"Żołnierze, ja jestem Anubis, bóg pogrzebów, pan Podziemia, sługa Ozyrysa. Winniście mi posłuszeństwo, wracajcie do Otchłani Seta"
środa, 30 stycznia 2013
"Duat" (Thalia)
- NIE! - wrzasnął Anubis z kneblem w ustach. Na widok Seta aż mną wstrząsnęło. Patrzył na nas jak na coś do jedzenia. Bata zaklął po staroegipsku. Nie znam tych słów, ale zbyt ładnie to one nie brzmiały. I chyba dobrze pomyślałam, że to bardzo brzydkie wyrażenie, bo Izyda i Set go skarcili za takie wyrażenia.
- A żebyś się w piekle smażył - warknął Anubis, gdy wyjęłam mu z ust knebel i rozwiązałam liny. Tak, ja wiem. Głupia jestem, że to zrobiłam, bo był aktualnie niepoczytalny, ale wolałam, żeby w razie walki mógł się bronić.
- Ładnie to tak do tatusia się odzywać? - uśmiechnęła się pięknie Izyda. Aż mi się wierzyć nie chce. Była taka miła, tylko żeby zdobyć nasze zaufanie i wydać nas Setowi. Miałam ochotę ją strzelić w ten jej napuszony, boski czerep. Zdradziła nas. No, teraz już wiem, czemu Anubis nikomu nie ufa. Ciekawe, ile razy już go ktoś wystawił do wiatru? Zerknęłam na Jirou. Wyglądał jakby go ktoś mocno uderzył z żołądek metalowym prętem. Zrobił się blady. Chyba go to bardzo zabolało. Ja sama się źle czułam. Myślałam, że Izyda jest dobra. Widziałam ją w pałacu Seta, ale… nie sądziłam, że może być zdolna do zdrady.
- Jestem dumny, Akerze - uśmiechnął się tryumfalnie Set, wyciągając ku czerwonowłosemu dłoń. Spojrzałam na chłopaka zaskoczona, a on pochylił lekko głowę, schował kwiat za pazuchę i podszedł do boga chaosu. Stanął po jego lewej stronie. Jirou złapał mnie za rękę. Normalnie każdemu bym przywaliła, ale ja też byłam niewiarygodnie zdziwiona. No, i oczywiście zawiedziona. Patrzyłam na Akera błagalnym wzrokiem, a on unikał mojego spojrzenia, kierując swoje na sufit lub podłogę. Zauważyłam, że rudy zerka na Batę oraz Anubisa. Blondyn stał nieruchomo z wyraźnym bólem na twarzy. Widziałam, jak zaciska zęby, jakby starał się nie rozpłakać. Nie zrobił tego, ale odwrócił się twarzą do Szakala. Jego reakcja nie była niezwykła. Nawet powieka mu nie drgnęła. Po prostu wpatrywał się obojętnie w przyjaciela. Chociaż ja tam byłam pewna, że jest wściekły i zraniony. Zamiast czepiać się Akera, zwrócił się spokojnym już tonem do ojca:
- Zabrałeś mi go dawno temu, więcej mnie to nie ruszy - oznajmił. Wydawało mi się, że wyczułam w jego głosie nutkę smutku, ale ręki nie dam sobie uciąć. Oczy mu zapłonęły. - Jednak zastanawia mnie, czemu ujawniłeś się dopiero, gdy zdobyliśmy kwiat?
- Ponieważ muszę cię powstrzymać, przed zniszczeniem mojego planu. Nie mogłem pozwolić, abyś zdobył moc lotosu - wyjaśnił równie spokojnie Set. Izyda uśmiechnęła się z zadowoleniem do Akera i pogłaskała go po głowie. Spojrzał na nią spode łba, strzepując jej dłoń ze swoich włosów. Nawet zdawało mi się, że słyszałam jak warknął. Sama chciałam warczeć, ale na niego.
- Po co tak długo zwlekałeś? - zdziwił się Bata zdławionym głosem. Ramiona mu drżały. - Jeśli ci na tym zależało, to czemu czekałeś?
- To skomplikowane, chłopcze - odpowiedziała bogini magii. Wszyscy spojrzeliśmy na nią oczekując dalszych wyjaśnień. - Nie mogę oddać złotego kwiatu byle komu za darmo. Gdyby nie wy, Set musiałby sam wykonać te zadania. A skoro dowiedział się, o waszym planie, postanowił was wykorzystać.
- Skąd wiedział? - wychlipał Jirou, ocierając oczy.
- Aker dał mi znać - zaśmiał się Set zadowolony, że udało mu się nas przechytrzyć. Anubis zrobił krok w kierunku Akera, zaciskając pięści, z których zaczął emanować czerwony blask. - Jest bardzo pomocny. Ech, cóż! Do zobaczenia, dzieci!
Machnął ręką i zniknął w chmurze purpurowego dymu, a wraz z nim Izyda oraz Aker. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że po policzkach płyną mi łzy i strasznie szybko oddycham. Dłoń Jirou wciąż trzymała mnie za nadgarstek. Tylko dzięki temu nie zaczęłam krzyczeć ze złości. Spojrzałam na dwóch młodych bogów. Żaden z nich nie kwapił się, żeby coś powiedzieć, więc musiałam ich zmotywować.
- Macie jakiś plan? - spytałam przytulając do siebie rudego. Chciałam go uspokoić, chociaż sama byłam wściekła i zdołowana. Szakal spojrzał na mnie ponuro. Jego oczy znowu były matowe. Pokręcił głową i usiadł na sofie, splatając palce dłoni na kolanach. Bata za to oświadczył, że musimy udać się do Duat. Zapytałam, co to takiego, więc z odpowiedzią pospieszył mi Jirou, który zawsze znał odpowiedź na każde pytanie:
- Duat to legendarna kraina zmarłych; miejsce panowania Ozyrysa, Anubisa i Horusa; świat podziemny pogrążony w ciemnościach. Według wierzeń w Duat mieściło się źródło Nilu - powiedział. Brzmiało dość strasznie, ale też dumnie. Anubis ma swoje własne królestwo. Dzieli je co prawda z dwoma innymi bogami, którzy w sumie chcą go zabić, ale to już nieznaczny szczegół. Szakal spojrzał blondynowi w oczy. Ich barwy kontrastowały ze sobą w piękny sposób. Brunet nie wyglądał na zachwyconego pomysłem Baty. Nic jednak nie powiedział, bo najwyraźniej wiedział, że to jedyna opcja. I jedyna rzecz, jaką możemy zrobić, żeby mieć jakiekolwiek szanse wygrać z Setem. Bata wyciągnął do nas ręce. Chwyciłam jego dłoń, a drugą podałam Jirou. Czekaliśmy, aż Anubis się ruszy, ale on najwyraźniej nie zamierzał. W końcu kazał nam już ruszać i nie czekać na siebie, bo on dołączy za kilka minut. Blondyn nie był tym zachwycony, ale nie kłócił się, chociaż mógł. Rzeczywiście jest uległy i akceptuje wszystkie pomysły swoich przyjaciół. Zamknął oczy. Zacisnęłam zęby. Przez kilka sekund czułam ten nieprzyjemny ucisk w żołądku, a potem nic.
Wylądowaliśmy w przestronnej sali. Była dość jasna, wykuta w szarej, wapiennej skale. Posadzkę wykonano ze szkła wykorzystywanego do produkcji luster, a pod sufitem powieszono kilka niewielkich żyrandoli, dających całkiem sporo światła. Sala nie była duża, ale też niemała. Taka w sam raz; może jak połowa dworca centralnego w Nowym Yorku. Na jej końcu znajdowało się niewielkie podwyższenie, a na nim stał tron. W rogu po prawej stała duża, złota waga, na której leżało prawdziwe, bijące serce człowieka. Zatrzęsłam się. Ale bardziej przestraszył mnie demon leżący pod schodami; miał głowę krokodyla, tułów lwa i zad hipopotama. A kły prawie tak ostre jak Aker. Na szczęście spał. Rany, jakie szczęście. Gdyby nas zaatakował to ja jedna bym nie miała szans się bronić. Moja radość niedługo trwała, bo Anubis się pojawił, natychmiast uklęknął obok demona i pogłaskał go po głowie, czym go obudził. Potwór spojrzał na mnie i Jirou warcząc. Cofnęliśmy się, chociaż niepotrzebnie. Zwierzę nie skoczyło i zamknęło się natychmiast, gdy zorientowało się, że to Anubis je pieści.
- Moja mała, Ammit - szepnął z czułością. Objął ją ramionami za szyję, przytulając policzek do łuskowatego łba. - Tęskniłem za tobą, maleńka.
Pomyślałam sobie, że to sielankowa scena. Anubis ściskający z miłością potworne stworzenie, przywodził mi na myśl małego chłopca, który dostał szczeniaczka. Zapewne zatłukłby mnie na miejscu, gdyby nie pewien szczegół...
- A ja za tobą, Anubisie - rozległ się nad nami męski, dumny głos. Należał do wysokiego, chudego mężczyzny o błękitnej skórze i białych włosach. Oczy też miał błękitne. A ubrany był w czarny garnitur, co sprawiało, że jak się na niego patrzyło to jasne kolory raziły po oczach. Uśmiechał się przyjaźnie, ale było w nim coś tak zimnego, że poczułam, jak Jirou zaczyna się trząść ze strachu.
- Ty jesteś Ozyrys, tak? - spytał rudy cicho. Mężczyzna skinął głową. Ku naszemu (znaczy mojemu i Jirou) zdziwieniu Anubis wstał z podłogi i pokłonił się bogu śmierci z największym szacunkiem. Bata tylko lekko skinął głową. Ozyrys zaśmiał się cicho i zszedł do nas z podwyższenia. Podniósł Anubisa za ramiona i pocałował go w czoło.
- Rodzinie się nie kłania, Anubisie.
- Jestem twoim sługą, panie - rzekł pokornie chłopak. Nigdy w życiu nie widziałam go tak spokojnego i uległego.
- Odkąd opuściłeś moje królestwo i pokazałeś swoją moc, jesteśmy w Duat na tej samej pozycji. Obaj jesteśmy władcami Podziemi.
- Ozyrysie, potrzebujemy pomocy - przerwał im Bata. Spojrzeli na niego karcąco, a on uśmiechnął się kręcąc głową. - Musimy zdobyć Pióro Prawdy, które obecnie znajduje się w twoim posiadaniu.
- Ach. Szukacie Złotego Sarkofagu, mam rację? Chcecie z jego pomocą powstrzymać Seta oraz Horusa. Nie uda wam się to.
- Dzięki za wiarę, boże umarłych - sarknęłam z wyrzutem. Ozyrys patrzył na mnie parę sekund i uśmiechnął się.
- Jestem realistą, dziecko. Wiem, co jest możliwe, a co nie.
- Więc będziesz nam przeszkadzać?
- Nie. Ale musicie mi odpowiedzieć na jedno pytanie. Trzymając Pióro Prawdy musicie odpowiedzieć szczerze.
- A jeśli nie? - spytał Jirou. Anubis i Bata odpowiedzieli jednym głosem:
- Spali cię na popiół.
Po ich słowach pojawiło się między nami białe pióro. Każde z nas chwyciło jego niewielką część. Ozyrys zadał nam pytanie. Wszystkich nas zamurowało, gdy je usłyszeliśmy. “Czy jesteście gotowi poświęcić siebie dla ratowania świata? A przyjaciół dla ratowania własnej skóry?”. Jirou natychmiast powiedział:
- Tak. I nie.
- Tak. I nie - odparł Bata.
- Tak. I nie - rzuciłam. Spojrzeliśmy na Anubisa.
- Tak.
Więcej nie powiedział. A że nie spłonął żywcem, poczułam jakby mi ktoś w brzuch przywalił pięścią. Mógłby nas zabić, żeby się ratować. Ale co ja się dziwię? Przecież wydał mnie Setowi. Jirou wziął go za rękę, a An uśmiechnął się. Zrobił to tak szczerze i pięknie, że nie mogłam się na niego gniewać. Po raz drugi uśmiechnął się prawdziwie. Bata zrobił to samo. A ja przytuliłam ich trzech, przyciskając mocno do siebie. Ręka jednego z nich wylądowała na moim biodrze, ale w sumie to zignorowałam. Cieszyłam się, że wszyscy mamy dobry humor, mimo tego, że jesteśmy na straconej pozycji, a Aker nas zdradził. Rudy schował Pióro Prawdy do kieszeni.
niedziela, 20 stycznia 2013
"Bata zbiera baty, Anubis je rozdaje, a Aker dostaje Kwiat" (Jirou)
Ogród Izydy był wielki. Wiedziałem, że jest duży, no ale nie, że aż tak. Olbrzymi! Szliśmy do południowej bramy tak długo, że zastał nas wieczór. Kiedy słońce zaszło, zapach lotosu był nie do wytrzymania nawet dla mnie. Jeszcze bardziej zrobiło mi się żal Anubisa. Miałem nadzieję, że Thalia oraz Aker spełnili prośbę Baty i zajęli czymś naszego przyjaciela. Gwiazdy mrugały na niebie wokół okrągłego księżyca. Usiedliśmy koło bramy. I tak siedzieliśmy. Po jakimś czasie zapytałem Batę, czemu nic nie robimy. Zaśmiał się rozbawiony.
- Jak to nic? Siedzimy, oddychamy, czekamy. I w tej też chwili rozmawiamy - odparł z radością. Fajny z niego człowiek. Zupełnie inny niż Anubis.
- Jesteś optymistą?
- Staram się. Bo po co się dołować, kiedy coś pójdzie nie tak? Kijem Nilu nie cofnę, prawda? - rzucił odchylając głowę do tyłu. Przyznałem mu rację. Dobrze chłopak gada. Dalej milczeliśmy. Bata usiadł z nogami skrzyżowanymi i zaczął coś nucić.
Po kilku godzinach coś nad nami zagwizdało. Na niebie śmignął cień. Wielki, ogromniasty cień! Tuż przed naszymi twarzami wylądowało… coś! Było złoto-czarne. I cztery razy większe od pałacu Seta, który widziałem tylko przez kilka minut. No, dobra. Przesadzam. Ale to coś było olbrzymie. A żeby wam było łatwiej sobie wyobrazić, to powiem, że to coś było wielkości Białego Domu w Waszyngtonie. Miało olbrzymie, lwie łapy z pazurami długości połowy mnie, ciało także należało do lwa i ogon, tylko, że ten był zakończony nie włosami, ale grubymi igłami. Łeb to coś miało orli. Wielgaśny dziób był gruby jak pień dębu, a oczy jak dwa białe świdry. Odbijały się w nich nasze twarze, więc bez problemu zauważyłem, że jestem blady i przerażony. Bata stał w bezruchu, wpatrując się w potwora zaskoczony.
- Rany, większy niż myślałem - mruknął niezadowolony, po czym rozkazał mi usunąć się na bok i wznieść tarczę osłonną. Posłuchałem go, bo właściwie nie miałem najmniejszej ochoty na bliskie spotkanie z dziobem czy pazurami gryfa. A jak na nas zaskrzeczał to zobaczyłem dodatkowo straszne kły. Między nimi sterczały kawałki mięsa, które już zaczynało gnić. O cholera! Niedobre zapowiedzi.
Gryf zaatakował. Odchylił łeb do tyłu i z prędkością błyskawicy machnął nim prosto w Batę. Już myślałem, że po moim przyjacielu, a ten po prostu odsunął się kawałek. Jak to zrobił? Tylko on to wie, bo ja nie patrzyłem. Szczerze, miałem ochotę zemdleć ze strachu. Nogi mi się trzęsły. Łapa potwora uniosła się do góry i padła na ziemię. Ostre pazury rozorały ramię boga. Blondyn warknął cicho, krzywiąc się z bólu. Krew spłynęła na ziemię po białej koszuli. Bata wybił się z ziemi i wskoczył na kark bestii. Złapał ją za pióra i szarpnął do tyłu. Wściekły potwór zaskrzeczał boleśnie. Zaczął się szarpać i rzucać chłopakiem. Tak kilka minut się siłowali - Bata po kilku minutach zaczął uśmiechać się tryumfalnie. Chyba myślał, że wygra. A ja jako realista, wiedziałem, że to niemożliwe. Gryf rzucił się na plecy i przygniótł blondyna do muru. Coś chrupnęło. Pewnie kości Baty. Upadł na trawę. Zanim zdążył się podnieść na niebie zabłysnął płomień. Sądziłem, że to jakieś fajerwerki. Ale ogień zaczął się obniżać. Runął na nas jak piorun. Kiedy był tylko kilkanaście metrów nad ziemią dostrzegłem rysujący się w nim kształt dużego łabędzia. Ptak uderzył w ziemię tuż obok Baty, a kiedy znowu wzniósł się w powietrze, pozostawił po sobie wypalony ślad. Blondyn odskoczył do tyłu poparzony żarem bijącym od feniksa. Ognisty znowu zapikował na boga. Usiadł na jego ramieniu parząc go bardziej i zaczął dziobać po szyi, ramionach i twarzy. Mimo strachu zaczęło mnie korcić, żeby mu pomóc, ale wiedziałem, że musi sobie sam poradzić. Teraz to gryf i feniks dali Bacie do wiwatu. Jednocześnie atakowało i jedno, i drugie. W pewnym momencie pod natłokiem skrzydeł, piór, dziobów i pazurów przestałem widzieć Batę. Oj, nieźle mu się dostało! I potem mu się dostanie od Anubisa.
Nagle za nami rozległ się przeciągły gwizd. Spojrzałem w tamtą stronę. Anubis stał na jednej gałęzi drzewa z wyciągniętym czarnym mieczem. Patrzył się na te zwierzęta wyczekująco. W końcu najwyraźniej znudziło go czekanie, bo rzucił mieczem w łeb gryfa. Olbrzym obrócił się ze skrzekiem i skoczył na Szakala. Zacisnąłem powieki, a potem usłyszałem łomot. Otworzyłem jedno oko. Potwór usiłował wyjąć dziób z pnia drzewa, a Anubis właśnie zeskoczył z jego zadu na ziemię. Feniks poleciał na niego z otwartym dziobem. Myślałem, że An zwariował nie uciekając. I miałem rację! Nadstawił ręce i złapał feniksa za płonący ogon. Wspiął się na drzewo, wyciągnął miecz z łba gryfa i obciął nim piórka lotne ognistego. Wielki ptasi lew wyrwał się z pnia. Rozwarł dziób. W tym momencie Szakal przeskoczył nad nim, wpychając feniksa do gardła gryfa. Zacisnął dziób ptasiego lwa i przytrzymał go ramionami. Z uszu i nozdrzy bestii poszedł dym, a z jego oczu popłynęły łzy. Aż zrobiło mi się go żal. Nie miałem ochoty przyglądać się jego śmierci, więc odwróciłem się do Baty. Blondyn leżał na ziemi i usiłował się podnieść, ale chyba za mocno dostał. Podbiegłem do niego. Wziąłem go pod ramię i pomogłem mu wstać. Chyba jeszcze nie zorientował się, że Anubis zajął się gryfem oraz feniksem. Już po kilku sekundach obaj staliśmy, patrząc jak Szakal zabija dwa potwory. Zajęło mu to więcej czasu niż myślałem. Sądziłem, że jak już wsadził feniksa do gardła gryfa to jeden się udusi, a drugi spali żywcem, ale nie. Ptasi stwór machnął potężnym łbem na boki: feniks wydostał się z dzioba swojego większego kolegi, a Anubis uderzył w drzewo. Dobył miecza i wstał. Na jego twarzy nie było nawet najmniejszego zadrapania ani żadnych emocji. Feniks zapikował na niego, a on upadł na jedno kolano, tnąc ognistego ptaka po gardle i brzuchu. Stwór zarył w ziemię, gdzie zmienił się w kupkę popiołu.
- Miałeś ich nie zabijać! - zawołał Bata, próbując przedrzeć się przez moją tarczę. Anubis spojrzał na niego, unosząc kącik ust do góry.
- Ty miałeś ich zatrzymać bez robienia im krzywdy - oznajmił. - Moim zadaniem jest ich zabicie w sposób jak najmniej szkodliwy dla środowiska zewnętrznego. A teraz, skoro zawaliłeś swoje zadanie, daj mi porządnie wykonać moje. Może jednak uratuję naszą misję.
- Trzymaj mnie, żebym go zaraz nie pierdyknął! - zaklął Bata zezłoszczony. Oj, coś mi się wydaje, że tylko Anubis jest w stanie go zezłościć. Blondyn zrobił się cały czerwony na twarzy i już nie wiem czy ze wściekłości, czy ze wstydu. Zaciskał pięści, ale w chwili, gdy gryf strzelił Szakala ogonem, Bata od razu się ogarnął i z niepokojem obserwował jak ta dwójka rozpoczyna kolejną rundę walki. Obaj wrzasnęliśmy. Anubis chciał przeskoczyć nad potworem, ale ten po prostu go połknął. Rzuciłem się bez namysłu, żeby mu pomóc. Prawie dopadłem do gryfa, kiedy ten, ni z gruchy, ni z pietruchy, zionął na mnie jakimś kwasem żrącym. Gdyby nie to, że Bata skoczył i zgarnął mnie na bok, zostałoby ze mnie to samo, co z tego feniksa. Blondyn siedział przede mną, gotów w każdej chwili do kolejnego skoku. Wyglądał jak naprężony gepard. Miał osmalone ubranie i podarty rękaw, więc doskonale widziałem jego napięte mięśnie ramion. Imponujące! A on wcale nie wygląda na takiego pakera. Chciałbym mieć takie ciało jak on, Aker czy Anubis, albo przynajmniej tylko kondycję. O tak, wtedy wszystkie dziewczyny byłyby moje. I Thalia by na mnie leciała, i może nawet sama Izyda by się we mnie zakochała. Ona jest piękna. Jak te kwiaty lotosu. Delikatna, kusząca. I tak ładnie pachniała. Normalnie cud na ziemi. A nawet może bym zdobył jakieś nagrody pieniężne, żeby pomóc mamie utrzymać dom? O tak, to by było życie. A gdybym poprosił któregoś z nich o trening? A w życiu, skatowaliby mnie. Żeby mieć takie mięśnie, musiałbym ćwiczyć normalnie dwadzieścia godzin dziennie.
Podczas gdy ja tak sobie marzyłem z otwartymi ustami, z gryfem coś dziwnego się stało. W jego torsie zrobiło się wybrzuszenie. Jakby wielki guz. A z gardła ciekła mu krew. Umpf… niedobrze mi! Chwilę gryf wyglądał jakby się dławił, a zaraz potem jego łeb wylądował na ziemi. Bata wybuchł histerycznym śmiechem. W miejscu, gdzie ostrze przecięło szyję potwora, stał Anubis cały w śluzie i krwi. Zakręciło mi się w głowie. Wszystko, co widziałem zrobiło się jaskrawe, że głowa boli. I nagle ciemność.
Kiedy otworzyłem oczy, leżałem na kanapie w salonie domku Izydy. Thalia i bogini nachylały się nade mną z zaniepokojonymi minami. Usiadłem mając nadzieję, że nie spadnę na podłogę. Jak mi się przypomniało, co widziałem, zbierało mi się na wymioty. Bata siedział na oparciu kanapy i się na mnie patrzył z uśmiechem na ustach. Jak miło, że się mną przejął. A Anubis i Aker wyglądali dziwnie. Szakal był związany: miał spętane ręce i nogi, i był zakneblowany, a w jego oczach było widać płomienie szaleństwa. Aker natomiast siedział mu na plecach ze skrzyżowanymi nogami, podpierając głowę na ręce. Wyglądał na mocno znudzonego tym, że Anubis się próbuje wyrwać. Otworzyłem usta i podniosłem rękę do góry jak na lekcji. Thalia westchnęła i mi wyjaśniła:
- Kiedy Bata cię przyniósł nieprzytomnego, Anubis poszedł się umyć z kwasu żołądkowego i krwi gryfa. Szczerze, widok okropny, ale zapach gorszy. Jak już wyszedł z łazienki, Aker go strzelił, że An wyszedł, kiedy on nie widział. Tak zupełnie od czapy się wkurzył. No, to Anubis chwilę stał jakby go to nie ruszało, a potem zrobił dziwną minę i zaatakował Akera. Musieliśmy go związać, żeby nikomu krzywdy nie zrobił.
- Czemu mu tak odbiło? - zapytałem.
- To przez zapach lotosów - oznajmiła Izyda. - Bardzo długo wytrzymał, ale widać, że młodszy z Synów Ciemności nie jest tak wytrzymały jak się wydawało.
- On jest Synem Ciemności? - zdziwił się szczerze Aker, zerkając z ukosa na przyjaciela. - Nie sądziłem, że jest ktoś… ha.
- Izydo, nie wykonałem swojego zadania - szepnął Bata spuszczając z zażenowaniem wzrok. - Wstyd mi, że nie podołałem, ale proszę: daj nam kwiat lotosu ze swojego ogrodu. Zrobię w zamian wszystko, czego zapragniesz. Przysięgnę ci, królowo magii, wierność po koniec świata. Jedynie pozwól moim przyjaciołom odejść stąd będąc w posiadaniu potrzebnego nam kwiatu.
- To piękne co mówisz - uśmiechnęła się bogini wstając z kanapy. Podeszła do wysokiego regału z książkami i wyjęła spomiędzy nich jedną kartkę. - Twój test został zaliczony - odwróciła się do niego. - Tylko ktoś wyjątkowo silny jest w stanie obiecać swoją wolność w zamian za pomoc dla przyjaciół. Dostaniecie kwiat.
- Izydo - wtrąciła się Thalia. - A zadanie Akera?
Chłopak zgromił ją wzrokiem. Bogini pokręciła głową i zignorowała pytanie dziewczyny. W jej dłoni pojawił się złocisty kwiat lotosu. Wokół niego unosiła się srebrna poświata. Kobieta podała go Akerowi do ręki.
- To jest nagroda, chłopcze. Trzymaj ten kwiat blisko serca. Teraz możecie odejść, lecz zanim jeszcze… bracie!
Czerwony błysk. W pokoju pojawił się wysoki mężczyzna z czarną, kozią bródką. Set. Anubis zerwał się z podłogi, zrzucając z siebie Akera. Nawet mimo knebla w ustach zrozumiałem jak krzyczy:
- NIE!
---------------------------
Rozdział trochę spóźniony, ale to przez brak zasilacza do komputera, więc bardzo przepraszam. W zamian następny kawałek wstawię szybciej. Słowo ^.^
Subskrybuj:
Posty (Atom)