"Żołnierze, ja jestem Anubis, bóg pogrzebów, pan Podziemia, sługa Ozyrysa. Winniście mi posłuszeństwo, wracajcie do Otchłani Seta"
czwartek, 24 maja 2012
"Pierwsze kłopoty" (Jirou)
Beton jest twardy i zimny. Kiedy ci żołnierze nas upuścili laska Anubisa zwinęła się ponownie w wykałaczkę, a on wetknął ją sobie za ucho. Thalia wyglądała na bardzo zaskoczoną, więc ja musiałem wyglądać podobnie albo nawet gorzej. Anubis nie wydawał się jakoś specjalnie poruszony, chociaż w jego oczach widać było płomienie. To chyba jedyna rzecz, po jakiej można było poznać jego nastrój. A teraz najwyraźniej był na nas zły.
- Kazałem wam się zamknąć w domu i nie wychylać nosa - rzucił ponuro. W życiu nie widziałem kogoś tak poważnego i gburowatego. - A teraz niestety musicie iść ze mną.
- Czemu? - zapytałem, wstając z ulicy i rozcierając sobie tyłek. Nie podobał mi się jego ton.
- Ponieważ żołnierze Seta wiedzą już, że mnie znacie - wyjaśnił krótko, odwracając się do nas tyłem.
- Seta? - zdziwiła się Thalia. Pokiwał głową, wrzucił swój psi wisiorek do kieszeni dżinsów i ruszył do centrum miasta. Poszliśmy za nim. Thalia cały czas nalegała, by opowiedział nam o co chodzi, lecz on odmawiał, aż w końcu krzyknął na nią, że powie wszystko w samolocie.
- Ale jak to w samolocie? - zapytałem zdumiony. Nie podobał mi się ten pomysł. Miałem chorobę lotniczą. I lęk wysokości. Anubis popatrzył na mnie i odparł, że musimy polecieć do Egiptu, na co Thalia się na niego wydarła.
- Nie możemy stąd wyjechać! Nasi rodzice tu są, nie zostawimy ich! - oznajmiła twardo, ale on zignorował jej uwagę. Powiedział, że jeśli nie chcemy żyć to możemy zostać i narazić rodziny. W takiej sytuacji postanowiliśmy się z nim nie kłócić. Wcześniej myślałem, że jest zwykłym mięśniakiem, ale jak widać jest też inteligentny.
Poszliśmy za nim na lotnisko. Dopiero tam odezwał się do nas ponownie i kazał nam poczekać na siebie, a sam poszedł kupić bilety. Zastanawiałem się jak to zrobi, skoro zawsze trzeba robić rezerwację z co najmniej dwutygodniowym wyprzedzeniem. Ku mojemu zdziwieniu wrócił po dziesięciu minutach, trzymając w dłoni kopertę z trzema biletami do Kairu. W dodatku na pierwszą klasę. Zrobiłem wielkie oczy ze zdziwienia, dokładnie tak samo jak Thalia. Anubis skinął na nas głową, więc poszliśmy za nim do samolotu. Mieliśmy odlecieć za kilka minut. Thalia siedziała pomiędzy mną i brunetem.
Wystartowaliśmy, a wtedy Anubis się odezwał.
- Dobrze, na niebie jesteśmy bezpieczni - odetchnął i rozpiął pas. Wyjrzał przez okno, ale ton jakim mówił, wskazywał, że chłopak nie ma pewności, czy rzeczywiście nic nam nie grozi. Znowu spojrzał na nas pustym wzrokiem. - Najważniejsza zasada: zawsze nazywacie mnie Szakalem, nie Anubisem, rozumiemy się?
- Dlaczego? - zapytała Thalia.
- Ponieważ Set, bóg chaosu a mój ojciec, chce mnie zabić. Gdziekolwiek się pojawimy, będą tam jego słudzy. Nie rozpoznają mnie, dopóki nie usłyszą mojego imienia.
Dość to dziwne. Skoro Set jest jego ojcem, to chyba nie powinien chcieć go zabić, prawda? Przyjrzałem się uważnie jego twarzy i spróbowałem wyobrazić sobie Seta. Nie wszyło mi najlepiej.
- Czemu chce cię zabić? - zainteresowałem się. Wyjrzał przez okienko, patrząc w dół.
- Bo zdradziłem jego i innych bogów - mruknął prawie nie otwierając ust.
- Jak to zdradziłeś?
- Set oraz Horus, najwięksi wrogowie, połączyli siły i teraz szukają najpotężniejszej istoty we wszechświecie, żeby przejąć jej ciało i połączyć swoją moc w jedną. Jeśli im się uda wszyscy zginą, świat zostanie zniszczony, a na jego miejsce powstanie nowy. Mroczny, zimny, martwy. Wszyscy bogowie się do nich przyłączyli w obawie, że ich również Set unicestwi. Ja się sprzeciwiłem; nie chcę być tym, który doprowadzi do końca świata.
Byłem naprawdę przestraszony i miałem nadzieję, że tego po mnie nie widać, jednak kiedy spojrzałem na uśmiechniętą złośliwie Thalię, wiedziałem, że mnie przejrzała. Prawda jest taka, że ja nigdy nie należałem do najodważniejszych, więc teraz było mi głupio. Według mnie Thalia też miała stracha, ale lepiej niż ja to ukrywała. Za to Anubis sprawiał wrażenie, jakby się nie przejmował nadchodzącym końcem świata. Wyglądał najwyżej na lekko znudzonego. Już więcej się do nas nie odezwał, tylko wyglądał przez okno. Samolot leciał bardzo szybko - jak na moje oko trochę zbyt szybko, więc mnie to niepokoiło. Thalię chyba też, bo po półtorej godzinie zaczęła robić się zielona i coraz bardziej niespokojna. Wierciła się jakby miała robaki. Nie byłem lepszy, cały czas ściskałem z dłoni swój długopis. Dostałem go jako pamiątkę po moim zmarłym ojcu. Umarł kiedy miałem cztery lata, więc nie pamiętam go za dobrze, ale wiem, że był wyjątkowym człowiekiem. Mama nazywała go często “magicznym”. To zdaje się po nim odziedziczyłem rude włosy. I mama sądzi, że coś jeszcze, ale nigdy nie chciała powiedzieć mi co takiego. Mówiła, że dowiem się kiedy przyjdzie czas.
Nagle Szakal wstał i zniknął w pomieszczeniu dla stewardes. Ja i Thalia popatrzyliśmy na siebie, a potem za nim. Zastanawiające, co się stało… po chwili zrozumieliśmy. W bok samolotu z ogromną siłą uderzył złoty sokół wędrowny. Ptak przechylił maszynę. Po chwili wpadł przez okienko, sypiąc na nas szkłem. Wiatr zaczął dąć przez dziurę i wtedy zapalił się znak zapięcia pasów. Zrobiłem to natychmiast, ale Thalia nie. Zsunęła się na podłogę i wczołgała się pod fotele. Sokół zapikował w moją stronę, ale uderzył w czerwoną tarczę. Kilka metrów dalej stał Anubis z uniesioną laską i patrzył na mnie zezłoszczony. Wzruszyłem przepraszająco ramionami. Odpiąłem się, by do niego podejść, ale sokół był szybszy. Przeciął mi drogę, a ja upadłem na ziemi. Ptak znowu na mnie zapikował. Nagle upadł na ziemię, uderzony plastikową tacką. Thalia stała nade mną z dumną miną. Podała mi rękę, po czym oboje podeszliśmy szybko do Anubisa.
- Co za diabeł? - zapytała Thalia, zerkając pytająco na Anubisa.
- Horus we własnej, ptasiej osobie - odmruknął chłopak. Sięgnął do drzwi samolotu i je otworzył. Zdawało się, że inni pasażerowie nawet nie zauważyli tego, co się działo. Wiatr uderzył w nas, prawie zwalając nas z nóg. Brunet złapał mnie za nadgarstek i skoczył. Zakryłem oczy. Spadałem z wrzaskiem, słysząc obok siebie ciche mamrotanie Szakala. Nie wiedziałem, czy Thalia też skoczyła, ale podejrzewałem, że owszem.
Wydawało mi się, że spadaliśmy kilka godzin, może nawet dni, ale nie. Kiedy upadliśmy na ziemię, drżałem na całym ciele jak osika. Po minucie usłyszałem, jak Thalia pyta Anubisa, jak długo spadaliśmy.
- Dwanaście sekund - powiedział czarnowłosy. Spojrzałem na niego zza palców.
- Przecież to niemożliwe - wykrztusiłem, kiedy udało mi się niezauważenie zetrzeć łzy strachu. - Byliśmy na wysokości co najmniej pięciu tysięcy metrów. A z resztą, z taką prędkością rozpłaszczylibyśmy się na podłożu jak naleśniki.
- Musisz nauczyć się kilku zasad podróżowania ze mną, Jirou - rzucił zimno Anubis. Jego głos zmroził mnie do szpiku kości. - Pierwsza: od dzisiaj wszystko jest możliwe. A teraz chodźcie.
- Czemu mamy cię słuchać? - spytała Thalia, unosząc dumnie głowę i krzyżując ramiona na piersi. - Przed chwilą, o mało co nie zginęliśmy przez twój pomysł. A mówiłeś, że na niebie będziemy bezpieczni.
- Zasada druga: słuchaj Szakala, to przeżyjesz - powiedział tylko, nawet się nie odwracając. Wzruszyłem ramionami, zebrałem się z ziemi i rozejrzałem dokoła. Dopiero teraz zauważyłem, że jesteśmy na pustyni. Wszędzie nic tylko piasek i piasek. I słońce. Zacząłem zastanawiać się, dokąd poprowadzi nas pan “Wielki Bóg Pogrzebów“. Widziałem na twarzy Thalii, że też się nad tym głowi, jednak żadne z nas nie odważyło się powiedzieć do chłopaka nawet jednego słowa. Jasne włosy dziewczyny były teraz zakurzone od piachu tak samo jak jej twarz. Podejrzewałem, że nie wyglądam o wiele lepiej. Zaś Anubis szedł z dumnie uniesioną głową, a jego potargane włosy nadal lśniły jak świeżo umyte. Wciąż miał idealnie białą cerę jak albinos. Zupełnie jakby był jakimś rozpieszczonym księciem, za którego my odwalamy czarną robotę. Nagle zatrzymał się i spojrzał na mnie ze złością, zupełnie jakby słyszał moje myśli, bo warknął w moją stronę:
- Nie jestem rozpieszczonym księciem… - urwał jakby chciał mnie jakoś przezwać, ale nie miał pomysłów. Albo miał ich za dużo, tylko nie wiedział, którego ma użyć. - Uważaj na słowa i myśli, Jirou. A przede wszystkim na swoje sny.
Odwrócił się i ruszył dalej, a ja zastanawiałem się, co chciał przez to powiedzieć. Doszedłem do wniosku, że nic nie rozumiem, a ten chłopak ma przed nami dużo tajemnic, których najwyraźniej nie chciał zdradzić. Nie ufał nam. A przecież to najważniejsza zasada podróżowania w grupie. Czy nie tak? Westchnąłem rozczarowany, ale tak cicho, żeby nie usłyszało mnie żadne z nich. Thalia szła w odległości pięciu metrów od każdego z nas, pogrążona we własnych myślach. Ciekawiło mnie, co myśli. Po paru godzinach marszu doszliśmy do małej oazy. Anubis kazał nam się położyć i przespać, a sam wyciągnął laskę i usiadł kilka metrów od nas.
środa, 16 maja 2012
"Egipskie bóstwo" (Thalia)
Siedziałam na parapecie swojego pokoju ze słuchawkami w uszach. Słuchałam nowej piosenki mojego ulubionego piosenkarza i patrzyłam na ulicę. Do przyjazdu szkolnego autobusu miałam jeszcze dziesięć minut, a byłam już gotowa do wyjścia, więc próbowałam się zrelaksować. Próbowałam, bo jak każdego ranka moją ulicą przechodził ten dziwny chłopak. Wysoki, blady szesnastolatek ze zmierzwionymi włosami czarnymi jak smoła i oczami w kolorze gorzkiej czekolady. Zawsze ubrany w podarte na kolanach dżinsy, szary podkoszulek, glany i skórzaną kurtkę, mijał mój dom w drodze do szkoły. Nigdy nie jeździł autobusem, a kiedy pytali go czemu tego nie robi odpowiadał, że ma chorobę lokomocyjną. Jedyne, co o nim wiedziałam to to, że nazywa się Anubis Funeral. Niezłe połączenie nazwisko oznaczające pogrzeb i imię egipskiego boga pogrzebów.
Podjechał kanarkowo żółty autobus i zatrąbił klaksonem. Wyszłam z domu i wsiadłam do wozu, patrząc za tajemniczym brunetem. Zawołała mnie moja koleżanka - Emma. Usiadłam obok niej ze spuszczonym wzrokiem, a ona skarciła mnie, że znowu rozmyślam o niezwykłym chłopaku. Rzuciłam jej zagniewane spojrzenie, ale w duchu przyznałam rację. Kiedy widywałam Anubisa, potem przez kilka godzin myślałam o nim bez przerwy. I teraz też. Przez całą drogę Emma pytlowała o niczym, a ja zagłębiałam się myślami coraz bardziej i bardziej w niewzruszoną twarz Anubisa.
Zatrzymaliśmy się pod szkołą. To był zwyczajny budynek z czerwonej cegły pomalowany na zielono i w kwiaty. Ohyda, fuj! Na szczęście większość uczniów myślała podobnie jak ja, więc zamalowywała wzory graffiti i zaklejała je plakatami. Byłam im za to wdzięczna i miałam ochotę posłać im za to kwiaty, ale nie wiedziałam, którzy to zrobili. Przed wejściem zobaczyłam Anubisa w towarzystwie dwóch sportowców. Stwierdziłam, że to niemożliwe, bo przecież nikt nie wyprzedziłby autobusu pieszo, a jednak on tam był. Wyglądał na całkiem spokojnego, choć jeden z jego rozmówców był przepełniony złością i żądzą mordu. Razem z Emmą ruszyłyśmy w stronę wejścia, a mijając chłopców usłyszałam zdanie, wypowiedziane przez czerwonowłosego chłopaka:
- Pamiętaj, że Set będzie cię ścigał, zdrajco!
Minęłyśmy ich, a ja zaczęłam się zastanawiać dlaczego nazwał Anubisa “zdrajcą” i o jakiego Seta chodziło. Bo przecież chyba nie o tego boga z Egiptu. Nie miałam dużo czasu na rozmyślania, bo Emma pociągnęła mnie do sali na historię.
Nauczyciel postanowił kontynuować cykl lekcji o bogach południowej Europy. Tego dnia mówił nam o Hermesie, posłańcu bogów, i jego powiązaniach z Egiptem. Do sali wszedł Anubis. Nawet nie zapukał, ale przynajmniej się przywitał w miarę grzecznie, po czym palnął bez ogródek:
- Profesorze, pan dyrektor chciałby porozmawiać.
- Nie mogę teraz wyjść, opowiadam klasie o Hermanubisie. Połączeniu Hermesa…
- … i Anubisa, ja to wiem, ale to tylko mityczna postać, która nie miała prawa istnieć, ponieważ bogowie egipscy i greccy rywalizowali ze sobą, mimo że greccy zostali uznani przez ludność na podstawie egipskich. A pan dyrektor jest naprawdę i żąda rozmowy z panem - powtórzył uparcie Anubis, wyglądając na zirytowanego, i wyszedł z sali. Wszyscy patrzyli za nim zaskoczeni, a profesor poszedł do dyrektora. Zostaliśmy sami, co oczywiście oznaczało grę w zośkę. Chłopcy wyjęli piłeczkę. Zaczęła latać we wszystkie strony, aż trafiła w akwarium, stojące na końcu sali. Naczynie zachwiało się i spadło na podłogę, gdzie z trzaskiem się rozbiło. Woda polała się po podłodze, a rybki skakały jak oszalałe, dusząc się z braku powietrza. Emma, zapalona obrończyni zwierząt, zebrała je szybko i pobiegła do łazienki. Wywróciłam oczami, sięgając po piłeczkę. Podniosłam ją, po czym odrzuciłam chłopcom, ale zanim ją złapali, pękła w powietrzu, a jej zawartość opadła powoli na podłogę. Czas jakby zwolnił. Okno otworzyło się i wszedł przez nie wysoki łysy mężczyzna w spódniczce, trzymając zakrzywiony miecz. Wyglądał… co najmniej dziwnie. Miał wielkie mięśnie ramion, opięte ciemną skórą. Przeraziłam się.
Wszędzie dokoła rozległy się wrzaski i piski, a uczniowie zaczęli wybiegać w popłochu na korytarz. Też chciałam to zrobić, ale za ostatnią ławką zobaczyłam skulonego, rudego chłopaka z mojej klasy. Jirou Galer - niesprawny, ale inteligentny. Wślizgnęłam się pod ławkę i doczołgałam się do niego, po czym chwyciłam go za ramię.
- Jirou, musimy wiać - powiedziałam do niego, najspokojniej jak potrafiłam. Spojrzał na mnie przerażonymi, zielonymi oczami. - Chodź stąd.
Pokiwał ze strachem głową i razem wyczołgaliśmy się z sali, starając się być niezauważonymi przez strasznego gościa. Udało nam się, chociaż przez jeden straszny moment wydawało mi się, że na nas patrzy. Na korytarzu zerwaliśmy się na nogi i biegiem ruszyliśmy do szatni, jednak zanim wybiegliśmy ze szkoły, pomyślałam o Emmie. Przecież ona nie wie o tym kolesiu. Zawróciłam, krzycząc do rudego przez ramię, żeby uciekał. Przed łazienką zobaczyłam jeszcze czterech takich facetów jak w sali historycznej. Podeszłam tam cichutko, żeby mnie nie usłyszeli. Rozległ się przerażony pisk Emmy. Najwyraźniej ich zobaczyła, ale oni nie zrobili nawet kroku w jej stronę, tylko się rozglądali.
- Uciekaj stąd - usłyszałam obok siebie spokojny głos. Stał tam Anubis. Był tak blisko, że czułam jego słodkawy zapach. Nie patrzył na mnie, tylko na mężczyzn.
- A ty tu zostaniesz i ich pokonasz, tak? - rzuciłam sarkastycznie, chociaż czułam, że właśnie taki był jego plan. Całkiem postradał zmysły.
- Poradzę sobie - mruknął beznamiętnie.
- O, jasne! Bo uwierzę! To moja przyjaciółka i jej pomogę - uparłam się i zdaje się, że go zirytowałam. Wydaje mi się, że łatwo go zirytować. Nic nie powiedział, tylko wzruszył ramionami, ale spojrzeniem kazał mi się uciszyć. Posłuchałam. Brunet wyciągnął z wewnętrznej kieszeni złoty łańcuszek z wisiorkiem w kształcie głowy psa. Założył go na szyję, po czym przemknął obok mnie jak cień. Podszedł do pierwszego gostka i uderzył go pięścią w potylicę. Facet upadł na podłogę, a w tym czasie trzech pozostałych skoczyło na chłopaka. Krzyknęłam cicho i pomyślałam, że muszę pomóc Anubisowi, ale jakoś nic nie przyszło mi do głowy. Zamknęłam oczy, usilnie próbując coś wymyślić. Kiedy je otworzyłam chłopak otrzepywał swoją skórzaną kurtkę z kurzu, stojąc nad czterema nieprzytomnymi mężczyznami.
- Co za…? - chciałam zapytać, ale Anubis pokręcił głową. Schował wisiorek pod koszulkę, po czym wyciągnął Emmę z łazienki i wyrzucił nas ze szkoły. Niedaleko stał Jirou, najwyraźniej na mnie czekając. Wokół niego cała kadra nauczycielska oraz uczniowie rozmawiali podnieconymi lub przerażonymi głosami, a dziewczyny histeryzowały. Anubis wywrócił oczami i zaczął iść w stronę mojego domu, a jego wzrok mówił, że chce, żebyśmy za nim poszli. Zrobiliśmy to. Kiedy mijaliśmy dom obok szkoły, zobaczyliśmy za nim kłąb dymu. Nasza buda płonęła, ale Anubis to całkowicie olał.
- Czemu nie wezwiemy straży pożarnej czy czegoś takiego? - spytał Jirou, patrząc na dym. Brunet zwrócił wzrok w tamtą stronę i pokręcił głową.
- Ponieważ nie chcemy, żeby tamci kolesie się wydostali - odparł spokojnie brązowooki. - Odstawię was do domu, a wy się stamtąd nie ruszycie, jasne?
- A ty co taki despotyczny jesteś? - spytałam oburzona, ale jedno jego spojrzenie skutecznie mnie uciszyło. Trochę to przerażające: miał wzrok jak wygłodniały wilk.
- Idźcie do domu - rozkazał, zatrzymując się pod moją bramą. - Pozamykajcie drzwi i okna, i nikomu nie otwierajcie.
- A ty co zrobisz? - zapytał Jirou, przekrzywiając głowę.
- Zajmę się swoimi sprawami - oznajmił Anubis, wzruszając ramionami. Zostawił nas pod bramą i odszedł, po czym zniknął za rogiem. Jirou popatrzył na mnie, ja na niego. Skinęliśmy głowami i poszliśmy za brunetem. Trzymaliśmy się dwadzieścia metrów od niego, tak żeby nas nie zauważył. Szedł bardzo spokojnie jak na kogoś kto właśnie uciekł ze szkoły po ataku terrorystycznym. Nagle zatrzymał się i wyglądał bardzo podobnie do psa, który nasłuchuje. Nawet uszami poruszył; to dość słodkie. Nagle zza budynku wyszedł kolejny wielki facet, ale tym razem z maczetą. Zamachnął się wielkim tasakiem prosto w głowę Anubisa, ale ten złapał go tylko za nadgarstek i przerzucił sobie przez ramię. Miecz wypadł z ręki mężczyzny, który poleciał prosto na nas i upadł na Jirou. Rudy wylądował pod nim i jęknął głośno. Żołnierz zerwał się z ziemi i złapał nas za kołnierze. Wyszedł z uliczki, w której się chowaliśmy. Anubis na nasz widok zaklął w jakimś dziwnym języku, a wisiorek na jego szyi zabłysł. Otoczyło nas wielu uzbrojonych mężczyzn, lecz brunet nadal był niewzruszony. Wyciągnął z kieszeni wykałaczkę. I w czym to niby pomoże? Podłubie sobie tym w zębach, a potem wbije to komuś w oko? Anubis zamknął oczy, a wykałaczka rozjarzyła się czerwonym blaskiem i zmieniła się w długą, czarną laskę ze srebrnym smokiem na czubku. Błyszczała w słońcu, a oczy zwieńczenia zrobione były z dwóch rubinów. Brązowooki uderzył laską trzy razy w beton, który pękł i ukazał nam głęboką czeluść.
- Żołnierze, ja jestem Anubis, bóg pogrzebów, pan Podziemia, sługa Ozyrysa. Winniście mi posłuszeństwo, wracajcie do Otchłani Seta - rozkazał. Mężczyźni upuścili mnie, Jirou oraz bronie i zapadli się w ciemność. Anubis machnął laską, a dziura się zrosła. Jirou siedział na ulicy, zbyt oszołomiony żeby cokolwiek powiedzieć, ale ja musiałam się odezwać.
- Jesteś bogiem? - zapytałam zdumiona. To niemożliwe przecież, nie?
- Tak, a ty zawsze jesteś taka nieposłuszna?
- Zazwyczaj bardziej - odparłam butnie, krzyżując ramiona na piersi.
Nie mogłam w to uwierzyć. Stałam przed żywym egipskim bogiem Anubisem. Boże…
Podjechał kanarkowo żółty autobus i zatrąbił klaksonem. Wyszłam z domu i wsiadłam do wozu, patrząc za tajemniczym brunetem. Zawołała mnie moja koleżanka - Emma. Usiadłam obok niej ze spuszczonym wzrokiem, a ona skarciła mnie, że znowu rozmyślam o niezwykłym chłopaku. Rzuciłam jej zagniewane spojrzenie, ale w duchu przyznałam rację. Kiedy widywałam Anubisa, potem przez kilka godzin myślałam o nim bez przerwy. I teraz też. Przez całą drogę Emma pytlowała o niczym, a ja zagłębiałam się myślami coraz bardziej i bardziej w niewzruszoną twarz Anubisa.
Zatrzymaliśmy się pod szkołą. To był zwyczajny budynek z czerwonej cegły pomalowany na zielono i w kwiaty. Ohyda, fuj! Na szczęście większość uczniów myślała podobnie jak ja, więc zamalowywała wzory graffiti i zaklejała je plakatami. Byłam im za to wdzięczna i miałam ochotę posłać im za to kwiaty, ale nie wiedziałam, którzy to zrobili. Przed wejściem zobaczyłam Anubisa w towarzystwie dwóch sportowców. Stwierdziłam, że to niemożliwe, bo przecież nikt nie wyprzedziłby autobusu pieszo, a jednak on tam był. Wyglądał na całkiem spokojnego, choć jeden z jego rozmówców był przepełniony złością i żądzą mordu. Razem z Emmą ruszyłyśmy w stronę wejścia, a mijając chłopców usłyszałam zdanie, wypowiedziane przez czerwonowłosego chłopaka:
- Pamiętaj, że Set będzie cię ścigał, zdrajco!
Minęłyśmy ich, a ja zaczęłam się zastanawiać dlaczego nazwał Anubisa “zdrajcą” i o jakiego Seta chodziło. Bo przecież chyba nie o tego boga z Egiptu. Nie miałam dużo czasu na rozmyślania, bo Emma pociągnęła mnie do sali na historię.
Nauczyciel postanowił kontynuować cykl lekcji o bogach południowej Europy. Tego dnia mówił nam o Hermesie, posłańcu bogów, i jego powiązaniach z Egiptem. Do sali wszedł Anubis. Nawet nie zapukał, ale przynajmniej się przywitał w miarę grzecznie, po czym palnął bez ogródek:
- Profesorze, pan dyrektor chciałby porozmawiać.
- Nie mogę teraz wyjść, opowiadam klasie o Hermanubisie. Połączeniu Hermesa…
- … i Anubisa, ja to wiem, ale to tylko mityczna postać, która nie miała prawa istnieć, ponieważ bogowie egipscy i greccy rywalizowali ze sobą, mimo że greccy zostali uznani przez ludność na podstawie egipskich. A pan dyrektor jest naprawdę i żąda rozmowy z panem - powtórzył uparcie Anubis, wyglądając na zirytowanego, i wyszedł z sali. Wszyscy patrzyli za nim zaskoczeni, a profesor poszedł do dyrektora. Zostaliśmy sami, co oczywiście oznaczało grę w zośkę. Chłopcy wyjęli piłeczkę. Zaczęła latać we wszystkie strony, aż trafiła w akwarium, stojące na końcu sali. Naczynie zachwiało się i spadło na podłogę, gdzie z trzaskiem się rozbiło. Woda polała się po podłodze, a rybki skakały jak oszalałe, dusząc się z braku powietrza. Emma, zapalona obrończyni zwierząt, zebrała je szybko i pobiegła do łazienki. Wywróciłam oczami, sięgając po piłeczkę. Podniosłam ją, po czym odrzuciłam chłopcom, ale zanim ją złapali, pękła w powietrzu, a jej zawartość opadła powoli na podłogę. Czas jakby zwolnił. Okno otworzyło się i wszedł przez nie wysoki łysy mężczyzna w spódniczce, trzymając zakrzywiony miecz. Wyglądał… co najmniej dziwnie. Miał wielkie mięśnie ramion, opięte ciemną skórą. Przeraziłam się.
Wszędzie dokoła rozległy się wrzaski i piski, a uczniowie zaczęli wybiegać w popłochu na korytarz. Też chciałam to zrobić, ale za ostatnią ławką zobaczyłam skulonego, rudego chłopaka z mojej klasy. Jirou Galer - niesprawny, ale inteligentny. Wślizgnęłam się pod ławkę i doczołgałam się do niego, po czym chwyciłam go za ramię.
- Jirou, musimy wiać - powiedziałam do niego, najspokojniej jak potrafiłam. Spojrzał na mnie przerażonymi, zielonymi oczami. - Chodź stąd.
Pokiwał ze strachem głową i razem wyczołgaliśmy się z sali, starając się być niezauważonymi przez strasznego gościa. Udało nam się, chociaż przez jeden straszny moment wydawało mi się, że na nas patrzy. Na korytarzu zerwaliśmy się na nogi i biegiem ruszyliśmy do szatni, jednak zanim wybiegliśmy ze szkoły, pomyślałam o Emmie. Przecież ona nie wie o tym kolesiu. Zawróciłam, krzycząc do rudego przez ramię, żeby uciekał. Przed łazienką zobaczyłam jeszcze czterech takich facetów jak w sali historycznej. Podeszłam tam cichutko, żeby mnie nie usłyszeli. Rozległ się przerażony pisk Emmy. Najwyraźniej ich zobaczyła, ale oni nie zrobili nawet kroku w jej stronę, tylko się rozglądali.
- Uciekaj stąd - usłyszałam obok siebie spokojny głos. Stał tam Anubis. Był tak blisko, że czułam jego słodkawy zapach. Nie patrzył na mnie, tylko na mężczyzn.
- A ty tu zostaniesz i ich pokonasz, tak? - rzuciłam sarkastycznie, chociaż czułam, że właśnie taki był jego plan. Całkiem postradał zmysły.
- Poradzę sobie - mruknął beznamiętnie.
- O, jasne! Bo uwierzę! To moja przyjaciółka i jej pomogę - uparłam się i zdaje się, że go zirytowałam. Wydaje mi się, że łatwo go zirytować. Nic nie powiedział, tylko wzruszył ramionami, ale spojrzeniem kazał mi się uciszyć. Posłuchałam. Brunet wyciągnął z wewnętrznej kieszeni złoty łańcuszek z wisiorkiem w kształcie głowy psa. Założył go na szyję, po czym przemknął obok mnie jak cień. Podszedł do pierwszego gostka i uderzył go pięścią w potylicę. Facet upadł na podłogę, a w tym czasie trzech pozostałych skoczyło na chłopaka. Krzyknęłam cicho i pomyślałam, że muszę pomóc Anubisowi, ale jakoś nic nie przyszło mi do głowy. Zamknęłam oczy, usilnie próbując coś wymyślić. Kiedy je otworzyłam chłopak otrzepywał swoją skórzaną kurtkę z kurzu, stojąc nad czterema nieprzytomnymi mężczyznami.
- Co za…? - chciałam zapytać, ale Anubis pokręcił głową. Schował wisiorek pod koszulkę, po czym wyciągnął Emmę z łazienki i wyrzucił nas ze szkoły. Niedaleko stał Jirou, najwyraźniej na mnie czekając. Wokół niego cała kadra nauczycielska oraz uczniowie rozmawiali podnieconymi lub przerażonymi głosami, a dziewczyny histeryzowały. Anubis wywrócił oczami i zaczął iść w stronę mojego domu, a jego wzrok mówił, że chce, żebyśmy za nim poszli. Zrobiliśmy to. Kiedy mijaliśmy dom obok szkoły, zobaczyliśmy za nim kłąb dymu. Nasza buda płonęła, ale Anubis to całkowicie olał.
- Czemu nie wezwiemy straży pożarnej czy czegoś takiego? - spytał Jirou, patrząc na dym. Brunet zwrócił wzrok w tamtą stronę i pokręcił głową.
- Ponieważ nie chcemy, żeby tamci kolesie się wydostali - odparł spokojnie brązowooki. - Odstawię was do domu, a wy się stamtąd nie ruszycie, jasne?
- A ty co taki despotyczny jesteś? - spytałam oburzona, ale jedno jego spojrzenie skutecznie mnie uciszyło. Trochę to przerażające: miał wzrok jak wygłodniały wilk.
- Idźcie do domu - rozkazał, zatrzymując się pod moją bramą. - Pozamykajcie drzwi i okna, i nikomu nie otwierajcie.
- A ty co zrobisz? - zapytał Jirou, przekrzywiając głowę.
- Zajmę się swoimi sprawami - oznajmił Anubis, wzruszając ramionami. Zostawił nas pod bramą i odszedł, po czym zniknął za rogiem. Jirou popatrzył na mnie, ja na niego. Skinęliśmy głowami i poszliśmy za brunetem. Trzymaliśmy się dwadzieścia metrów od niego, tak żeby nas nie zauważył. Szedł bardzo spokojnie jak na kogoś kto właśnie uciekł ze szkoły po ataku terrorystycznym. Nagle zatrzymał się i wyglądał bardzo podobnie do psa, który nasłuchuje. Nawet uszami poruszył; to dość słodkie. Nagle zza budynku wyszedł kolejny wielki facet, ale tym razem z maczetą. Zamachnął się wielkim tasakiem prosto w głowę Anubisa, ale ten złapał go tylko za nadgarstek i przerzucił sobie przez ramię. Miecz wypadł z ręki mężczyzny, który poleciał prosto na nas i upadł na Jirou. Rudy wylądował pod nim i jęknął głośno. Żołnierz zerwał się z ziemi i złapał nas za kołnierze. Wyszedł z uliczki, w której się chowaliśmy. Anubis na nasz widok zaklął w jakimś dziwnym języku, a wisiorek na jego szyi zabłysł. Otoczyło nas wielu uzbrojonych mężczyzn, lecz brunet nadal był niewzruszony. Wyciągnął z kieszeni wykałaczkę. I w czym to niby pomoże? Podłubie sobie tym w zębach, a potem wbije to komuś w oko? Anubis zamknął oczy, a wykałaczka rozjarzyła się czerwonym blaskiem i zmieniła się w długą, czarną laskę ze srebrnym smokiem na czubku. Błyszczała w słońcu, a oczy zwieńczenia zrobione były z dwóch rubinów. Brązowooki uderzył laską trzy razy w beton, który pękł i ukazał nam głęboką czeluść.
- Żołnierze, ja jestem Anubis, bóg pogrzebów, pan Podziemia, sługa Ozyrysa. Winniście mi posłuszeństwo, wracajcie do Otchłani Seta - rozkazał. Mężczyźni upuścili mnie, Jirou oraz bronie i zapadli się w ciemność. Anubis machnął laską, a dziura się zrosła. Jirou siedział na ulicy, zbyt oszołomiony żeby cokolwiek powiedzieć, ale ja musiałam się odezwać.
- Jesteś bogiem? - zapytałam zdumiona. To niemożliwe przecież, nie?
- Tak, a ty zawsze jesteś taka nieposłuszna?
- Zazwyczaj bardziej - odparłam butnie, krzyżując ramiona na piersi.
Nie mogłam w to uwierzyć. Stałam przed żywym egipskim bogiem Anubisem. Boże…
czwartek, 10 maja 2012
Prolog (Thalia)
- Magmowe Jeziora - oświadczył uroczystym tonem Anubis.
- Jesteśmy u celu? - spytałam, chociaż wiedziałam, że odpowiedź jest twierdząca. Chłopak zamknął oczy, jakby rozkoszował się mrokiem i tajemniczością tego miejsca. Wyglądał naprawdę spokojnie - tak jak jeszcze nigdy.
- To tutaj znajduje się grób największego z magów wszechczasów, Arnolda Depputiego - szepnął Jirou, sięgając do kieszeni. Byłam pewna, że się boi i ściska w dłoni różdżkę. Nigdy nie był tak odważny jak Anubis, ale co się dziwić: jak mag może konkurować z bogiem? Nasz szakalowaty przyjaciel stał spokojnie, napawając się zapachem siarki.
Nagle skalny sufit zaczął się walić na głowy. Jirou wrzasnął przerażony, ja również, zaś Anubis otworzył oczy i powoli podniósł rękę. Jego dłoń zaczęła jarzyć się czerwonym światłem, które rozpłynęło się wokół nas, tworząc cienką osłonkę. Jednak wielkie kamienie i tony gruzu nie zdołały się przez nią przebić. Po raz pierwszy widziałam jak Anubis tworzy tarczę. Mimo, że nie było to nic niezwykłego to w porównaniu z magią Jirou wyglądało imponująco. Spojrzeliśmy na Szakala z podziwem, lecz on nawet nie odwrócił wzroku od skał. Jedynie mruknął coś cicho po staroegipsku.
- Skaczcie do jeziora - rozkazał tonem bez emocji, czyli jak zwykle.
- Pogięło cię?! - krzyknął na niego Jirou. Anubis rzucił mu wściekłe spojrzenie i pchnął go prosto do magmy. Rudy zniknął pod jej powierzchnią, a ja doszłam do wniosku, że Szakal się zdenerwował, więc nie powinnam dłużej zwlekać. Wstrzymałam oddech, patrząc na bulgocącą lawę i wskoczyłam do jeziora. W momencie, gdy zanurzałam się w magmie, magiczna tarcza Anubisa pękła na drobne kawałki, a sufit runął prosto na chłopaka. Chciałam krzyknąć, ale było za późno - brunet zniknął pod toną gruzu.
Wylądowałam na twardej ziemi, czując łzy spływające po policzkach. Jirou natychmiast do mnie doskoczył i mnie przytulił, pytając co się stało i gdzie jest Anubis.
- Set dopiął swego, zabił go - jęknęłam zrozpaczona. Rudy spojrzał w sufit z nadzieją, jednak nic się nie wydarzyło. Byliśmy sami i sami mieliśmy dokończyć misję… chociaż może powinnam zacząć od początku.
Bohaterowie
Imię i nazwisko: Thalia Vitani
Wiek: 14 lat
Rasa: heros (pół-bóg)
Thalia jest dzielną, wytrwałą dziewczyną. Lubi się wykłócać, jest uparta i złośliwa, ale wierna przyjaciołom. Wobec Jirou zachowuje się jak starsza siostra; troszczy się o niego, choć częściej mu dokucza. Anubisa darzy większym uczuciem niż przyjaźń, lecz nie przyznaje się do tego z powodu jego nastawienia do ludzi. Jest rozdarta między Anubisem a Akerem.
Imię i nazwisko: Jirou Galler
Wiek: 14 lat
Rasa: mag
Jirou w przeciwieństwie do Thalii czy Anubisa jest tchórzem. Nie potrafi panować nad swoją magią, a jego nauczyciel nie pomaga mu poradzić sobie z trudnościami. Mimo lęku, żeby pomóc przyjaciołom, zrobi wszystko co w jego mocy. Jest jedynakiem. Dwójkę swoich towarzyszy kocha jak rodzeństwo.
Imię i nazwisko: Anubis Funeral
Wiek: 16 lat (wiek rzeczywisty: nie znany)
Rasa: bóg
Anubis jest zimny, opanowany i zamknięty w sobie. Panuje nad emocjami oraz uczuciami, aby nie dać wrogom przewagi w postaci jego słabości. Wobec przyjaciół jest opiekuńczy, choć traktuje ich z góry. Największym uczuciem darzy Akera (najlepszy przyjaciel) oraz Batę (przybrany brat).
Imię i nazwisko: Aker
Wiek: 17 lat (wiek rzeczywisty: nie znany)
Rasa: bóg
Aker jest podobny do Anubisa, choć bardziej otwarty i wrażliwy na piękno. Mimo że podobnie jak jego przyjaciel ukrywa emocje, w głębi serca bardzo wszystko przeżywa. Kocha Anubisa i Batę jak braci. Thalię darzy wyjątkowym uczuciem, którego nie potrafi określić ani jako przyjaźni, ani jako miłości.
Imię i nazwisko: Bata
Wiek: 16 lat (wiek rzeczywisty: nie znany)
Rasa: bóg
Bata jest zupełnym przeciwieństwem Akera i Anubisa. Jest pozytywnie nastawiony do życia. Pokazuje swoje emocje bez względu na sytuację. Jest spokojny, trudno go zdenerwować. Pokorny i uległy. Dla przybranego brata i Akera zrobi wszystko.
Wiek: 14 lat
Rasa: heros (pół-bóg)
Thalia jest dzielną, wytrwałą dziewczyną. Lubi się wykłócać, jest uparta i złośliwa, ale wierna przyjaciołom. Wobec Jirou zachowuje się jak starsza siostra; troszczy się o niego, choć częściej mu dokucza. Anubisa darzy większym uczuciem niż przyjaźń, lecz nie przyznaje się do tego z powodu jego nastawienia do ludzi. Jest rozdarta między Anubisem a Akerem.
Imię i nazwisko: Jirou Galler
Wiek: 14 lat
Rasa: mag
Jirou w przeciwieństwie do Thalii czy Anubisa jest tchórzem. Nie potrafi panować nad swoją magią, a jego nauczyciel nie pomaga mu poradzić sobie z trudnościami. Mimo lęku, żeby pomóc przyjaciołom, zrobi wszystko co w jego mocy. Jest jedynakiem. Dwójkę swoich towarzyszy kocha jak rodzeństwo.
Imię i nazwisko: Anubis Funeral
Wiek: 16 lat (wiek rzeczywisty: nie znany)
Rasa: bóg
Anubis jest zimny, opanowany i zamknięty w sobie. Panuje nad emocjami oraz uczuciami, aby nie dać wrogom przewagi w postaci jego słabości. Wobec przyjaciół jest opiekuńczy, choć traktuje ich z góry. Największym uczuciem darzy Akera (najlepszy przyjaciel) oraz Batę (przybrany brat).
Imię i nazwisko: Aker
Wiek: 17 lat (wiek rzeczywisty: nie znany)
Rasa: bóg
Aker jest podobny do Anubisa, choć bardziej otwarty i wrażliwy na piękno. Mimo że podobnie jak jego przyjaciel ukrywa emocje, w głębi serca bardzo wszystko przeżywa. Kocha Anubisa i Batę jak braci. Thalię darzy wyjątkowym uczuciem, którego nie potrafi określić ani jako przyjaźni, ani jako miłości.
Imię i nazwisko: Bata
Wiek: 16 lat (wiek rzeczywisty: nie znany)
Rasa: bóg
Bata jest zupełnym przeciwieństwem Akera i Anubisa. Jest pozytywnie nastawiony do życia. Pokazuje swoje emocje bez względu na sytuację. Jest spokojny, trudno go zdenerwować. Pokorny i uległy. Dla przybranego brata i Akera zrobi wszystko.
Subskrybuj:
Posty (Atom)