sobota, 23 sierpnia 2014

"Klucz" (Bastet)

         Wyszliśmy w tego piekielnego domku dla bezsennych i przeszliśmy kilkaset metrów w biel, zanim Bata mógł bezpiecznie otworzyć portal, żeby nie zdmuchnąć tej szopy. Zanim byliśmy gotowi do przejścia, spytałam dokąd właściwie teraz lecimy, skoro mięliśmy kilka opcji do wyboru, a Anubis twardo i stanowczo powiedział, że polecimy jeszcze raz do Thalii oraz Jirou, sprawdzimy, czy Carter jeszcze żyje, a potem zaczniemy szukać Robina. Na imię Gwiazdy westchnęłam ciężko, bo przypomniało mi się jego wspomnienie. Naprawdę współczułam jemu i Nut. Odkąd tylko pamiętam, zawsze zastanawiałam się, czemu gwiezdna bogini jest taka smutna. No, a teraz już wiem. Musiała pozbyć się syna, bo tak jej jakiś popaprany chrześcijanin kazał. Co mnie jeszcze teraz zaczęło zastanawiać; kim jest ten gość, z którym Nut ma Robina? I, w cholerę, dlaczego zdradziła Geba? I jasny gwint!
 - Robin jest twoim wujkiem, An! - zawołałam, obracając Anubisa za ramiona tak, żeby spojrzał mi w oczy. Był wyraźnie zdumiony, nie mając bladego pojęcia, o czym myślałam. Między nami zapadła cisza, podczas której wpatrywałam się w jego zabójczo brązowe oczy. Bata również mu się przyglądał i obaj analizowali moje słowa, po czym blondyn wykonał zawodowy facepalm.
 - Ona ma rację, An - przyznał załamany tym faktem. - Nut jest matką jednocześnie Seta i Robina, co czyni ich przyrodnimi braćmi.
         Do Anubisa nadal nie dotarło. Ja rozumiem: nie każdy chciałby mieć nie dość, że psychicznego ojca, to jeszcze wujka-pirotechnika. Związki bogów są skomplikowane: niby Set, Horus, Izyda, Neftyda i Ozyrys są dziećmi jednej i tej samej bogini, ale co kilka tysięcy lat odradzają się z innymi powiązaniami rodzinnymi. Aktualnie, mimo wspólnej matki wszystkich, Izyda i Neftyda są siostrami, Ozyrys bratem Seta i mężem Izydy, Set Neftydy, a Horus synem Ozyrysa oraz Izydy. To jest nie do pojęcia przez zwykłych śmiertelników, skoro nawet ja sobie z tym nie radzę, a jestem potężną boginią.
 - Robin jest moim wujkiem? No, błagam was! Litości! - krzyknął w końcu An, padając do przodu, twarzą prosto w głęboką zaspę. Staliśmy z Batą dłuższą chwilę, pochyleni, żeby ewentualnie usłyszeć jego jęki. Ani słowa nie zrozumieliśmy, kiedy tak leżał i przeklinał w śnieg.
         Zaczynało mną już trząść z zimna, aż w końcu się ten popapraniec podniósł. Wyglądał dokładnie tak jak trzy minuty przed moją rewelacją. Zapewnił nas, że przetrawił informacje o swoim pokrewieństwie z Robinem i jako pierwszy przeszedł przez portal. Ruszyliśmy za nim, otrzepując mu z ramion płatki śniegu.

         Stanęliśmy przy wjeździe do miasta, w którym mieszkali Jirou oraz Thalia. Ku naszemu zdziwieniu oczekiwał nas komitet powitalny w postaci tej dwójki i…
 - Robin?! - zawołałam, pół zaskoczona, pół ucieszona. Skoczyłam chłopakowi na szyję, a on objął mnie najdelikatniej jak umiał i wtulił twarz w moje włosy.
 - Cześć, kocico! - szepnął tak delikatnie, że sama się zdziwiłam. Jego zimny oddech owinął mnie wraz ze słodkim zapachem. - Co tam u ciebie?
 - U mnie? Właśnie uciekłam z Grenlandii - powiedziałam wesoło, opierając dłonie o jego pierś. Trzymał mnie w pasie. Nasze twarze dzieliło kilka milimetrów, a ja mogłam wpatrywać się w jego piękne zielone oczy bez granic. - Ciekawsze, co u ciebie?
 - Mam Ba Akera - pochwalił się, wypuszczając mnie z objęć.
 - Gdzie Carter, Thalio? - przerwał nam Anubis. Nie zareagował na wieść o kolejnym kawałku duszy naszego przyjaciela, ale na jego twarzy odmalowała się radość. Robin podskoczył na dźwięk imienia swojego małego przyjaciela i zerknął zamarły na dziewczynę, która od razu zaczęła uspakajać i jego, i Ana, że Carter żyje, ale jest u niej w domu pod najlepszą opieką jaką mogli mu zapewnić. Kiedy Bata zakpił, że pewnie pilnuje go mama blondynki, ta obrażona skinęła głową, dodając, że jej mama prędzej potłucze swoją najlepszą porcelanę niż pozwoli skrzywdzić “takie urocze dzieciątko”. Cytując słowa kobiety, Thalia zmieniła głos. Wpadliśmy w dobry humor i staliśmy jakiś czas, rozmawiając o niczym, tak naprawdę. Ale zawsze coś złego musi się nam przydarzyć, bo, kurka, co by było, gdybyśmy raz na jakiś czas, dostali jakieś proste zadanie; znikąd przed nami pojawił się Sobek. Robin na jego widok odepchnął mnie w stronę Anubisa i Baty, robiąc zezłoszczoną minę. Podszedł do krokodyla.
 - Mam neczeri i złoty lotos, tak jak obiecałem - powiedział, pokazując bogu przedmioty. Bata warknął na Jirou i Thalię, nazywając ich bezmózgami, a Anubis jęknął głucho. Zwróciłam ku niemu wzrok. Tę zbolałą minę widziałam tylko raz - kiedy okazało się, że Set chce go zabić. Jestem pewna, że jeszcze potem robił ją nie raz, ale ja byłam świadkiem tylko wtedy.
 - Zdradziłeś mnie… - zamrugał oczami brunet, chcąc powstrzymać łzy. Cofnęłam się do niego i położyłam dłoń na jego policzku. - Robin… czemu?
 - Bo wreszcie zdał sobie sprawę, że w waszej drużynie nie ma szans na zwycięstwo, a po stronie Seta istnieje możliwość ocalenia go od niechybnej śmierci - pospieszył z odpowiedzią Sobek. Robin przez sekundę wyglądał jakby nie wiedział, o czym ta gadzina mówi, ale zaraz jego dłoń pomknęła do szyi i złapała srebrny kluczyk. Ten sam, który dostał od Końca Świata we wspomnieniu. Z wyrazu twarzy szatyna (i oczywiście po kolorze jego oczu, aktualnie granatowym) wywnioskowałam, że przypomniał sobie, co ten kluczyk otwiera. Teraz pozostawała tylko kwestia tego, jak go przeciągnąć na swoją stronę. Ale tym zajęła się Thalia.
 - Ty larwo nieopierzona! - wydarła się na Robina, który zatrzymał się w pół ruchu oddawania cennych przedmiotów krokodylowi. Na jego twarzy wymalowała się ulga. - Oddawaj neczeri i lotos, pustaku. A jak nie chcesz współpracować po dobroci, to się założymy. Może powalczysz sobie z prawnym właścicielem ostrza i jeśli wygrasz, to je zabierzesz, lecz jeśli przegrasz to je oddasz?
 - Ha! To ma być zakład? - zakpił Claude, prowokującym tonem. Jirou natychmiast wychwycił, że to była aluzja do podwyższenia ceny.
 - Inaczej: jeśli przegrasz, to nie dość, że oddasz nam nóż i kwiat, to jeszcze przejdziesz nieodwołalnie i bez sztuczek na naszą stronę, a ty, Sobku, nie będziesz mógł mu w tym przeszkodzić, bo to święte prawo pojedynku.
         Piołun uśmiechnął się szeroko, rzucając przedmioty w ramiona rudego, po czym spojrzał wyzywająco na Anubisa, którego mina nadal była zbolała, ale już trochę mniej. Odetchnął głęboko i podszedł do Gwiazdy. Mimo że stałam dość daleko od nich usłyszałam, jak pyta, co też nasz przyjaciel z nieba kombinuje. Robin mu odpowiedział tylko słowami: “Wygraj ze mną”. Na komendę Anubis wziął zamach i trzasnął Claude’a w nos z pięści. Ach, jego słynny prawy sierpowy! Tylko wybrańcy nim obrywają, więc Robin powinien czuć się zaszczycony. Chociaż obawiam się, że ten cios wkrótce przestanie być taki wyjątkowy, jeśli będzie trzeba go częściej używać na Gwieździe. Twarz Robina (aktualnie czerwona od krwi) miała wyraz kompletnego zaskoczenia, bo chyba nie spodziewał się tak brutalnego ataku. Za to Anubis wyglądał na wściekłego. Ułamek sekundy zajęło mu doskoczenie do Claude’a, którego poprzednie uderzenie zwaliło z nóg i kilka metrów do tyłu. Chwilę później szatyn dostał kopniaka w żołądek - nie powstrzymał potoku przekleństw, a ja nie powstrzymałam wrzasku na Anubisa, żeby się trochę ogarnął. Nie posłuchał, tylko uderzał dalej. Za każdym razem mocniej. To cud, że po pierwszym uderzeniu Robinowi udało się wstać i nie upaść ponownie. Ciągle trzymał się na nogach, odpierając ataki Szakala. W końcu chyba trochę się zirytował, bo uderzył go bardzo mocno w splot słoneczny. Nie wyglądał na zadowolonego, że Anubis tak bardzo wczuł się w rolę oprawcy. A temu za to nie spodobało się, że Robin stawia opór.
         Z początku myślałam, że ta walka będzie ustawiona przez Robina, który się w pewnym momencie podłoży i wyjdzie na nasze, ale im dłużej na to patrzyłam, tym bardziej wydawało mi się, że oni się biją na serio. A w sumie już mi się nie wydawało, tylko tak było. Obaj mieli zacięte miny i dzikość w oczach, przyprawiającą mnie o przerażenie. Walczyli jak na śmierć i życie, i żaden nie chciał ustąpić. Sobek miał uciechę z tej brutalnej zabawy, Bata ledwo się powstrzymywał, żeby ich nie rozdzielić, a ja z Thalią oraz Jirou siedzieliśmy jak na szpilkach, błagając, by obaj wreszcie odzyskali rozum. Ale się na to nie zapowiadało. Dopiero, gdy Anubis wyrwał Jirou neczeri i wbił je pod żebra Robina, bardzo blisko serca, poczuliśmy, że czara się przelała i wszyscy skoczyliśmy ich zatrzymać. Ja i Thalia odciągnęłyśmy Robina poza zasięg ataku Anubisa, a jego złapali chłopcy i krokodyl. Momentalnie obaj się uspokoili, a Claude w końcu zauważył, że jest bardzo poważnie ranny. Zapanowała na krótki moment cisza, którą przerwał Jirou, stwierdzając spokojnym, ale triumfalnym głosem, że Anubis wygrał pojedynek i Robin zostaje z nami. Sobek zmarszczył swoje krokodyle brwi i zniknął w zielonym, duszącym dymie.
         Zostaliśmy w szóstkę na tym pustkowiu, mimo że robiło się już ciemno. Mama Jirou na pewno będzie się o nas zamartwiać, ale nie wydaje mi się, żeby wzywała policję, bo zginęły jej dzieci. Naburmuszony Robin nie pozwalał nam się zająć swoją raną, tylko uparcie patrzył wściekły na Anubisa, którego negatywne emocje powoli opuszczały. Wkrótce uspokoił się na tyle, żeby być w stanie przeprosić szatyna za taką gwałtowność i za atak nożem. Miał minę winowajcy, lecz Robin nie chciał mu wybaczyć. Zapytałam go cicho, czemu się tak zachowuje, a Claude spojrzał na mnie, jednocześnie doprowadzając swoje oczy do koloru szmaragdowej zieleni.
 - On nie przeprasza mnie, tylko Akera, dlatego mu nie wybaczę - wyjaśnił mi grzecznie. Anubis skulił się w ramionach i pochylił głowę.
 - Wybacz, Robin… ja wciąż nie mogę pogodzić się z tym, że być może już nigdy nie zobaczę Akera - szepnął Szakal tak żałosnym tonem, że nawet Bata się zdziwił. Robin westchnął z rezygnacją.
 - Wiem… rozumiem - uśmiechnął się wyzywająco. - Jak chcesz, to mogę ci go oddać natychmiast. Wpienia mnie gorzej niż Szóstki.
         Anubis się rozpogodził i zapytał, co oznaczała ta chwila oświecenia, gdy Robin dotknął kluczyka na swojej szyi. Claude przypomniał nam o wspomnieniu, w którym go otrzymał i zacytował słowa swojego ojca, o tym, że w odpowiednim czasie, przypomni sobie, do czego służy ten klucz. Thalia i Jirou nie byli w temacie, więc Bata bardzo szybko im streścił naszą wizytę w podświadomości Gwiazdy i opisał wszystkie wspomnienia, które tam widzieliśmy. Dziewczynę zaczęło zastanawiać, czemu Chonsu wspomniał o końcu świata i o braku roboty dla ojca Robina. Jak tak na to spojrzeć, to to rzeczywiście dziwne i wyjęte z kontekstu.
 - Koniec Świata, Thalio, to dla śmiertelnych ludzi tylko wydarzenie. Zwykłe, nic nieznaczące, które prawdopodobnie nie ma prawa bytu, lecz dla magicznych, takich jak my, Koniec Świata jest żywą, cielesną osobą, a w tym wypadku zdaje się, że jest również biologicznym ojcem Robina - wyjaśnił Anubis, po chwili namysłu. To by się zgadzało. Gwiazda Piołun, zwiastująca Apokalipsę, jako potomek Końca Świata, brzmiała logicznie. Robin uśmiechnął się szeroko, chociaż w jego oczach zabłysnął ledwo widoczny gniew na ojca.
 - To skoro tak kwestia została wyjaśniona, możemy ruszać i szukać tego, co ten kluczyk otwiera - stwierdził z radością Jirou, klaszcząc w dłonie. Zmierzyłam go powątpiewającym spojrzeniem.
 - Pierwsze primo: wy nigdzie nie idziecie. Drugie primo: uważacie na siebie i nie dajecie się zabić nikomu. Trzecie primo: pilnujecie Cartera jak oczka w głowie. A czwarte primo: Robin, dokąd idziemy? - spytałam zmieniając temat i ignorując zdenerwowanie prychnięcia maga oraz Thalii. Gwiazda westchnął, uśmiechając się wyzywająco.
 - Jedziemy do Grecji, konkretnie do Delf na spotkanie z Wyrocznią, która odpowie nam, gdzie jest skrzynka z przepowiednią dotyczącą moich narodzin.

wtorek, 12 sierpnia 2014

"Czekoladowe szaleństwo: stuknięta blondyna i jej kanapka" (Robin)

         Po wybitnie nieaprobowanej przeze mnie rozmowie z tym małym krasnoludkiem, który siedzi mi w głowie i ma na imię Aker, stwierdziłem, że on ma rację i nie mogę się poddać władzy Seta. Kluczyk znaleziony w kuferku zawiesiłem sobie na szyi, po czym poprosiłem gościa swojej podświadomości, żeby w razie odwiedzin Anubisa i całej reszty, pokazał im kilka moich wspomnień, które pozwoliłyby im poznać mnie od początku, ale tym razem bez tajemnic. Aker obiecał to zrobić, nakazując mi nie mieszać się w ich rozmowy, choćbym nie wiem co słyszał. Po dłuższym namyśle zgodziłem się na taki układ, ale stwierdziłem, że jak Anubis będzie mi jeździć po ambicji, to mu w najbliższej przyszłości zrobię niemałą krzywdę. Na przykład nabiję mu guza wielkości gruszki. Pomyślałem, że dość prostą sprawą będzie dostanie się do tej dwójki dzieciaków, o której mówił Aker. Jirou, początkujący mag (z Anubisem jako nauczycielem, oj współczuję) oraz Thalia, pokręcona śmiertelniczka (z porządnym ADHD). Ale niestety miałem jedną, lecz za to dużą i obślizgłą przeszkodę o imieniu Sobek. Ta wstrętna gadzina raczej nie zgodzi się mi pomóc, jeśli dowie się jakie mam prawdziwe plany. No ale od czego ma się wrodzony spryt i inteligencję, szlifowane przez tysiące lat.
 - I w dodatku ta twoja nienaganna skromność - zakpił ze mnie Aker. Och, jakbym go mógł zobaczyć, to bym mu skręcił kark.
 - Zamknij się, ośla łąko - mruknąłem, wstając ze swojego obrotowego krzesła. Podszedłem do drzwi, nasłuchując, czy nikt nie idzie. Chwilę później nacisnąłem klamkę i wyszedłem na korytarz. Po raz pierwszy opuściłem swoją celę. Spodziewałem się przed nią grupy uzbrojonych po zęby strażników z psimi głowami, a tymczasem było tam pusto. Korytarz był długi i kremowy. I pusty. Ruszyłem nim w kierunku podpowiadanym przez intuicję oraz Akera. Jakiś czas później trafiłem do okrągłego pokoju, w którym był błękitny basen, a w nim Sobek. Usiadłem na leżaku, na którym leżały ciuchy krokodyla (oraz neczeri) stojącym niedaleko trampoliny i zaplotłem dłonie na kolanach.
 - Cześć, gadzino - uśmiechnąłem się do krokodyla, który zdziwiony moim widokiem, podpłynął do brzegu.
 - Co tu robisz, Gwiazdorze?
 - Chciałem z tobą pogadać - powiedziałem pewnie, nawet nie mrugnąwszy okiem, kiedy bóg na mnie spojrzał, mrużąc swoje gadzie ślepka. Kłamanie mu w żywe oczy, sprawiało mi niesamowitą satysfakcję. Powoli przesunąłem dłoń w kierunku ostrza, tak, aby Sobek nie zauważył. - Słuchaj. Doszedłem do wniosku, że skoro Set ma pod swoją kontrolą Akera, najsilniejszą istotę wszechświata, to Anubis nie ma szans zwyciężyć. A ja jestem dość inteligentny, więc uznałem, że dołączę do wygranych. Chcę zostać wspólnikiem Seta, a żeby dowieść swojej lojalności, postanowiłem wybrać się do Thalii oraz Jirou i zdobyć dla was złoty lotos - skrzyżowałem palce za plecami.
 - Sądzisz, że tak po prostu ci to oddadzą? - zwątpił Sobek, wychodząc niezdarnie z wody. Kiwnąłem pewnie głową, przywołując na usta kapryśny uśmieszek.
 - Jeśli Anubis już tam był, a był na pewno, żeby sprawdzić, czy nic im nie zrobiłeś, to opowiadał im o tym, co przeżyli do tej pory, więc i o mnie wspomniał. A wiesz przecież doskonale, że Anubis mi ufa. Mógłbym po pierwsze zdobyć kwiat bez większej trudności, a po drugie nadawałbym się na szpiega.
         Zamilkłem, czekając aż mikroskopijny móżdżek Sobka przyswoi to, co właśnie powiedziałem. Nie zajęło mu to tak dużo czasu jak się spodziewałem, biorąc pod uwagę jego inteligencję złotej rybki. Wyszczerzył się do mnie z bardzo żarłocznym błyskiem w oku i podał mi rękę.
 - Dobra - zgodził się zaskakująco łatwo. Nie dałem poznać jak mi ulżyło, gdy to usłyszałem. - Polecisz tam, ale jeśli zawalisz, zginiesz w takich męczarniach, jakich nawet sobie nie wyobrażasz, czy to jasne?
 - Olśniewająco - wyrwałem rękę i odwróciłem się, stając w pozycji gwiazdy rocka, a gad mnie teleportował do miasta, w którym mieszkali przyjaciele Ana. Nawet nie zauważył, że zwinąłem nóż.

         Siedziałem pod szkołą dzieciaków kilka godzin, przysypiając z głową podpartą na dłoniach. W końcu usłyszałem ich głosy, wyzywające się od idiotów, krewetek i bezmózgich biedronek. Nie powiem: takiej niedojrzałości się nie spodziewałem. Wstałem powoli i poczekałem jeszcze chwilę, aż wyszli. Jirou był małym cherlawym rudzielcem, dlatego nie zwróciłem na niego większej uwagi, ale Thalia była godna uwagi. Średniego wzrostu blondynka o niebieskich oczach, wyposażona przez matkę naturę w co trzeba. Uśmiechnąłem się, widząc, że właśnie wgryza się w kanapkę z kremem czekoladowym. Stanąłem jej na drodze, a ona na mnie wpadła, upuszczając swój lunch.
 - Moja kanapka z Nutellą! - zawyła, uderzając mnie pięścią w pierś. Prychnąłem, odsuwając się kawałek.
 - O tak, dobra jesteś. Aker mówił, że ostra z ciebie panna, ale nie sądziłem, że aż tak - rzuciłem, ignorując Jirou, który się zakrztusił, słysząc imię przyjaciela.
 - Moja Nutella, to mój honor. Oberwiesz w dziób! - zagroziła, nie robiąc na mnie najmniejszego wrażenia. Uznałem, że z nią się nie dogadam, skoro zamierza cały czas nadawać o Nutelli. Odwróciłem się do maga.
 - Dobra, mały. Aker prosił mnie, żebyście przekazali mi złoty lotos, bo Anubisowi może się przydać.
 - Aker został porwany, jakim cudem z nim rozmawiałeś? - spytał podejrzliwie. - A z resztą, ktoś ty?
 - Robin. Jestem Gwiazdą i bożkiem Akera.
 - Nie wierzę - skrzyżował ramiona. Powstrzymując się od rzucenia w niego czymś ciężkim, zignorowałem Thalię bijącą mnie po plecach i drącą się o ósmym cudzie świata jakim jest Nutella. Podwinąłem wysoko rękaw, pokazując Jirou znamię, które pojawiło się tam, gdy tylko zacząłem dzielić ciało z Akerem: podwójnego sfinksa. Rudy pokiwał głową na znak, że mi uwierzył i jest skłonny współpracować.
 - Jestem głodna, a nie zjadłam Nutelli, więc oddaj mi swój palec! - zażądała Thalia.
 - Co ty, człowieku, masz z tą Nutellą?! - wydarłem się, łapiąc ją za ramiona i patrząc jej prosto w oczy. Zamarła, nie mrugając nawet jedną powieką i po chwili powiedziała:
 - Ty, oczy ci zmieniają kolor, wiedziałeś?
         Stoczyłem się na dno rozpaczy, opuszczając z rezygnacją głowę. Spojrzałem na Jirou. Pokręcił głową, wznosząc oczy ku niebu w bardzo teatralnym stylu, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie powinienem pytać, dlaczego Thalia tak zgłupiała. Chociaż powiem szczerze, że trochę mnie to zainteresowało. Szedłem spokojnie za rudym magiem i w końcu moja piekielna ciekawość, zwyciężyła nad zdrowym rozsądkiem - spytałem, co się stało blondynce. Jirou odpowiedział mi, że ona ma tak zawsze, kiedy w pobliżu znajduje się jakiś przystojny chłopak. Na te słowa poczułem, że pieką mnie policzki, co było uczuciem nowym i nieznanym mi dotychczas, bo jakoś nie miałem czasu na romansowanie. Rudy zaczął się śmiać, twierdząc, że dobrze mi z rumieńcem. Gorąco uderzyło mnie w twarz, ale już raczej ze złości. Czy ja wyglądam na zainteresowanego stałym związkiem?
 - Wiesz, trochę tak - zaśmiał się mag, pchnąwszy lekko drzwi jednego z domów na przedmieściach. Nawet nie zauważyłem, kiedy wyszliśmy z gęstych zabudowań. - Nosisz obcisłe spodnie i rozpiętą koszulę, więc można się zastanawiać, czy przypadkiem nie chcesz z kimś poflirtować.
 - Huknij go tam, to się zamknie - poradził mi w głowie Aker znudzonym głosem. Uśmiechnąłem się do siebie (albo raczej do niego) i potrząsnąłem głową, wchodząc za rudym i Thalią do budynku. Zostawili mnie w salonie i poszli do kuchni, teoretycznie po złoty lotos. Jednak po chwili siedzenia na kanapie, usłyszałem ich głosy. Złotowłosa nie była do końca przekonana, czy można mi zaufać, bo w końcu porwał mnie Sobek i mógł mnie zabrać do Seta, który z kolei mógł zrobić mi pranie mózgu. Nie powiem: sprytna panna. Widać zdarzają się mądre blondynki. Jirou się z nią kłócił, że widział znamię na moim ramieniu, dlatego można uznać, że jestem przyjacielem. Na to ona wysunęła trafny wniosek, potwierdzający jej tezę. Mogłem zostać opętany przez Seta oraz Horusa w ciele Akera. Przykro mi, mała, ale takich obelg to ja nie lubię. Wstałem z kanapy i wszedłem bezceremonialnie do kuchni, bawiąc się w obracanie neczeri w palcach.
 - Thalio, posłuchaj mnie trzy minuty - dziewczyna spojrzała na zegarek, a potem na mnie, dając mi sygnał, że mogę mówić. - Nazywam się Robin Claude, mieszkałem z Anubisem w jednej celi w ośrodku poprawczym dla magicznych stworzeń. Od tysięcy lat czułem się jak więzień i dopiero, gdy z pomocą Baty i Bastet uciekłem, stwierdziłem, że nadal jest cel, aby sprzeciwiać się Setowi. Żywym dowodem na to, iż jestem waszym przyjacielem są po pierwsze zeznania Anubisa, a po drugie moje znamię. Jeśli nawet to cię nie przekonuje, to wyobraź sobie, że dusza, według wierzeń starożytnego Egiptu, dzieli się na pięć części. Ka, Ba, Ren, Shut i Ib. Gdy Set oraz Horus przejęli ciało Akera, jego dusza zaczęła się dzielić, aby odszukać dla siebie schronienie. Kiedy dotknąłem skóry przebudzonego Akera, część jego duszy, konkretnie ren, opętała mnie i zamieszkała w mojej głowie, co jest praktycznie niemożliwe, ponieważ jestem Gwiazdą, a my słyniemy z bardzo dobrych blokad mentalnych oraz zmiennego koloru oczu. Jestem naturalnym nośnikiem duszy bogów, jeśli już pozwolę się opętać. Aktualnie wraz z waszymi przyjaciółmi poszukujemy pozostałych czterech części duszy Akera, a jedna z nich znajduje się w posiadanym przeze mnie rytualnym ostrzu, ale muszę je otrzymać oficjalnie… - rzuciłem nóż rudemu. - … więc musisz mi go oficjalnie podarować. Dobra, skończyłem.
         Thalia uniosła wysoko brwi, przypatrując się ostrzu.
 - Równo trzy minuty - oznajmiła bardzo zdziwiona. - Wyczucie czasu też masz w genach?
 - Tak, Gwiazdy są bardzo punktualne - kiwnąłem głową. - W każdym razie: wierzysz mi już?
 - Tak, jasne. Jirou, oddaj mu złoty lotos i neczeri.
         Rudy uśmiechnął się do mnie, podając mi przedmioty. W chwili, gdy moja skóra ponownie dotknęła rękojeści noża, poczułem zimny dreszcz. Z czarnego ostrza wyleciała błyszcząca kulka i zaczęła krążyć wokół mnie. Thalia i Jirou przyglądali się temu jak zauroczeni. Światełko uderzyło mnie w pierś. Zatoczyłem się do tyłu, a dwójka dzieciaków musiała mnie podtrzymać, żebym nie upadł.
 - Robin, co ci jest? - spytała zaniepokojona Thalia. Pokręciłem głową, próbując złapać oddech. Panikowałem, bo znowu czułem ten doprowadzający do łez ból. Zamokły mi policzki.
 - Połóż mnie… - wycharczałem. - Muszę odpocząć…
         Jak powiedziałem, tak zrobili, i już po minucie leżałem na kanapie w salonie, patrząc się w biały sufit. Taki kolor uspakaja, więc bardzo to było pomocne. W końcu udało mi się odetchnąć normalnie i bezboleśnie, ale nawet nie próbowałem wstawać. Nie sądziłem, że mi się to uda, dlatego leżałem z zamkniętymi oczami i czekałem. Na co? Aż Aker się odezwie i powie mi, że wszystko w porządku. Że połączył swoje ren z drugą częścią duszy, którą właśnie wchłonąłem. Ale on milczał. Tak długo i uparcie, że zacząłem się bać, czy coś nie poszło nie tak jak powinno. Gdy usłyszałem w głowie cichutkie westchnięcie, wypuściłem z ulgą powietrze i spojrzałem na przestraszonych Thalię oraz Jirou, którzy nie odeszli ode mnie nawet na krok, podczas tej ciążącej chwili niepewności.
 - Co się stało? - szepnął chłopak, ocierając z ulgą policzki, na których dostrzegłem łzy. Ten widok wywołał u mnie bardzo przyjemne uczucie ciepła w brzuchu. To się chyba nazywa sympatia. Tak: poczułem rosnącą sympatię do tego dzieciaka. Z trudem usiadłem, podtrzymując się ramienia Thalii.
 - W neczeri ukryte było Ba Akera - wyjaśniłem, spuszczając nogi na podłogę. - Przyjmowanie boga zawsze jest męczące i wymaga dużo siły. Czasami też bywa bolesne, ale tylko jeśli przyjmujący nie pozwala przyjmowanemu przejąć pełnej kontroli nad ciałem.
 - A ty Akerowi nie pozwalasz - uśmiechnęła się blondynka. Przytaknąłem jej, unosząc kąciki ust. Jirou podał mi złoty lotos, który prędko schowałem do saszetki przy pasku.
 - Muszę znaleźć Anubisa - powiedziałem, wstając i kierując się do drzwi wyjściowych.
         Odprowadzili mnie aż do samego krańca miasta. W tym czasie milczeliśmy, ale gdy już odchodzili w powietrzu uniósł się zapach lotosu i siarki. Cała nasza trójka wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu, a przed nami otworzył się portal, przez który przeszli do nas Anubis, Bata oraz Bastet obsypani białym puchem.

------------------------------------------

Ahhh... nie dotrzymałam słowa i bardzo przepraszam :( To wszystko wina głupiego internetu, którego nie miałam Q.Q W ramach zadość uczynienia w sierpniu pojawią się nie dwa ale trzy rozdziały
Pozdrawiam i wesołej reszty wakacji ;*