czwartek, 24 maja 2012

"Pierwsze kłopoty" (Jirou)


Beton jest twardy i zimny. Kiedy ci żołnierze nas upuścili laska Anubisa zwinęła się ponownie w wykałaczkę, a on wetknął ją sobie za ucho. Thalia wyglądała na bardzo zaskoczoną, więc ja musiałem wyglądać podobnie albo nawet gorzej. Anubis nie wydawał się jakoś specjalnie poruszony, chociaż w jego oczach widać było płomienie. To chyba jedyna rzecz, po jakiej można było poznać jego nastrój. A teraz najwyraźniej był na nas zły.
 - Kazałem wam się zamknąć w domu i nie wychylać nosa - rzucił ponuro. W życiu nie widziałem kogoś tak poważnego i gburowatego. - A teraz niestety musicie iść ze mną.
 - Czemu? - zapytałem, wstając z ulicy i rozcierając sobie tyłek. Nie podobał mi się jego ton.
 - Ponieważ żołnierze Seta wiedzą już, że mnie znacie - wyjaśnił krótko, odwracając się do nas tyłem.
 - Seta? - zdziwiła się Thalia. Pokiwał głową, wrzucił swój psi wisiorek do kieszeni dżinsów i ruszył do centrum miasta. Poszliśmy za nim. Thalia cały czas nalegała, by opowiedział nam o co chodzi, lecz on odmawiał, aż w końcu krzyknął na nią, że powie wszystko w samolocie.
 - Ale jak to w samolocie? - zapytałem zdumiony. Nie podobał mi się ten pomysł. Miałem chorobę lotniczą. I lęk wysokości. Anubis popatrzył na mnie i odparł, że musimy polecieć do Egiptu, na co Thalia się na niego wydarła.
 - Nie możemy stąd wyjechać! Nasi rodzice tu są, nie zostawimy ich! - oznajmiła twardo, ale on zignorował jej uwagę. Powiedział, że jeśli nie chcemy żyć to możemy zostać i narazić rodziny. W takiej sytuacji postanowiliśmy się z nim nie kłócić. Wcześniej myślałem, że jest zwykłym mięśniakiem, ale jak widać jest też inteligentny.
Poszliśmy za nim na lotnisko. Dopiero tam odezwał się do nas ponownie i kazał nam poczekać na siebie, a sam poszedł kupić bilety. Zastanawiałem się jak to zrobi, skoro zawsze trzeba robić rezerwację z co najmniej dwutygodniowym wyprzedzeniem. Ku mojemu zdziwieniu wrócił po dziesięciu minutach, trzymając w dłoni kopertę z trzema biletami do Kairu. W dodatku na pierwszą klasę. Zrobiłem wielkie oczy ze zdziwienia, dokładnie tak samo jak Thalia. Anubis skinął na nas głową, więc poszliśmy za nim do samolotu. Mieliśmy odlecieć za kilka minut. Thalia siedziała pomiędzy mną i brunetem.
Wystartowaliśmy, a wtedy Anubis się odezwał.
 - Dobrze, na niebie jesteśmy bezpieczni - odetchnął i rozpiął pas. Wyjrzał przez okno, ale ton jakim mówił, wskazywał, że chłopak nie ma pewności, czy rzeczywiście nic nam nie grozi. Znowu spojrzał na nas pustym wzrokiem. - Najważniejsza zasada: zawsze nazywacie mnie Szakalem, nie Anubisem, rozumiemy się?
 - Dlaczego? - zapytała Thalia.
 - Ponieważ Set, bóg chaosu a mój ojciec, chce mnie zabić. Gdziekolwiek się pojawimy, będą tam jego słudzy. Nie rozpoznają mnie, dopóki nie usłyszą mojego imienia.
Dość to dziwne. Skoro Set jest jego ojcem, to chyba nie powinien chcieć go zabić, prawda? Przyjrzałem się uważnie jego twarzy i spróbowałem wyobrazić sobie Seta. Nie wszyło mi najlepiej.
 - Czemu chce cię zabić? - zainteresowałem się. Wyjrzał przez okienko, patrząc w dół.
 - Bo zdradziłem jego i innych bogów - mruknął prawie nie otwierając ust.
 - Jak to zdradziłeś?
 - Set oraz Horus, najwięksi wrogowie, połączyli siły i teraz szukają najpotężniejszej istoty we wszechświecie, żeby przejąć jej ciało i połączyć swoją moc w jedną. Jeśli im się uda wszyscy zginą, świat zostanie zniszczony, a na jego miejsce powstanie nowy. Mroczny, zimny, martwy. Wszyscy bogowie się do nich przyłączyli w obawie, że ich również Set unicestwi. Ja się sprzeciwiłem; nie chcę być tym, który doprowadzi do końca świata.
Byłem naprawdę przestraszony i miałem nadzieję, że tego po mnie nie widać, jednak kiedy spojrzałem na uśmiechniętą złośliwie Thalię, wiedziałem, że mnie przejrzała. Prawda jest taka, że ja nigdy nie należałem do najodważniejszych, więc teraz było mi głupio. Według mnie Thalia też miała stracha, ale lepiej niż ja to ukrywała. Za to Anubis sprawiał wrażenie, jakby się nie przejmował nadchodzącym końcem świata. Wyglądał najwyżej na lekko znudzonego. Już więcej się do nas nie odezwał, tylko wyglądał przez okno. Samolot leciał bardzo szybko - jak na moje oko trochę zbyt szybko, więc mnie to niepokoiło. Thalię chyba też, bo po półtorej godzinie zaczęła robić się zielona i coraz bardziej niespokojna. Wierciła się jakby miała robaki. Nie byłem lepszy, cały czas ściskałem z dłoni swój długopis. Dostałem go jako pamiątkę po moim zmarłym ojcu. Umarł kiedy miałem cztery lata, więc nie pamiętam go za dobrze, ale wiem, że był wyjątkowym człowiekiem. Mama nazywała go często “magicznym”. To zdaje się po nim odziedziczyłem rude włosy. I mama sądzi, że coś jeszcze, ale nigdy nie chciała powiedzieć mi co takiego. Mówiła, że dowiem się kiedy przyjdzie czas.
Nagle Szakal wstał i zniknął w pomieszczeniu dla stewardes. Ja i Thalia popatrzyliśmy na siebie, a potem za nim. Zastanawiające, co się stało… po chwili zrozumieliśmy. W bok samolotu z ogromną siłą uderzył złoty sokół wędrowny. Ptak przechylił maszynę. Po chwili wpadł przez okienko, sypiąc na nas szkłem. Wiatr zaczął dąć przez dziurę i wtedy zapalił się znak zapięcia pasów. Zrobiłem to natychmiast, ale Thalia nie. Zsunęła się na podłogę i wczołgała się pod fotele. Sokół zapikował w moją stronę, ale uderzył w czerwoną tarczę. Kilka metrów dalej stał Anubis z uniesioną laską i patrzył na mnie zezłoszczony. Wzruszyłem przepraszająco ramionami. Odpiąłem się, by do niego podejść, ale sokół był szybszy. Przeciął mi drogę, a ja upadłem na ziemi. Ptak znowu na mnie zapikował. Nagle upadł na ziemię, uderzony plastikową tacką. Thalia stała nade mną z dumną miną. Podała mi rękę, po czym oboje podeszliśmy szybko do Anubisa.
 - Co za diabeł? - zapytała Thalia, zerkając pytająco na Anubisa.
 - Horus we własnej, ptasiej osobie - odmruknął chłopak. Sięgnął do drzwi samolotu i je otworzył. Zdawało się, że inni pasażerowie nawet nie zauważyli tego, co się działo. Wiatr uderzył w nas, prawie zwalając nas z nóg. Brunet złapał mnie za nadgarstek i skoczył. Zakryłem oczy. Spadałem z wrzaskiem, słysząc obok siebie ciche mamrotanie Szakala. Nie wiedziałem, czy Thalia też skoczyła, ale podejrzewałem, że owszem.
Wydawało mi się, że spadaliśmy kilka godzin, może nawet dni, ale nie. Kiedy upadliśmy na ziemię, drżałem na całym ciele jak osika. Po minucie usłyszałem, jak Thalia pyta Anubisa, jak długo spadaliśmy.
 - Dwanaście sekund - powiedział czarnowłosy. Spojrzałem na niego zza palców.
 - Przecież to niemożliwe - wykrztusiłem, kiedy udało mi się niezauważenie zetrzeć łzy strachu. - Byliśmy na wysokości co najmniej pięciu tysięcy metrów. A z resztą, z taką prędkością rozpłaszczylibyśmy się na podłożu jak naleśniki.
 - Musisz nauczyć się kilku zasad podróżowania ze mną, Jirou - rzucił zimno Anubis. Jego głos zmroził mnie do szpiku kości. - Pierwsza: od dzisiaj wszystko jest możliwe. A teraz chodźcie.
 - Czemu mamy cię słuchać? - spytała Thalia, unosząc dumnie głowę i krzyżując ramiona na piersi. - Przed chwilą, o mało co nie zginęliśmy przez twój pomysł. A mówiłeś, że na niebie będziemy bezpieczni.
 - Zasada druga: słuchaj Szakala, to przeżyjesz - powiedział tylko, nawet się nie odwracając. Wzruszyłem ramionami, zebrałem się z ziemi i rozejrzałem dokoła. Dopiero teraz zauważyłem, że jesteśmy na pustyni. Wszędzie nic tylko piasek i piasek. I słońce. Zacząłem zastanawiać się, dokąd poprowadzi nas pan “Wielki Bóg Pogrzebów“. Widziałem na twarzy Thalii, że też się nad tym głowi, jednak żadne z nas nie odważyło się powiedzieć do chłopaka nawet jednego słowa. Jasne włosy dziewczyny były teraz zakurzone od piachu tak samo jak jej twarz. Podejrzewałem, że nie wyglądam o wiele lepiej. Zaś Anubis szedł z dumnie uniesioną głową, a jego potargane włosy nadal lśniły jak świeżo umyte. Wciąż miał idealnie białą cerę jak albinos. Zupełnie jakby był jakimś rozpieszczonym księciem, za którego my odwalamy czarną robotę. Nagle zatrzymał się i spojrzał na mnie ze złością, zupełnie jakby słyszał moje myśli, bo warknął w moją stronę:
 - Nie jestem rozpieszczonym księciem… - urwał jakby chciał mnie jakoś przezwać, ale nie miał pomysłów. Albo miał ich za dużo, tylko nie wiedział, którego ma użyć. - Uważaj na słowa i myśli, Jirou. A przede wszystkim na swoje sny.
Odwrócił się i ruszył dalej, a ja zastanawiałem się, co chciał przez to powiedzieć. Doszedłem do wniosku, że nic nie rozumiem, a ten chłopak ma przed nami dużo tajemnic, których najwyraźniej nie chciał zdradzić. Nie ufał nam. A przecież to najważniejsza zasada podróżowania w grupie. Czy nie tak? Westchnąłem rozczarowany, ale tak cicho, żeby nie usłyszało mnie żadne z nich. Thalia szła w odległości pięciu metrów od każdego z nas, pogrążona we własnych myślach. Ciekawiło mnie, co myśli. Po paru godzinach marszu doszliśmy do małej oazy. Anubis kazał nam się położyć i przespać, a sam wyciągnął laskę i usiadł kilka metrów od nas.

2 komentarze:

  1. Kocham wykałaczki. Po prostu kocham! ^^
    Anubis dobrze to załatwił. Argument o tym, że jeśli tu zostaną, będą zagrożeniem dla swoich rodzin zawsze działa. A Jirou ma lęk wysokości! Nie wiem czemu, ale strasznie mnie to rozczuliło. Jestem tylko ciekawa co z rodzicami. Dowiedzą się czegokolwiek? Może nawet zgłoszą zaginięcie na policję. Najsłodsza jest chyba wizja z telefonem."Mamo, nie wrócę do domu. Jestem z kolegami w Egipcie!" Jestem naprawdę ciekawa jak to przedstawisz.
    To, że nie uciekali, gdy Anubis poszedł po bilety było moim zdaniem naturalne. Martwili się o rodzinę i pewnie byli ciekawi o co chodzi (szczególnie Thalia). Muszę przyznać, że chciałabym podróżować z Anubisem za granicę. Wszystko potrafi wydębić!
    Uwielbiam takie powiązania rodzinne. Ojciec przeciw synowi. Mam do nich słabość od pewnego czasu.
    Historia coraz bardziej wciąga. Podoba mi się ten pomysł z próbą stworzenia nowego świata. Naprawdę jest świetny!
    Tak mi się nasunęło teraz... Anubis jest bardzo dobry i ma złote serce. Wziął ze sobą jakieś dzieciaki, choć zapewne będą przeszkodą, żeby tylko ich uratować. I nie chce zabijać wszystkiego. Pod tą twardą skorupą kryje się miękkie wnętrze. Jak w żółwiu albo jajku.
    To słodkie, że pamiątką po ojcu jest długopis. Spotykałam się z naszyjnikami, zegarkami, ubraniami i innymi takimi rzeczami. Długopis brzmi przy nich tak przyjemnie swojsko.
    Świetnie opisałaś ich zachowania podczas ataku. Szczególnie Jirou i Thali. Z łatwością mogę ich sobie tak wyobrazić. Szczególnie chłopaka, który ukradkiem wyciera łzy przerażenia.
    Mój ulubiony fragment to ten z czytaniem w myślach. Coś mam wrażenie, że Anubis miał pełno tych przezwisk. ^^ Mam pewne podejrzenia, że to właśnie przez sny Jirou stanie się coś złego. Jestem ciekawa co dalej. Ten rozdział był świetny. Zasługuje na fajne. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze, że coraz bardziej Cię wciąga - cieszę się bardzo :)
      O zawiadomieniu rodziców jakoś nie pomyślałam i chyba teraz ciężko byłoby mi to gdzieś wcisnąć, ale mogę próbować. Ale mama Jirou nie będzie zaskoczona ^^" *tajemniczy uśmieszek*
      Brawo! ^^ Rozgryzłaś Anubisa, a to może się kiedyś przydać, żeby zrozumieć niektóre jego działania xD
      Przezwiska: nie mogłam się zdecydować, żeby któreś wybrać, więc uznałam, że takie wrażenie odniesie Jirou, co do Anubisa, który chciał go jakoś nieprzyjemnie nazwać.
      Sny Jirou to tajemnica ^^

      Usuń