czwartek, 16 października 2014

"Ciemność w Ogrodzie Cieni" (Bata)

         Zrobiłem krok w mroku, uważając, by przypadkiem nie nastąpić na jakiegoś ślimaka. Nie przypominam sobie egipskich ciemności w jakimkolwiek miejscu na Ziemi, nawet w Ogrodzie Cieni. Tu zawsze panowała noc, więc nic dziwnego, że było ciemno, ale… coś mi się nie zgadzało. Nie zauważałem ani jednej gwiazdki na niebie - było zachmurzone, a to niemożliwe. Ogród Cieni to jedyne miejsce na świecie, gdzie widać wszystkie konstelacje tak wyraźnie, jakby były wyrysowane fluorescencyjnym długopisem na granatowym niebie, bez względu na pogodę panującą za jego murami. Lecz dzisiaj, tego dnia, w którym pojawiłem się tam z Bastet, na niebie gromadziły się burzowe chmury. Zadrżałem pod wpływem powiewu lodowatego, północnego wiatru.
 - Coś tu jest nie tak - mruknęła kotka, wsuwając dłoń w moje palce. Zacisnąłem je, aby jej nie zgubić. - Nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim mrokiem, nawet moje kocie oczy niewiele tu mogą wypatrzeć, a co dopiero szukać cienia.
         Skinąłem głową, choć wiedziałem, że tego też nie zobaczy. Rozglądałem się dokoła ze świadomością, że nic nie dostrzegę, ale i tak to robiłem. Z przyzwyczajenia. W powietrzu unosił się zapach ozonu i morskiej wody. W oddali coś błyszczało. Chmury nad nami przecinały błyskawice, a po chwili zaczął kapać chłodny deszcz. Jęknąłem, bo to nie oznaczało nic dobrego. Obejrzałem się do tyłu na Bastet i dostrzegłem jej lśniące żółte oczy, a w nich czyste przerażenie. Jej dłoń w mojej drżała. Chciałem spytać, o co chodzi, kiedy skoczyła na mnie i przygwoździła mnie do drzewa, o którego obecności nie wiedzieliśmy. Przez miejsce, w którym ułamek sekundy temu staliśmy, przemknęła czerwona błyskawica, po której rozległ się złowieszczy rechot. Około pół metra od nas na krwistym tle majaczyła sylwetka chudego, wysokiego mężczyzny z kozią bródką. Syknąłem przestraszony, przytulając Bastet do piersi. Dopiero teraz poczułem jak szybko uderza jej serce.
 - Bata? Jak stąd uciekniemy? - wyszeptała prosto do mojego ucha. Wyjrzałem ostrożnie zza drzewa, ale postać mężczyzny ani drgnęła. Odetchnąłem, starając się oczyścić umysł.
 - Nie mam pojęcia - odparłem szczerze, ściszając głos. - Ale wiem, że nie odejdę stąd bez cienia Akera, choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu.
         Okrutny chichot rozległ się znowu.
 - Niezły plan, Bata, podoba mi się - zachrypiał Set, postępując krok do przodu.
         Jedyne, czemu mogliśmy z Bastet teraz zawierzyć był jej koci słuch. Domyśliłem się, że Set się zbliża po jej cichutkim pisku przerażenia. Westchnąłem, próbując się uspokoić i pozbierać myśli, ale zanim na cokolwiek wpadłem, tuż obok mojej głowy przeleciał czerwony piorun, rozświetlając nieco ciemność. W jego błysku dostrzegłem wykrzywioną grymasem przerażenia twarz przyjaciółki. Zacisnąłem mocniej dłoń na jej palcach i rzuciłem się biegiem do przodu. Set ciskał pioruny w nasze plecy, lecz jakimś cudem nie trafiał.
 - Co zrobimy, Bata? - jęknęła kotka, gdy skoczyliśmy za kolejne drzewo, aby się schować.
 - Hm… masz lepszy wzrok niż ja, więc ty zajmiesz się szukaniem cienia Akera, a ja odwrócę uwagę Seta, pasuje? - zaproponowałem, doskonale wiedząc, że zaraz zacznie się sprzeciw. Ku mojemu zdziwieniu, przytulona do mnie kotka, skinęła głową, po czym wyrwała mi się i pomknęła w mrok, zostawiając mnie z brudną robotą. Cholera, czemu tu jest tak ciemno. Zacząłem gorączkowo myśleć, co mogę zrobić, żeby dać jak najwięcej czasu przyjaciółce. Słyszałem, jak Set woła mnie po imieniu, a w jego głosie słychać złośliwy śmiech. Oparłem głowę o drzewo, za którym się kryłem. Coś błysnęło koło mojego biodra. Spojrzałem w dół, ale nic nie zobaczyłem, za to poczułem prąd, przeszywający moją dłoń. Tuż pod skórą przeskakiwały mi niewielkie wyładowania elektryczne. Uśmiechnąłem się rozpalając mini burzę między palcami. Moc podobna do Seta, chociaż o wiele słabsza, musiała mi wystarczyć. Skumulowałem wszystkie siły i wyszedłem z ukrycia. Set stał niedaleko żonglując kilkoma kulami piorunów. W mordę! Przy nim wyglądam jak dziecko. Przynajmniej coś widziałem. Chociaż aktualnie wolałbym nie oglądać przerażającej twarzy boga pustyni. Wpatrywał się we mnie czekoladowymi oczami, w których płonął ogień. Miałem wrażenie, że patrzę na Anubisa za kilkaset lat.
 - Dobra, jesteśmy tylko my dwaj, dziadku - warknąłem, starając się nie okazać strachu. - Ty i ja.
 - Mi to pasuje - roześmiał się Set. - Więc… zacznijmy to przyjęcie.
         Cofnąłem rękę, żeby go zaatakować, ale on tylko wskoczył na drzewo, zwinny jak sarna, gdzie zaczęło dziać się z nim coś dziwnego. Jego pociągła twarz skróciła się nieco i zaokrągliła, zniknęły z niej zmarszczki, ale nad lewą skronią pojawiły się liczne blizny po oparzeniach. Usta rozciągnięte w okrutnym uśmiechu nabrały jędrności, policzki się zaróżowiły w blasku czerwonych błyskawic. Całe ciało Seta stało się bardziej krępe, bary się poszerzały, biodra zwężały, ramiona i pierś nabrały masy mięśniowej. Po chwili na gałęzi drzewa siedział Aker. Mój Aker. Mój kochany Aker… ale oczy nie należały do niego. Wciąż płonął w nich ten sam piekielny ogień. Jedyny raz widziałem go w spojrzeniu prawdziwego Akera, gdy przyszedł do mnie po zerwaniu kontaktu z Anubisem tysiąc lat temu. Z mojego gardła dobył się głuchy jęk. Walka z Setem byłaby o wiele łatwiejsza niż z Akerem, nawet jeśli miałbym przy tym zginąć. Zacisnąłem zęby, żeby powstrzymać krzyk. Po moim policzku przetoczyła się łza.
 - Dobra, to jedziemy z tym koksem - wycedziłem, kumulując jeszcze więcej energii na dłoni. “Aker” parsknął lodowatym śmiechem i zaatakował mnie tak szybko, że ledwo zauważyłem, z której strony nadchodzi uderzenie. W ostatnim momencie zdołałem uskoczyć w bok, ale on cisnął kulą piorunów w moje plecy. Padłem na kolana, ocierając dłonie do krwi i przeturlałem się kawałek dalej za potężne drzewo. Oparłem się o nie, zaciskając zęby, żeby nie krzyknąć. Przeciwnik mocno mnie zranił - czułem spływającą po plecach gęstą ciecz i miałem wrażenie, że jeśli Bastet się nie pospieszy, to czeka mnie tu niechybna śmierć.
 - Nie chowaj się, Bata - dobiegł mnie zmieniony głos Akera. - I tak cię dorwę, a jeśli nie ciebie to Bastet. Decyduj: ty czy ona?
         Odchyliłem głowę do tyłu, biorąc głęboki wdech. Palcami przeczesałem wilgotne od potu włosy i zgarnąłem je do tyłu. Jęknąłem z bólu, lecz wybór i tak był prosty.
         Kiedy pierwszy raz spotkałem Bastet o mało co się nie pozabijaliśmy. Już jako mały szkrab była ostro stuknięta i porywcza. Poznaliśmy się podczas jednego z zebrań boskiej rady. Nie braliśmy udziału w rozmowach starszych, tylko zostaliśmy zamknięci w białym pokoju bez drzwi i okien, który jednocześnie był sypialnią małego Anubisa. W tamtym czasie byłem potwornie nadęty i agresywny, dzieciaki się mnie bały. Pamiętam tylko, że jako najstarszy z młodych musiałem ich tam pilnować, więc uznałem, że mogę się trochę zabawić. Dzień, w którym poznałem tę dwójkę, był moim ostatnim w Poczekalni, bo następnego dnia miałem mieć urodziny i zyskać wszystkie boskie prawa. Byłem mocno nabuzowany i wkurzony, że rada nie mogła odbyć się kilkanaście godzin później, więc dzieciaki miały ze mną przerąbane. Ustaliłem, że mój ostatni dzień, będzie najlepszym dniem Króla Baty - tak kazałem młodym do siebie mówić. Mając sporą moc magiczną, wyczarowałem sobie złoty tron, na którym rozsiadłem się wygodnie. Jeden z dzieciaków służył mi jako podnóżek, klęcząc przede mną bokiem, a ja oparłem skrzyżowane kostki na jego plecach. Nie przejmowałem się jego drżeniem, wyobrażałem sobie, że to darmowy masaż. Rolą Bastet tego dnia było karmienie mnie winogronami i opowiadanie mi kawałów - robiła mi za takiego małego błazna, a była przy tym tak przerażona, że normalnemu człowiekowi pękłoby serce. Ale nie mi, miałem to w głębokim poważaniu. Po prostu miała się dobrze spisać, a jeśli nie, czekała ją kara. Przyznaję, byłem potworem.
         Nasze następne spotkanie odbyło się w nieco milszej atmosferze, bo już przeszedłem przemianę i stałem się tym radosnym debilem, którym jestem aktualnie. Kochałem świat, życie oraz wszystkich otaczających mnie ludzi. Anubis i Aker wręcz mieli mnie ochotę za to dekapitować. Z Bastet zobaczyłem się pod wieczór, na bankiecie wyprawianym z okazji urodzin Ozyrysa. Nie była już tą samą kotką, którą poznałem w Poczekalni. Wyrosła, a Matka Natura wypełniła w niej pewne kobiece braki. Stała się naprawdę ślicznym kociakiem. Miała na sobie wtedy śliczną, cętkowaną sukienkę do kostek z rozcięciem na jednej nodze od biodra w dół. Tamtego dnia się w niej zakochałem i to do szaleństwa.
         Dlatego teraz nie miałem większego problemu z wyborem. Wyszedłem zza drzewa, kumulując w dłoni pioruny.
 - Nie dostaniesz żadnego z nas, potworze - wycedziłem, czując prąd przebiegający pod skórą. Trochę bolało, ale musiałem wytrzymać. Miałem tylko jeden strzał. Moja moc ma spore ograniczenia, więc po jakimś czasie po prostu się wyczerpuje jak bateria. - A jeśli musisz kogoś zniszczyć, to najpierw musisz mnie złapać.
         Na oślep rzuciłem się biegiem, aby odciągnąć go od Bastet. Udało mi się. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, co nie? W tym przypadku bardziej sprawdza się na odwrót - nie ma tego dobrego, co by na złe nie wyszło.
         Aker pojawił się przede mną z wyciągniętą dłonią. Jego oczy przygasły, nie były agresywne. Głos wrócił do normy, gdy ponownie przemówił, patrząc na kulę piorunów.
 - Bata, przyjacielu - jęknął tak zbolałym głosem, że serce ścisnął mi żal. - Błagam, pomóż mi. Nie możesz mnie zaatakować. Horet… on zrozumiał, że możesz go zniszczyć i uciekł. To ja… naprawdę.
         Zacisnąłem zęby, próbując go przejrzeć. Wydawało się, że mówi prawdę. Nie wyczułem podstępu w jego głosie, ani żadnej fałszywej nuty. Już miałem opuścić rękę, ale od tyłu skoczyła na mnie Bastet, wrzeszcząc, żebym zaatakował. Obejrzałem się na nią zdumiony, a ona wskazała palcem Akera - znowu miał wściekłe spojrzenie i szykował się do skoku. Nie myśląc, co robię, cisnąłem w niego pioruny. Zatoczył się do tyłu szczerze zaskoczony z żywą raną na ramieniu. Zapach spalonej skóry uniósł się w powietrzu. Ciało mojego przyjaciela z powrotem przemieniło się w Seta, lecz rana nie zniknęła. No i dobrze! Stary bóg patrzył na mnie z wściekłością, a ja już nie mogłem się bronić. Nim Czerwony Pan rzucił na mnie zaklęcie, w jego podniesioną dłoń wbił się sztylet Bastet.
         Kotka objęła mnie w pasie, zakładając sobie na ramię moją rękę. Oddychała ciężko, choć była w lepszym stanie niż ja. Po chwili świat zawirował mi przed oczami i odpłynąłem. Słyszałem tylko, jak Bastet woła do mnie z oddali, żebym nie zasypiał.

         Otworzyłem oczy w jakimś lesie. Leżałem na brzuchu z rękami pod policzkiem. Plecy nie bolały. Czułem na nich przyjemny chłód. Powoli i ostrożnie usiadłem na trawie, rozglądając się za przyjaciółką. Była niedaleko. Stała oparta o drzewo z zamkniętymi oczami, a w dłoniach ściskała niewielką glinianą figurkę. Była skupiona, więc stwierdziłem, że rozmawia telepatycznie z Anubisem, lecz gdy tupnęła zirytowana nogą i podeszła do mnie gwałtownym krokiem, uznałem, że raczej próbowała się z nim skontaktować.
 - Jak się czujesz, blondasie? - spytała, klękając obok mnie. Uśmiechnęła się słodko. W jej policzkach pojawiły się urocze dołeczki.
 - Całkiem nieźle. W każdym razie bywało gorzej - zaśmiałem się szczerze. To ona mnie opatrzyła, więc nie było mowy, żebym czuł się fatalnie. - Znalazłaś cień Akera?
         Skinęła dumnie głową i pokazała mi figurkę. Lalka była podobizną Akera w dużej skali. Odetchnąłem z ulgą. To oznaczało, że zostały nam jeszcze dwie części duszy Akera do odnalezienia. Ib na Czerwonej Pustyni oraz Ka w Krainie Zmarłych. Pozostał tylko ten drobny szczegół, że ja wolałem na razie omijać królestwo Ozyrysa szerokim łukiem. Uznałem więc, że zabiorę kotkę na pustynię i zdobędziemy przedostatni kawałek układanki, a potem zamienię się z Anubisem i on powędruje z Bastet do Podziemia, za to ja zabawię się w niańkę Robina.
 - Bata, co teraz? - spytała kocica, miętosząc w palcach figurkę. Opowiedziałem jej, co postanowiłem, a ona przytaknęła. Oboje wiedzieliśmy, że gdybym pojawił się w Krainie Zmarłych, Ozyrys nie przepuściłby okazji, aby mnie tam uwięzić.

         Podniosłem się z ziemi i wziąłem przyjaciółkę za rękę, po czym z niemałym trudem otworzyłem portal. Kosztowało mnie to wiele wysiłku, bo wciąż nie odzyskałem całej mocy, ale nie sądziłem, aby na Czerwonej Pustyni ktoś nas znowu atakował, skoro Set jest ciężko ranny, a Horus pewnie przynajmniej odrobinę.