiłeś przyjaciół, gdy tylko ktoś zagroził, że cię zabije jeśli mu nie pomożesz. Uciekłeś przed śmiercią. Set i tak cię dorwie, zdrajco!
Szakal klęczał na podłodze, trzymając się za brzuch. Twarz wykrzywiał mu ból. Bata odciągnął Thalię do mnie, po czym podszedł do Akera i położył mu dłoń na ramieniu. Kazał mu się uspokoić, ale czerwonowłosy był zbyt wkurzony. Pewnie gdyby mógł, to by zabił Szakala w jednej chwili. Thalia szybko wyjaśniła mi szeptem, czemu jest tak zdenerwowany. Zrozumiałem go. Jeśli mój przyjaciel, by mnie zdradził, też bym się wkurzył. Anubis podniósł się z trudem i odwrócił do wyjścia. Aker rzucił w niego płonącą kulę ognia. Zamknąłem oczy myśląc, że pocisk trafi w cel, ale kiedy Thalia ostrzegła Anubisa, spojrzałem w jego stronę. Szakal uchylił się w bok, a ściana za nim bardzo ucierpiała. Czarnowłosego chyba nieco zirytował fakt, że Aker go zaatakował. Mimo to nie odpowiedział ogniem. Bata wbiegł między nich. Gdy Aker znów podniósł rękę, żeby zaatakować, blondyn złapał go za nadgarstek. Minę przy tym miał tak zbolałą, że aż mi się go żal zrobiło. Normalnie wzrokiem błagał, żeby czerwonowłosy się uspokoił. Anubis patrzył na niego ze złością.
- Nie możecie walczyć! - krzyknął Bata, wodząc wzrokiem między nimi. - Jesteście przyjaciółmi, do cholery! Przyjaciele nie zachowują się jak dzieci i nie walczą ze sobą!
- Ja popieram - odezwałem się cicho, podchodząc do nich.
- A ja sądzę, że muszą porozmawiać - wcięła się Thalia. - Ale nie w ten sposób. Aker, uspokój się.
- Zdrajca! - warknął jeszcze czerwonowłosy, uderzając Anubisa pięścią w twarz ponad ramieniem Baty. Szakal zignorował rozciętą wargę i siniejący policzek. Chociaż wydawało mi się, że jego oczy zaszły łzami. Zanim ktokolwiek coś jeszcze powiedział nad nami rozległ się krzyk wzywający ludzi do broni. Bata rzucił przyjaciołom uciszające spojrzenie, po czym wziął mnie za rękę i wybiegł z komórki. Słyszałem jak Thalia, Aker i Anubis biegną za nami. Serce zaczęło mi wali jak głupie, kiedy się obejrzałem i zobaczyłem żołnierzy, którzy nas gonili.
- Łapać Anubisa! Resztę przy okazji! - wrzasnął ich dowódca. Pozostali mu zawtórowali i przyspieszyli. Aker i Thalia się z nami zrównali, ale Szakal zatrzymał się. Krzyknąłem na niego, żeby się nie wydurniał, tylko uciekał. Nie posłuchał mnie, bo po co. On to kurde jest uparty. Bata szarpnął mnie za ramię. Uświadomiłem sobie, że muszę być cholernie blady ze strachu. Choć w sumie nie czułem się tak źle jak przy ataku zombie. Thalia też zauważyła, że Anubis się zatrzymał i chciała po niego zawrócić. Zaczęła biec w jego stronę, ale Aker złapał ją w pasie. Kazał jej biec dalej, a sam zawrócił. Nagle coś mną szarpnęło, nieprzyjemny ucisk w okolicach żołądka.
Upadliśmy na twarde podłoże. Au! Thalia na mnie wylądowała, a Bata kilka metrów dalej na plecach. Podczołgał się do nas, pytając, czy nic nam nie jest. Blondynka zeszła ze mnie i przeprosiła, a potem wylądowałem w jej ramionach. Przytuliła mnie tak mocno jak nie wiem. Objąłem ją ramionami, a potem poczułem, że łzy płynął mi po twarzy. Nawet nie zauważyłem, kiedy zacząłem płakać.
To jest świetne!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńNie mogłam się już doczekać, kiedy dodasz nowy rozdział :). Bardzo mi się podoba i znów czekam na dalszą część.
Pozdrawiam,
Neko
To jest niesamowite!
OdpowiedzUsuńŚlicznie opisane, akcja robi się coraz ciekawsza, no i mamy Anubisa ^.^ Bardzo polubiłam Jirou dzięki temu rozdziałowi. Thot jest trochę jak dziadek/wujek, taki opiekuńczy, miły i w ogóle. Nie potrafię nic dokładnie opisać. A akcja ze spotkaniem dawnych przyjaciół... Cudo! I jeszcze jak się Thalia i Szakal pokłócili, a potem go ostrzegła i chciała zawrócić... Wspaniała akcja, jestem pod wrażeniem! Nie mogę się doczekać ciągu dalszego, a więc pisz, pisz i pisz!
Pozdrawiam gorąco,
KaoriK ;*