"Żołnierze, ja jestem Anubis, bóg pogrzebów, pan Podziemia, sługa Ozyrysa. Winniście mi posłuszeństwo, wracajcie do Otchłani Seta"
czwartek, 19 lipca 2012
"Spotkanie z bogiem mądrości" (Jirou)
Po rozmowie z Neftydą, Anubis stał się jeszcze bardziej ponury i smęcący niż wcześniej. Wyraźnie przybiła go wiadomość, że rodzona matka nie chce mu pomóc. Ja i Thalia obiecaliśmy, że znowu będzie taki jak kiedyś, chociaż żadne z nas nie miało pojęcia jak to osiągnąć. Nie wiedzieliśmy jaki był kiedyś. Szakal prowadził nas wyrytym w skale korytarzem. Było ciemno i zimno, i wilgotno. Thalia narzekała, że włosy będą jej śmierdzieć pleśnią i grzybem, ale i to Anubis całkowicie zignorował. Wyjąłem księgę czarów i zacząłem ją czytać. Szeptem recytowałem zaklęcia. W kieszeni miałem różdżkę, która robiła się coraz cięższa i cieplejsza. Po półgodzinie zaczęła parzyć.
- Jeśli chcesz zachować obie nogi w całości i niespalone, radzę ci zamknij się i schowaj książkę do plecaka - rzucił ponuro czarnowłosy. Przynajmniej się odezwał. Nie było to coś na co liczyłem, ale lepszy rydz niż nic. Thalia wydawała się myśleć podobnie, bo dźwięk głosu chłopaka, uśmiechnęła się.
- Anubisie… - odezwała się. Natychmiast zgromił ją wzrokiem.
- Wpakowałaś nas właśnie w niezłe bagno - warknął. - Jirou, wyjmij różdżkę i się przygotuj. Słyszałem, że już umiesz zaklęcie ognia. Będziesz mieć okazję do popisu.
- Ale jak to? - spytałem przerażony. Mam czarować? Ja nawet kromki chleba nie umiem ukroić dużym nożem, a o machaniu różdżką nie wspomnę.
- Skup się. Oczyść umysł i zawsze zastanów się przed działaniem - poradził zmieniając wykałaczkę w laskę. Zawiesił wisiorek z psem na szyi. - Thalio, ukryj się.
- Chcę pomóc - zaczęła, a on jej znowu przerwał.
- Więc się ukryj i nie przeszkadzaj nam! - rozkazał. Nie było w jego głosie tej nawet najmniejszej drobinki ciepła. Blondynka ukryła się za skałami. Spod ziemi wyszła na nas armia umarlaków. Rany! Kolana zaczęły mi drżeć na widok tych kościotrupów z nielicznymi strzępkami mięśni i skóry. Jeden miał wątrobę nabitą na żebro. Stanąłem plecami do Anubisa, a szkielety nas otoczyły. Każdy z nich trzymał w ręku maczetę albo chopesz, taki miecz o sierpowatym ostrzu. Jezusku kochany, zaraz zejdę ze strachu. Szakal kazał mi się uspokoić, oczyścić umysł i rzucić zaklęcie. Wyrecytowałem formułkę, ale nic się nie stało. Spróbowałem jeszcze raz i kolejny, ale wciąż bez efektu. Czarnowłosy czekał, trzymając szkielety na odległość laski od siebie. Z mojej strony były coraz bliżej. Widziałem schowaną za głazem Thalię. Patrzyła to na mnie, to na Anubisa. Poczułem jak łzy rezygnacji skapują mi z policzków na ziemię. Bóg pogrzebów zerknął na mnie przez ramię i westchnął z niezadowoleniem. Uderzył laską jeden ze szkieletów. Potem drugi. Po kilku minutach zaczęło wydawać mi się, że jest ich mniej, ale było wręcz przeciwnie. Z każdą chwilą pojawiały się nowe i nowe. Anubis uderzał je z coraz większą siłą. Zastanawiałem się, czemu po prostu nie rzuci zaklęcia, albo nie wyśle ich głębiej pod ziemię tak jak przed szkołą. Spojrzał na mnie ze złością. Znowu czytał mi w myślach. Z jego miny wyczytałem tylko tyle, że lepiej, żebym nie komentował jego działania, jeśli sam nie umiem lepiej. W pewnym momencie rozległ się trzask. Laska Anubisa poszła w drobiazgi, a on zaklął po staroegipsku. Wydawało mi się, że powiedział: “skurwiele”, ale nie jestem pewien, więc nic nie powiem. Wisiorek na jego szyi zabłysnął złotawym światłem. Thalia wyjrzała zza skały zaciekawiona. Sam Szakal wydawał się tym zaskoczony. Za nami coś strzeliło. Wśród iskier pojawił się wysoki mężczyzna o złotej brodzie i siwych włosach. Wyglądał na niemiłego typa. Przełknąłem głośno ślinę, a zombie nagle się pokruszyły. Anubis warknął na Thalię, żeby się za nim schowała. Podbiegła do nas i wykonała jego polecenie.
- Jirou, oddaj mi różdżkę - rozkazał półgębkiem, wyciągając rękę do tyłu. Podałem mu przedmiot, a on schował go do tylnej kieszeni spodni i zakrył koszulką. Starzec zbliżył się do nas z chłodnym uśmiechem.
- Miło cię znowu widzieć, Anubisie. Ostatnio jak się spotkaliśmy nosiłeś pieluchy - zaśmiał się, ale twarz naszego przyjaciela była kamienna. Wcale nie bawiły go żarty mężczyzny. Zacisnął tylko pięści.
- Chciałbym móc powiedzieć to samo, staruszku - warknął nieprzyjaźnie Szakal. - Czego tutaj szukasz?
- Twojego młodego przyjaciela - spojrzał na mnie i wcale mi się to nie spodobało. - Pozwolisz, że porwę go na kilka godzin. Oddam całego i w jednym kawałku.
- Nie tykaj go nawet palcem - parsknął. Poczułem do niego jakąś sympatię. Bronił mnie.
- Nie popieram Seta, Anubisie. Ale nie popieram również ciebie. Chcę tylko porozmawiać z Jirou - oświadczył lodowatym tonem starzec.
- Idź z nim - polecił mi Szakal. Spojrzał groźnie na mężczyznę. - Jeśli coś mu się stanie, to nie ręczę za siebie. Więc uważaj, Thot.
Bóg mądrości skinął głową ze zrozumieniem i podał mi rękę. Wziąłem jego dłoń. Znowu mną szarpnęło jak wtedy, gdy Anubis nas przenosił na cmentarz we Francji.
Wszystko dokoła zawirowało, a kiedy się zatrzymało, siedziałem już w miękkim fotelu z czarnej skóry. Przede mną Thot postawił na stoliku filiżankę z herbatą. Moją ulubioną z owoców leśnych z miodem i cytryną. Napiłem się łyczek i spojrzałem na boga mądrości wyczekująco. Zastanawiałem się, czego może ode mnie chcieć. Powiedział mi prawie natychmiast. Kazał mi chronić Anubisa. No, tym to mnie rozwalił. Wybuchłem śmiechem. Tak dobrego dowcipu jeszcze nie słyszałem. Ja miałbym chronić kogoś tak potężnego jak Anubis? Thot zachował powagę. O rany! On mówił poważnie!
- Anubis jest kimś więcej niż bogiem pogrzebów i balsamistów. Kimś więcej niż synem Seta i Neftydy. On jest nadzieją. Jest światłem. Jego żywiołem jest ogień. Bez jego płomienia Ra i pozostali bogowie nie przejmą kontroli nad światem. Gdy iskra Anubisa zgaśnie, świat będzie bezpieczny. Set chce go zabić, bo nie wie, jak bardzo jest mu potrzebny. Jest najważniejszym ogniwem w tej historii. Nie pozwól go zabić.
- A jest inne wyjście? - spytałem. Nie do końca rozumiem, o czym on mówi. Jeśli Anubis musi zginąć, to zginie. Jakbym mógł go ochronić? To on tu jest bogiem, nie ja. Ja jestem tylko magiem. I to dość słabym. Dobra, beznadziejnym.
- Istniała kiedyś legenda o sarkofagu, w którym można uwięzić bogów egipskich na tysiące lat - wyznał Thot, siadając na stoliku. Wyglądał na zmęczonego tym wszystkim, co się wokół działo. Miałem nadzieję, że powie mi więcej o tym sarkofagu. Ale on uparcie milczał. Zapytałem go wtedy, czy odstawi mnie do Anubisa, a on się uśmiechnął przyjaźnie i pokręcił głową.
- Nie teraz. Dajmy trochę czasu jemu i Thalii. Z resztą zauważyłem, że beznadziejny z niego nauczyciel. Pomogę ci opanować podstawowe zaklęcia. Później mu się pochwalisz - zaśmiał się. Uśmiechnąłem się z wdzięcznością. Może i był troszkę dziwny, i śmieszyły go rozmowy o Anubisie w pieluchach, ale okazał się bardzo sympatyczny. Nie rozumiem, czemu Anubis tak nie ufa ludziom. Przecież nie wszyscy są źli. Zwłaszcza Neftyda i Thot. Bogini nas uratowała w tej otchłani, a Thot teraz chce mnie uczyć czarów. Kiedy bóg mądrości kazał mi się przygotować do ćwiczeń, przypomniałem sobie, że zostawiłem różdżkę Szakalowi. Thot zauważył moją niepewną minę i się skrzywił.
- Ech… Anubis jest zbyt ostrożny. Trochę ryzyka jeszcze nikomu nie zaszkodziło. A z resztą, co by było gdybym chciał cię skrzywdzić? Nie mógłbyś nawet uderzyć mnie różdżką w oko. Trudno, będzie ciężej, ale się nauczysz. Zmęczysz się bardziej niż normalnie, więc się przygotuj.
Jego słowa, że mógłby mnie skrzywdzić, wywołały u mnie nieprzyjemny dreszcz. Zrobiło mi się zimno, więc napiłem się herbaty, ale ona już zdążyła wystygnąć. Starzec uśmiechnął się uspakajająco i poprosił mnie, żebym wstał i się przygotował. Wykonałem polecenie. Zanim cokolwiek innego zrobiłem, strzelił we mnie piorunem. Uchyliłem się. Mam wprawę. W szkole ciągle mnie ktoś bił, więc jeśli chodzi o ucieczkę i uniki jestem prawdziwym mistrzem. Thot powiedział mi to co Anubis. Kazał mi oczyścić umysł ze wszystkich myśli. Kiedy wydawało mi się, że już o niczym nie myślę, oznajmiłem mu, że jestem gotowy. Ostro mnie zjechał, że nie powinienem się odzywać, tylko skupiać na czarach. Westchnąłem boleśnie i jeszcze raz oczyściłem umysł. Jakoś przypomniała mi się twarz Anubisa, kiedy nie potrafiłem wzniecić ognia. Poczułem, że jest mi gorąco. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że stoję w kręgu ognia. Wrzasnąłem przerażony. Spanikowałem. Wyobraziłem sobie wodę, zalewającą płomienie. Po sekundzie tak się stało. Płomienie zgasły z sykiem, a ja i Thot staliśmy naprzeciw siebie, ociekając wodą. Uśmiechnął się do mnie.
- O to chodzi, Jirou. Twoja magia musi płynąć z serca i wyobraźni. Kiedy będziesz widział efekty zaklęcia, na pewno ci się uda. Nawet nie wymawiając formułek. Ale musisz jednocześnie panować nad obrazami w głowie. Jeśli będą zbyt wyraźne, możesz coś zepsuć.
Skinąłem głową i wróciliśmy do ćwiczeń. Mimo że uczyłem się tylko zaklęć związanych z żywiołami, myślami byłem przy Anubisie oraz Thalii. Miałem nadzieję, że Szakalowi udało się usłyszeć na odległość to, co mówił Thot.
środa, 4 lipca 2012
"Kolejka chce nas zabić" (Thalia)
Stałam przy stole z mnóstwem magów i gapiłam się jak głupia za chłopakami, którzy zniknęli za furtką cmentarza. Jak ten szakalowaty głupek śmiał mnie zostawić? I jeszcze Jirou - uratowałam mu tyłek w szkole, a on mnie wystawił! Zemszczę się albo nie nazywam się Thalia Vitani, a na pewno się tak nazywam. Spojrzałam błagalnie na magów, żeby mnie nie odsyłali. Najstarszy - ten, który dał Jirou różdżkę czy co to tam było - uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
- Musisz im pomóc, Thalio - powiedział miękkim głosem. Zauważyłam w tym tonie coś królewskiego jakby był jakimś królem czy czymś takim.
- Jak? Nie wiem gdzie są teraz - przypomniałam najspokojniej jak umiałam.
- W podziemiu. Jadą kolejką. Wyślę cię do nich, ale pokaż im się dopiero w największych kłopotach.
- No, dobra, już dobra. Możecie mnie wreszcie odesłać?
Prawie w tej samej chwili poczułam to samo mdlące uczucie, co podczas podróży grobem. Znalazłam się pod jakimś grubym, cuchnącym kocem. Ale przez smród nakrycia, wyczułam słodki zapach Anubisa. Siedział chyba tuż obok. Wyjrzałam spod koca. Jechaliśmy podziemną kolejką z tak zawrotną prędkością, że zemdliło mnie jak w samolocie. Obok Szakala siedział Jirou. Trzymał się kurczowo brzegu wagonika. Był przerażony. Uśmiechnęłam się dość wrednie. Wiem, jestem podła. Ale to nie moja wina, że mam taką naturę. Kolejka zaczęła się trząść. Anubis zwrócił rudemu uwagę, że jeśli nie przestanie drżeć, zaraz obaj wylecą z toru. Pomyślałam, że to wredne z jego strony, że mówi tylko o nich, a zaraz potem przypomniałam sobie, że nie wie o mojej obecności. Westchnęłam cichutko. Usłyszałam szelest kartek. Znowu wyjrzałam spod koca i zobaczyłam, że Jirou dostał od Szakala jakąś książkę do czytania. Z tego, co chłopak sobie szeptał pod nosem, doszłam do wniosku, że to księga czarów. Anubis poradził, żeby nie czytał tego na głos, dopóki nie zapanuje w pełni nad swoją mocą. Rudy skinął przepraszająco głową i czytał po cichu. Nagle znowu zatrzęsło wagonikiem. Tym razem to nie była wina Jirou. I Anubis doskonale o tym wiedział. Wstał na nogi, podnosząc różdżkę do góry. Jirou poszedł w jego ślady, ale Szakal posadził go gwałtownym ruchem.
- Tutaj nie pomożesz - warknął zdenerwowany. Rudy skulił się przestraszony, wychylając się poza wagonik, którym trzęsło coraz bardziej. Anubis mruczał pod nosem jakieś dziwne słowa, nic z tego nie rozumiałam. Chwilami wydawało mi się, że kolejka się zatrzymuje, ale po chwili ruszała gwałtownie z jeszcze większą prędkością. Zemdliło mnie, kiedy tak szarpało. Usłyszałam krzyk Jirou, a potem przekleństwa Anubisa. Powtarzał, że tak nie wytrzyma. Że nie może pilnować jednocześnie tak nierozgarniętego [tu użył nieco mniej kulturalnego słowa] dzieciaka i skupiać się na utrzymaniu wagonika na torze. Znowu nami zarwało. Uderzyłam głową w metalową ściankę. Szakal tego nie usłyszał, więc nie dowiedział się, że się chowam pod kocem. Ale, jako że chciałam jeszcze żyć, wygrzebałam się z ukrycia. Jirou zwisał poza wagonikiem, a Anubis trzymał go za nadgarstek, żeby nie spadł. Wychyliłam się. Tory były mocno naruszone rdzą, wagonik cały się telepał, a przepaść pod nami była… łagodnie mówiąc… głęboka. Już kilka metrów w dół robiło się tak ciemno, że końca własnego nosa bym nie widziała. Ale nie miałam czasu na podziwianie widoków. Złapałam Jirou za ręce, każąc Anubisowi nas ratować. Żaden z nich nie powiedział nawet słowa na mój widok i szczerze mówiąc cieszyłam się z tego. Szakal wyciągnął swoją różdżkę-wykałaczkę. Ale zanim wyrecytował jakieś zaklęcie, tor przed nami posypał się w przepaść. Wciągnęłam rudego do wagoniku.
- Nie możesz otoczyć nas jakąś tarczą, żebyśmy się nie rozbili? - zapytałam, patrząc na spanikowaną twarz Jirou. Brunet spojrzał na mnie wściekły. Po raz pierwszy okazał jakiekolwiek emocje.
- Myślisz, że to tak łatwo? Nie jesteśmy na moim terenie, tutaj rządzi Set. Jego magia jest silniejsza niż moja, nie sprostam mu, więc dobrze ci radzę: módl się do… dobra, nie módl się, bo nie masz do kogo.
- Nie wygląda to dobrze - jęknął Jirou. Zupełnie mnie zaskoczył, kiedy się do mnie przytulił. Dopiero teraz poczułam jak dygotał ze strachu. Zbliżaliśmy się do wyrwy z niebezpieczną prędkością. Nagle coś wpadło mi do głowy. Odepchnęłam chłopaka do Anubisa i przechyliłam się przez ściankę wagonika. Z niepokojem przyjrzałam się jego konstrukcji. Nie widziałam nigdzie hamulca ręcznego. Wyprostowałam się i przebiegłam na drugą stronę. Tam znalazłam to, czego szukałam. Jirou wrzasnął: “Thalia, zakręt!”. Zanim zdążyłam zareagować, wjechaliśmy w zakos. Tak mną zarzuciło, że straciłam równowagę. Wypadłabym, gdyby nie to, że obaj chłopcy mnie złapali; jeden za nadgarstek, a drugi za kołnierz. Spojrzałam na nich i jedyne, co wyłapałam to naglący wzrok Anubisa. Chwyciłam drążek hamulca. Cholera, zaciął się. Zaczęłam nim szarpać. Spanikowana rzuciłam krótkie spojrzenie na zerwane tory. Dzieliło nas od nich co najwyżej sto metrów. Złapałam drążek obiema rękami i pociągnęłam. Zadziałał! Tak! Zadziałał! Kółka zaskrzypiały, poleciały iskry, a my zaczęliśmy zwalniać. Wydawało mi się, że się uda. Ale w parę chwil później, zauważyłam, że jednak nie zdążymy wyhamować. Nadal zwisałam z wagonika. Anubis zareagował jak żmija. Złapał Jirou za kurtkę na plecach, a potem rzucił nim w przeciwległą skałę. Rudy wylądował bezpiecznie na półce skalnej. Ja byłam następna. Zbliżyliśmy się do ściany. Brunet odepchnął mnie bardzo mocno. Uderzyłam rękami i czołem z skałę, ale też byłam bezpieczna. Skałka, na której wylądowałam, była dość duża, więc miałam miejsce, żeby się obrócić. Obejrzałam się. Wagonika już nie było widać. Przestraszyłam się, że Anubis spadł, ale po chwili usłyszałam jego cichy jęk. Wspinał się do mnie. Wyciągnęłam do niego rękę, żeby mu pomóc, ale on mnie zignorował. Wczołgał się na półkę skalną. Usiadł obok. Ten gość mnie zabija - nieźle oberwał po głowie i prawie zginął, a wygląda jakby dopiero wyszedł z salonu odnowy biologicznej. Nie miał nawet zadrapania. Tylko odrobinę zakurzoną twarz. Jego oczy błyszczały, chociaż nie wiem czy ze strachu, czy też z innego powodu. Po chwili dotarł do nas również Jirou. Ciekawe jak to zrobił, skoro dzieliła nas spora odległość i nie było po czym przejść. Chyba się jakoś wspiął. Siedziałam teraz między nimi. Odpoczywaliśmy, a ja nadal nie wierzyłam, że kolejka chciała nas pozabijać.
- Nie kolejka, tylko Set - poprawił mnie Anubis. Znowu to jego czytanie w myślach, urwę mu kiedyś ten jego nadęty łeb. - Nie jestem nadęty - dodał.
- Nienawidzę cię! - prychnęłam, krzyżując ramiona na piersi. - Prawie zginęliśmy przez ciebie, skacząc z samolotu, zostawiłeś mnie na tym przeklętym cmentarzu, a teraz znowu o mały włos nie zabiłeś.
- Dziękuję, Thalio - mruknął spokojnie, jakby mnie nie usłyszał. Zaskoczyło mnie to. Anubis, pan Wielki Bóg Pogrzebów, mi dziękował. Przyjrzałam mu się uważnie, szukając oznak tego, że jednak dostał w głowę.
- Za co niby?
- Uratowałaś nas. Pomogłaś Jirou i wpadłaś na pomysł z hamulcem. Żyjemy dzięki tobie.
- Ja i Jirou żyjemy. Ty jesteś bogiem, nie da się ciebie zabić.
Szakal zaśmiał się sztucznie. Pokręcił głową, tłumacząc, że to tak nie działa. Wyjaśnił, że zwykły człowiek, mag czy coś innego nie zrobi mu większej krzywdy, ale potężniejszy bóg, zjawisko wywołane przez boga lub boskie zaklęcia to zupełnie odmienna historia. W jego głosie wyczułam, że jeśli Set i reszta “rodziny” Anubisa wciąż będzie usiłowała go zabić w końcu tego dokona. Wydawał się przygnębiony. Zauważyłam, że Jirou zasnął mi na ramieniu. Nie odzywałam się. Nie wiedziałam co mówić, ale Szakalowi to nie przeszkadzało. Chyba nie lubił rozmawiać. Patrzył w głęboką przepaść, jakby widział w niej coś wielce interesującego. Dla mnie było za ciemno, żeby cokolwiek zobaczyć. On najwyraźniej widział bardzo dużo. Po dłużących się w nieskończoność minutach, zauważyłam, że pobladł bardziej niż zwykle. Jego oczy były całkiem spokojne jak zawsze. Na ustach malował mu się niewyraźny uśmiech. Cisza mnie dobijała. Powiedziałam nagle, że chciałabym się wydostać spod ziemi, a on syknął tylko, żebym wsłuchała się w otaczające mnie dźwięki. Nie był zły. Po prostu chciał, żebym posłuchała ciszy. Tak się wydawało. Zamknęłam oczy i usłyszałam. Daleko, głęboko pod nami płynęła rzeka. Słyszałam jej szum. Anubis już wiedział, że wiem, o co mu chodziło.
- To woda mojego życia - szepnął. - Pojawia się zawsze, gdy potrzebuję jej bliskości.
- Mówisz o wodzie jak o żywej osobie - zauważyłam zaskoczona. - Dlaczego?
- Moja matka, Neftyda, jest boginią śmierci. Żyje w Nilu, życiodajnej wodzie Egiptu. Thalio, pomóż mi zrozumieć jak to jest, gdy ma się matkę, z którą nie wolno się spotykać?
- Nie wiem jak to jest - powiedziałam. Żałowałam, że nie mogę mu pomóc. Nie przejął się tym. Kazał mi obudzić Jirou. Nim to zrobiłam, usłyszałam jak rudy ziewa i siada.
- Anubisie, we wszystkich źródłach podawane jest, że twoim ojcem jest Ozyrys, a nie Set. O co chodzi? - zapytał, gdy Szakal wstał na nogi. Spojrzał na rudego i westchnął znudzony.
- Mówią, że tak jest, ponieważ Ozyrys jest bogiem śmierci i odradzającego się życia, a ja bogiem pogrzebów i balsamistów. Śmierć jest śmiercią, dlatego nas ze sobą łączą. On sam przyznawał się do tego, że jestem jego synem, ale matka powiedziała mi prawdę. To Set, pan burz, pustyni, ciemności i chaosu, jest moim ojcem. Choćbym nie wiem jak pragnął to zmienić, nie da się.
Z każdym słowem w jego głosie było coraz więcej goryczy. Łatwo mogłam wyczuć jak bardzo nienawidzi Seta. Nie odzywał się kilka minut, a potem kazał nam skoczyć w przepaść. Ja i Jirou jednocześnie wytknęliśmy mu, że postradał zmysły. Zupełnie jakby nas nie usłyszał rzucił się w ciemność z rozłożonymi ramionami. Po chwili nie było go widać, a następnie rozległ się głośny plusk. Wpadł do wody. Spojrzałam pytająco na Jirou, który wyznał, że nie najlepiej pływa. Wzięłam go za rękę i zeskoczyłam z półki skalnej. Ku mojemu zdziwieniu nie bałam się. Gdy wybijałam się od skały czułam pewien niepokój, ale spadając jego wiedziałam, że jego miejsce zastąpiła ulga. W ciągu kilku minut zanurzyliśmy się w chłodną, kojącą wodę. Wypłynęliśmy na powierzchnię. Doholowałam Jirou do brzegu. Na dnie przepaści było o wiele jaśniej niż na górze. Wyszliśmy na ląd, gdzie stwierdziłam, że jestem całkowicie sucha. Jirou też nie był mokry. Za to wyglądał jak nowo narodzony. Był też ubrany w inny strój. Jego rude włosy były rozczesane, ale potargane. Miał na sobie lniane spodnie i białą koszulę, a na nogach sandały. Byłam ubrana tak samo jak on. Moje włosy pachniały lawendą. Niedaleko nas stał Anubis. Twarz miał już czystą, a ubrania wyprasowane. Obok niego zobaczyłam wysoką, szczupłą kobietę o tak samo czarnych włosach, spiętych w kok. Dwa pasemka z przodu, zakręcone były w sprężynki. Na mój widok uśmiechnęła się łagodnie, a jej błękitne oczy zabłysły z radością. Była ubrana w długą suknię z błękitnego jedwabiu. Wstałam powoli, podniosłam Jirou i oboje się ukłoniliśmy. Neftyda podała nam ręce i przyciągnęła bliżej siebie.
- Jesteście bardzo dzielni - powiedziała. Jej głos był tak miękki i łagodny, że moje serce uspokoiło się do tego stopnia, że prawie się zatrzymało. - Niewielu śmiertelników odważyłoby się iść za Anubisem, gdyby mieli inne wyjście. Jego metody są dość… niekonwencjonalne.
- Matko, proszę - wtrącił się Szakal. - Pomożesz nam powstrzymać Seta?
- Nie mogę wam pomóc. Set jest zbyt potężny, bym mogła się z nim mierzyć - odpowiedziała z prawdziwym smutkiem Neftyda. Chyba naprawdę żałowała, że nie jest w stanie nas poprzeć.
- Więc po co tu jesteś? - zapytał agresywnym tonem czarnowłosy. Nie patrzył na żadne z nas, ale na spokojną wodę rzeki. Widocznie miał jej za złe, że nie chce stawić czoła mężowi.
- Aby was wesprzeć moralnie i upewnić, że to co robicie, jest słuszne… - szepnęła bogini. Anubis parsknął ze złością i odszedł nieco dalej. Usłyszałam tylko, że mówił, że takie wparcie jest nam niepotrzebne. Zezłościłam się na niego za ten brak emocji. Skoro czyta w myślach, to powinien wiedzieć, że gdyby Neftyda mogła, to by się za nami wstawiła. Patrzyłam za nim przez chwilę, a potem zwróciłam się do bogini.
- Wybacz, pani. Anubis…
- Wiem, jaki jest, Thalio. W ciągu całego życia nauczył się, że ludzie nie są tacy za jakich ich uważa. Nie potrafi nikomu zaufać, ani otworzyć przed nikim serca. Set nauczył go tylko tej jednej rzeczy; aby ukrywać emocje, które ktoś może wykorzystać przeciw niemu. Jako mały chłopiec przyswoił tę wiedzę i mówił, że wytnie sobie z piersi serce, żeby przestrzegać tej jednej zasady. Później Ra zesłał go do podziemi, aby służył Ozyrysowi w jego królestwie i pilnował, żeby żadna nieprawa dusza nie przedostała się do raju. Przez wiele tysięcy lat Anubis wykonywał polecenia bardzo sumiennie, ale z upływem czasu chciał spędzać ze mną więcej czasu. Ra zakazał mu tego. Jako król bogów miał prawo to zrobić, tak jak zakazał Nut i Gebowi spotykać się, albo samej bogini nieba wydać na świat potomstwa.
- Którym byłaś ty, Set, Ozyrys i Izyda - wtrącił Jirou. Do tej pory nie odzywał się i czytał księgę czarów od Anubisa. Zerkał tylko czasami na naszego przyjaciela, stojącego pod ścianą z idealnym spokojem na twarzy.
- Dokładnie, młody magu. Od czasu tego zakazu Anubis widywał mnie bardzo rzadko, tylko w snach. Stał się bardziej zgorzkniały niż jego ojciec, ale to da się zmienić. Thalio, Jirou, proszę, pomóżcie mu odzyskać dawny charakter.
- Zrobimy co się da, obiecujemy - przyrzekł Jirou za nas oboje. Poparłam go skinieniem głowy. Neftyda pocałowała każde z nas w czoło, a potem podeszła do Anubisa. Przyłożyła usta do jego bladej skóry na policzku, a on odsunął się od niej, patrząc na ziemię. Bogini mimo tego uśmiechnęła się, patrząc na niego z czułością. Objął nas powiew ciepłego, pustynnego wiatru i Neftyda rozmyła się niczym mgła. Spojrzałam z wyrzutem na Szakala, który zignorował mnie i zaczął iść przez korytarz, który otworzył się przed nami.
Subskrybuj:
Posty (Atom)