wtorek, 27 maja 2014

" "Apokalipsa" św. Jana i Serapis" (Bata)

         Przed naradą spotkałem się z Anubisem na ulicy. Chciałem z nim chwilę porozmawiać, o tym, co zrobimy, żeby ratować Robina. Upierał się, że naszym nadrzędnym celem jest ocalić Akera i świat, a nie jakąś bezwartościową Gwiazdę. Oczywiście przyznałem mu rację, bo ją miał, ale musiałem mu przypomnieć, że przecież ren Akera jest w ciele Robina i bez niego nie powiedzie nam się. Przez chwilę milczał, a potem opowiedział mi swój sen. Okazało się, że obu nam śniło się to samo.

         Nad brzegiem bystrej rzeki klęczał Robin z pochyloną głową. Po twarzy ciekły mu łzy, chociaż szeroko otwarte oczy miały barwę szmaragdu. Wpatrywał się w spienione fale z takim spokojem na twarzy, że to było nie do wyobrażenia. Nawet Anubis nie mógł się z nim równać. Niespodziewanie z wody wyskoczył krokodyl. Pomyślałem sobie, że Sobek chyba się uwziął na Robina, jak jakiś nauczyciel cięty na jednego, wybranego ucznia. A potem Gwiazda wstał i spojrzał wyzywająco na gada.
 - To Nut cię przysłała - stwierdził, ścierając łzy z policzków. - Nie do uwierzenia, że matka wynajmuje zabójcę dla własnego dziecka.
 - Nie uważa cię za syna - zaśmiał się okrutnie Sobek, nie okazując chociażby cienia współczucia. - Dla niej i swojego rodzeństwa jesteś tylko zdrajcą.
 - Więc przyszedłeś zabić zdrajcę. Wykonaj swoją powinność, ale wiedz, że nigdy nie poddam się bez walki - zapowiedział Robin, wyciągając z rękawów dwa sztylety. Jakkolwiek dramatycznie by to nie brzmiało, o wiele gorzej wyglądało. Zaczęli tak szybko wokół siebie wirować, że ich nie widziałem. Błyskały tylko kły krokodyla i ostrza Robina. Zaczęły walić gromy, spadł deszcz. Nagle w ziemię tuż obok mnie uderzył piorun, oświetlając walczących. Sobek wyrwał chłopakowi sztylet i wbił mu go w mostek. Krew chlusnęła raz a porządnie i Robin wpadł do wody. Prąd porwał jego ciało, które zbliżając się do horyzontu zamigotało jak gwiazda na nocnym niebie i zniknęło.

         Gdy Jirou poszedł na piętro szukać Biblii, streściłem pozostałym ten sen. Carter w końcu nie wytrzymał i wybuchł płaczem. Razem z Bastet oraz Thalią głęboko mu współczułem, za to Anubis wyglądał tylko przez okno z zamyśloną miną. Rudy wrócił po kilku minutach i rzucił Biblię na stół. Huknęło tak, że kotka miauknęła przeraźliwie, a An podskoczył w miejscu, obdarzając go zezłoszczoną miną.
 - Masz Biblię, szukaj, czego potrzebujesz - mag usiadł na krześle koło Cartera i objął go ramieniem. Poleciało kolejne wymowne spojrzenie, na które jednak rudy nie zareagował.
 - Nie mogę dotknąć chrześcijańskiej księgi - westchnął Szakal, uspokoiwszy się trochę. - W najlepszym przypadku mnie przypali. Ty albo Thalia musicie szukać informacji.
         Blondynka zgarnęła loki z ramion i otworzyła Biblię, czekając na instrukcje. An kazał jej otworzyć na “Apokalipsie” i przeczytać na głos całą księgę. Tak morderczego spojrzenia jakie ona mu posłała, pozazdrościłby każdy. Była absolutną mistrzynią w ciskaniu piorunami wzrokiem. Przeczytała, co trzeba, a potem Szakal cytował kawałki z pamięci, zastanawiając się nad nimi głośno. To jeszcze bardziej wpieniło Thalię, która w końcu wzięła ostatni placek jabłkowy i rzuciła nim centralnie w nos bruneta. Nikt nie opanował śmiechu, nawet Carter zachichotał. Zdezorientowany Anubis był widokiem wartym zapamiętania. Otrząsnął się z zaskoczenia i wrócił do swoich myśli.
 - “I trzeci anioł zatrąbił: i spadła z nieba wielka gwiazda, płonąca jak pochodnia, a spadła na trzecią część rzek i na źródła wód. A imię gwiazdy zowie się Piołun.” Czy tak to wyglądało, Bastet?
 - Nie do końca, ale jak spadł z nieba na morzu pojawiła się wyspa porośnięta bielicą piołun - sprostowała kotka, bawiąc się swoim ogonem.
 - To oznacza, że Robin naprawdę jest zapowiedzią Apokalipsy - podsumował Jirou. - A czy… były już inne znaki? Te późniejsze?
 - Działy się rzeczy opisane przez świętego Jana, ale nie sądziliśmy, że to oznaki nadchodzącego Końca Świata - odparłem ze wstydem. Teraz jak tak o tym myślałem, wydało mi się oczywiste, że powinienem je rozpoznać. Westchnąłem zrezygnowany.
 - Koniec Świata jest blisko, czuć go śmiercią - mruknął Anubis, ignorując swoją niemożność dotykania Biblii. Zatrzasnął ją z impetem, a w powietrzu uniósł się słodki swąd palonego ciała. - Musimy znaleźć Robina i go ocalić.
 - Nie nawiążemy z nim kontaktu empatycznego - zauważyła Bastet. - Ma bariery, chroniące go przed atakami psychicznymi. Nie wejdziemy też do jego snów, żeby z nim pogadać. On nie jest typem osoby, którą łatwo znaleźć.
         Roześmiałem się smutno. Prawie słowo w słowo powtórzyła to, co ja sam mówiłem o bogach kilkanaście dni temu. Robin mający w sobie Akera też w pewnym sensie stał się bogiem. Plus te jego super zdolności blokowania ataków mentalnych. Ale, cholera jasna, zawsze jest jakaś opcja i sposób, żeby działać. Myślałem gorączkowo, szukając rozwiązania i nagle Thalia podsunęła mi pomysł.
 - W mitologii greckiej jest Hypnos i on ma dostęp do snów wszystkich ludzi na świecie - westchnęła, uderzając lekko czołem o blat stołu. Olśniło mnie.
 - Anubis! Musimy odwiedzić Serapisa i Besa - oznajmiłem, a on spojrzał na mnie zdumiony. Śmiertelnicy wyglądali na zaskoczonych, za to ogon Bastet zmienił się w miotełkę do kurzu. Napuszyła się i pokazała pazurki. Nie umiałem sobie przypomnieć, czy miała jakieś starcie z bogami snu, ale chyba nie.
 - Dobry pomysł - powiedział po chwili namysłu Anubis, wstając od stołu. - Thalia, Jirou, pilnujcie Cartera. Strzeżcie go lepiej niż Sarkofagu czy lotosu. Teraz on jest najważniejszy.
 - Ale, dlaczego…? - Thalia urwała, gdy ich oczy się spotkały. W spojrzeniach obojga dostrzegłem smutek i strach. Szakal pochylił się nad nią i dał jej całusa w policzek.
 - Po prostu go pilnuj - powtórzył. Skinięciem głowy nakazał mi i Bastet wyjść za sobą z mieszkania Jirou. Zostawiliśmy zaskoczoną trójkę w kuchni i poszliśmy. Nie stanąłem nawet na ulicy, gdy otworzyłem portal, wiodący nas prosto do…

 - Grenlandia! - parsknęła Bastet, wypluwając śnieg. Wpakowałem nas w głęboką zaspę. - Dlaczego, na wszystkich wielkich bogów, Serapis musi lubić takie zimno?
         Wygrzebałem się spod warstwy białego puchu i strzepnąłem go z włosów. Rozejrzałem się dokoła, ale nie zobaczyłem nic poza lodową pustynią. W kwestii temperatury wyjątkowo zgadzałem się z kocicą - poniżej dziesięciu stopni, to już był dla nas mróz. Anubis wyciągnął nas z zaspy i postawił na nogi. Poszliśmy za nim, dygocąc z zimna. Trwało to długo, a wiatr sypał nam śnieg w oczy, ale w końcu całkowicie straciłem czucie we wszystkich odstających częściach ciała. Nie byłem już świadomy, że mam coś takiego jak palce, uszy czy nos. Jedyne, czego chciałem to paść na ten śnieg i zakopać się pod nim jak husky. Tam by było ciepło.     Wszyscy się potykaliśmy i ślizgaliśmy, i już kilka razy wyrąbałem na lód, uderzając się głową, ale szedłem uparcie, wmawiając sobie, że dojdę do Serapisa i Besa, choćbym miał się czołgać.
         Wreszcie zobaczyłem, tak wymarzony widok. Na horyzoncie pośród zamieci, daleko hen kilka kilometrów, dostrzegłem mały drewniany domek, wyglądający jak szopa. Ale wiedziałem, że to tam mieszkają bogowie snów. Obiecałem sobie, że kiedy ich zobaczę, rąbnę ich w makówki za taką lokalizację.
         Dotarliśmy do chałupy po półtorej godziny i wpadliśmy tak jak porażeni prądem. Legliśmy u stóp zaskoczonych bogów. Ignorując ich, ja i Bastet, podczołgaliśmy się do kominka i prawie do niego wleźliśmy, żeby się ogrzać i roztopić sople lodu, które zwisały nam z włosów. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się miłego powitania, bo bogowie bardzo rzadko lubią pomagać innym w potrzebie, ale ci to mnie zaskoczyli. Ledwo palce zdążyły nam odtajać, poczułem, że ktoś okrywa mnie wełnianym kocem, a po moim ciele rozpływa przyjemne ciepełko. Bastet siedziała już skulona w fotelu, popijając gorące kakao. Zastanawiałem się, na jak długo zapatrzyłem się w trzaskający ogień. Anubis zajął miejsce obok mnie na podłodze, wyciągając w moją stronę rękę z kubkiem, z którego unosiła się para. Wziąłem go i przytknąłem do ust. Ciepły napój rozkosznie mnie grzał od środka, a koc oraz kominek od zewnątrz. Dopiero, kiedy byłem pewien, że wszystko mi się rozmroziło, przyjrzałem się naszym gospodarzom.
         Bes nie zmienił się ani trochę od naszego ostatniego spotkania, które miało miejsce, gdy wyciągaliśmy Bastet z jej magicznego więzienia, w którym została zamknięta, by po wieki wieków naparzać się tam z Apopisem. Bóg-karzeł nadal miał metr czterdzieści wzrostu, krótkie pulchne kończyny i tłustą idealnie okrągłą brzydką twarz. Brązowe loczki upodabniające go do dziecka nieco mu urosły, ale te cholernie błękitne oczy, poznałbym na końcu świata. Bes uśmiechał się do mnie, chociaż raczej wyglądało to jakby uśmiechała się do mnie żaba. Mimo wszystko przyjemnie było patrzeć na przyjazną twarz.
         Serapis był trochę straszniejszy. Swoją chudą posturą i wysokim wzrostem przypominał mi Seta bez brody. Jednak był o wiele bardziej opalony, co jest dziwne zważywszy na to, w jakim klimacie żyje. Miał popielate przetłuszczone włosy do połowy pleców, związane w luźny warkocz, i przymknięte brązowe oczy, nadające mu wygląd wiecznie sennego. Urody nie dodawały mu też fioletowe worki pod oczami, biorące się z niewyspania. Ale się uśmiechał, więc był to jakiś plus.
         W milczeniu piliśmy kakao lub (w przypadku Anubisa) zieloną herbatę, a potem bogowie snów odstawili swoje kubki i zwrócili się do nas.
 - W czym możemy wam pomóc? - spytał uprzejmie Serapis. Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo i pozwoliliśmy Anubisowi mówić.
 - Czy moglibyście nas z kimś skontaktować? Chłopak jest Gwiazdą i ma ciekawe umiejętności blokad mentalnych, ale sądzimy, że tacy bogowie jak wy są w stanie przebić się przez nie.
 - Gwiazda? - zastanowił się Bes, drapiąc się po tłustym podbródku. - Ostatnia Gwiazda, z którą chciałeś się skontaktować i umówić, zginęła.
 - Nie chcę się z nim umawiać, chcę go uratować - warknął An. - W jego ciele jest część duszy Akera, bez którego nie damy rady ocalić świata przed okrutnym planem Seta.
         Bes i ja parsknęliśmy śmiechem. W minie Anubisa i w temacie rozmowy nie było absolutnie nic zabawnego, ale nie potrafiłem się powstrzymać. Wyobraziłem sobie Ana i Robina na randce, po czym zacząłem dziękować bogom, że aktualnie żaden z nich nie jest w stanie czytać mi w myślach. Zabiliby mnie obaj na miejscu i bez ostrzeżenia. Uciszyliśmy się dopiero wtedy, gdy Serapis ochrzanił nas, że przeszkadzamy mu w dostaniu się do głowy Robina. Miałem własną teorię, dlaczego mu to nie wychodzi, ale postanowiłem poczekać, by sprawdzić, czy bóg snów sam się domyśli. Zajęło mu to więcej czasu, niż się spodziewałem.
 - Ta wasza Gwiazda ma niespotykanie silne bariery mentalne.
 - Mówiłem - parsknąłem, a po chwili zarobiłem pustym już kubkiem Anubisa w łeb. - Za co to?
 - Ogarnij się - miauknęła Bastet. - Co z robimy z tym fantem, że nie możemy się skontaktować z Robinem?
         Na kilka minut zapadła cisza, podczas której zastanawialiśmy się nad kolejnym rozwiązaniem problemu.
 - Mówiłeś, Anubisie, że w ciele tej Gwiazdy znajduje się ren Akera, nie tak? - odezwał się Bes, głaszcząc nieświadomie Bastet po głowie. - Gdyby spróbować skontaktować się z nim, a nie z Gwiazdą, mogłoby się udać.
 - Ale czy to nie narazi Robina? - zaniepokoiła się kotka. - Jego ciało odrzucało duszę Akera, więc to chyba trochę ryzykowne.
 - To nasza jedyna nadzieja, że go zlokalizujemy - stwierdził Anubis bezbarwnym głosem. Zdawało się, że gdyby mógł ocalić Akera za cenę życia Robina, zrobiłby to. Ale prawda była taka, że Claude był dla niego jak brat. W końcu to on zajął się nim, kiedy byli w więzieniu. Serapis uznał, że się wszyscy zgadzamy na ten pomysł i zamknął oczy.
         Znaleźliśmy się w ciemnej przestrzeni.

------------------------------------------

Z racji tego, że jestem małą sierotką i przegapiłam drugą rocznicę bloga, postanowiłam napisać one-shota/miniaturkę/mini-opowiadanie (niepotrzebne skreślić) o naszych bohaterach. Ale żeby było lepiej to Wy, moi kochani i wierni, Czytelnicy, podrzucicie mi tematy, o których chcielibyście przeczytać (np. zagłębianie się w psychikę postaci, coś zabawnego, co mogło by im się przydarzyć). Propozycje składajcie w komentarzach lub na maila: zozu@onet.eu 
Pozdrawiam ;*
Sophie

2 komentarze:

  1. No czeeeść :3
    Gratuluję kolejnego roku prowadzenia bloga! Mam nadzieję, że będziesz to kontynuować przez co najmniej kolejne dwa lata, bo jak nie... . No, to jak już sobie wszystko wyjaśniłyśmy to pora na rozdział ^^

    Biedny Robin. Ciekawa jestem czy ta walka z Sobkiem (rany, nie ważne, jak często widzę to imię, to i tak zawsze rozwala mnie tak samo xD Zupełnie nie pasuje do egipskiej mitologii xD) zdarzyła się naprawdę. Dobra, pewnie nie, skoro Robin zniknął, ale jestem w nastroju do wymyślania takich czarnych scenariuszy xD
    W każdym bądź razie - grr, Sobek jak zrobisz coś Gwieździe to tego pożałujesz! Uwielbiam go, ach te sentymenty <3
    Pozwolisz, że nie wspomnę o Anie i Thalii pod koniec :P

    Grenlandia...
    Zimno. Bardzo Zimno. TAK BARDZO ZIMNO.
    Czy Serapisowi i Besowi to nie przeszkadza? Nie lepiej śpi się w nieco cieplejszych warunkach? A - i wracając do słów Baty - dla mnie mniej niż dziesięć stopni to też mróz. Byłam teraz na wycieczce w Trójmieście i musiałam wytrzymywać takie temperatury, W czwartek miałam na sobie sześć warstw a i tak było mi zimno. A znajomy chodził w samej bluzie, na dodatek rozpiętej i twierdził, że mu ciepło... Tsaaa... Ale i tak miło to wszystko wspominam ^^
    To musiał być zabójczy widok - Bata z Bastet wpadający nagle do chaty i czołgający się do kominka xD Ale jakie przyjemne powitanie, też bym tak chciała, haha ^.^
    A komentarz Besa był złośliwy, ale nadał trochę komizmu tej poważnej sytuacji. Aż dziwię się, że An nie zrobił mu krzywdy. Choć to pewnie tylko dlatego, że będzie mu później potrzebny.
    A Bata robi się "little" sarkastyczny. Ach, kocham go xD
    I stała się ciemność... DAM DAM DAAAAM....! ~

    No, to jeśli chodzi o rozdział to tyle :) Jejku, długi się zrobił ten komentarz xD
    Co do one shotu - zastanowię się, co by mnie najbardziej interesowało ;) W sumie to nieważne co by to było, na pewno mi się spodoba. Za dobrze się znam. Chociaż... Hmm... Nadchodzą wakacje... Taka mała głupotka mogłaby być całkiem ciekawa :) Jakieś wakacje gdzieś nad morzem i wpadki w różnych dziwnych momentach... Mogłoby być zabawnie :D

    Jeszcze raz gratuluję i życzę dobrej nocy :)
    Pozdrawiam,
    Kaoriś :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej... skróciło mi ten komentarz :'(
      Nie ma co prawda tylko paru krótkich wstawek, ale mi smutno. Buu :(

      Usuń