niedziela, 29 czerwca 2014

"Co nieco o przeszłości Robina" (Anubis)

         Nic nie widziałem, a Bastet przeklinała cicho. Jeśli nawet ona nic nie widziała, to naprawdę musiały panować tu egipskie ciemności. Nagle zabłysło światło. Jasny snop oświetlił najbliższą okolicę, a także postać chłopaka, siedzącego kilka metrów od nas. Miał skrzyżowane nogi i brodę opartą na dłoniach. Uśmiechał się szeroko, ukazując ostre jak u piranii kły. Wyglądał nieźle. Kolczyki w uszach błyszczały tak samo psotnie jak jego oczy, skórzana kurtka i skórzane biodrówki dodawały mu polotu. Do tego ciężkie glany i łańcuch zamiast paska idealnie odzwierciedlały charakter mojego przyjaciela. Ułamek sekundy się wahałem, a potem nawet nie zauważyłem, kiedy ren Akera wylądowało na plecach, broniąc się rozpaczliwie rękami i nogami przed atakiem rozradowanej Bastet.
 - Ej, kiziu, złaź! - zawył Aker, dusząc się ze śmiechu. Kotka zeszła z niego niechętnie, ale nie odsunęła się dalej niż metr. Przyglądała mu się błyszczącymi oczami. Bata uklęknął przy czerwonowłosym, kładąc mu dłoń na ramieniu.
 - Wiesz… dobrze, że masz trochę oleju w głowie - rzucił szczęśliwy. - Gdybyś nie rozesłał swojej duszy, nie mielibyśmy szans w starciu z Setem.
         Aker uśmiechnął się dumny i skierował spojrzenie na mnie, a ja w tym czasie rozglądałem się po wnętrzu głowy Robina.
 - Kurde, zawsze przypuszczałem, że ma tu trochę więcej - westchnąłem rozbawiony. Coś nami zatrzęsło, jakby w odpowiedzi na moje żarty.
 - On nas słyszy - wyjaśniło ren, wstając na nogi. Dopiero zauważyłem, że siedział na metalowej podłodze. Zastanowiło mnie, gdzie jesteśmy. Aker uśmiechnął się do mnie i pstryknął palcami. Okazało się, że nad nami jest sufit wyposażony w lampy, z których zaczęło sączyć się światło. Dzięki temu dowiedzieliśmy się, że jesteśmy w korytarzu. Wyglądało to jak w szpitalu. W ścianach rażących brudną bielą były żelazne drzwi z niewielkimi okienkami, przez które sączyły się różnobarwne światła. Na każdej z klamek wisiała kartka - na jednej było napisane “Maj 2001”, a na innej “Luty 1860”. Aker wstał, otrzepując spodnie i koszulkę. Przeczesał palcami swoje farbowane kłaki, podchodząc do mnie. Podał mi rękę, a gdy ją uścisnąłem, znalazłem się w jego mocnym uścisku. Ramiona ren przytuliły mnie z czułością, głowa oparła się o mój kark i poczułem przyjemne ciepło, rozpływające się po całym ciele.
 - Aker, czemu tu jest jak w jakimś zakładzie zamkniętym? - spytałem, przyciskając go mocniej, kiedy poczułem, że próbuje się ode mnie odsunąć. Westchnął rezygnując z tego zamiaru, ale byłem pewien, że wywraca oczami.
 - Bo Robin jest jak psychopata, który powinien w takim przebywać - zaśmiał się kpiąco. Poczuliśmy wstrząs, jakby uderzenie w coś twardego. - Dobra, już! Nie szalej! Tak naprawdę jego głowa jest jego własnym więzieniem.
 - Aha, często tak z nim masz? - zainteresowała się Bastet. Pewnie zastanawiała się, czy jakby się z nim pobrała, to też by jej tak gwiazdorzył. Aker w końcu się ode mnie uwolnił i pokręcił głową.
 - Na ogół jest bardzo spokojny - oznajmił, ruszając przed siebie tym upiornym korytarzem. - Raz tylko jak się popłakał, prawie mnie tu zalało. Muszę wam pokazać kilka jego wspomnień.
 - A on ci nie zrobi za to chrztu?
 - Nie - potrząsnęło głową ren. Tak trudno było mi przywyknąć, że to tylko część mojego przyjaciela. Że to tylko jego imię. - Domyślał się, że spróbujecie się z nim skontaktować przeze mnie, więc sam poprosił mnie, żebym pokazał wam co nieco z jego życia. Chłopak trochę wam o sobie nakłamał, choć on to woli nazwać “nie mówieniem wam całej prawdy”. Jakby to była jakaś różnica. Wy dwaj już się kiedyś spotkaliście, An.
 - Jak to? - zdziwiłem się, unosząc brwi. Aker się uśmiechnął.
 - Tylko wtedy chłopak był normalny. Nie zachowywał się jak szarlatan, ale jak najzwyczajniejszy dzieciak.
 - A jaśniej możesz? - poprosiłem, powstrzymując warknięcie zirytowania. Bogowie, już prawie zapomniałem, jak drażniący jest ten farbowany baran.
 - Zrozumiesz, jak wam coś pokażę - machnął ręką, patrząc jak Bata sięga ręką do klamki jednych drzwi. Zobaczyłem przeskakujące iskry. Aker odsunął dłoń blondyna, kręcąc głową.
 - Całe to miejsce to podświadomość Robina, która chroni mnie przed Setem i jego wpływami. Tu jestem bezpieczny. Wy też mieliście problem z odnalezieniem mnie, nie?
 - Niewielki - przyznał milczący dotąd Serapis. - Chłopak ma niezłe bariery mentalne.
         Ren Akera uśmiechnęło się.
 - Za tymi drzwiami są jego wspomnienia. Niektóre widziałem, ale wolałbym ich nigdy więcej nie oglądać, a na inne było bardzo miło patrzeć - uśmiechnął się sam do siebie. - Chodźcie, czas, żebyście poznali o nim prawdę.
         Nacisnął klamkę z kartką “Styczeń 68 r.n.e.”. Eee, no kłaniam się do stóp, Robin. Stary jesteś, jeszcze kiedyś ci to wytknę. Aker pchnął drzwi, za którymi był tylko jasny błękit i jaśniejsza biel. Weszliśmy do środka, a gdy tylko drzwi się za nami zamknęły, zniknęły jak rozwiane przez wiatr. Powoli zaczął kształtować się przed nami obraz. Dochodziły nowe barwy i figury, aż w końcu pojawiła się scena. Byliśmy w jakimś pokoju o granatowych ścianach i dywanie, pokrytym błyszczącymi gwiazdami. Domyśliłem się, że to po prostu nocne niebo. W pomieszczeniu stały trzy osoby - młoda kobieta o skórze bardzo podobnej kolorystycznie do otoczenia i tak samo przyozdobionej mrugającymi światełkami, ubrana w długi gwiaździsty płaszcz. Tuż przy niej stał blady jak Księżyc mężczyzna o siwych włosach i bródce, z lekko szpiczastym nosem, odziany w elegancki biało-błękitny garnitur. Oddalony od nich o kilka metrów był inny mężczyzna trzymający w rękach niewielkie zawiniątko. Był bardzo wysoki i bardzo szeroki w barach, miał włosy czarne jak heban, dziko rozpuszczone, latynoską karnację, a oczy zasłonięte stylowymi okularami przeciwsłonecznymi. Nie wiem jak był ubrany, bo wszystko zakrywał długim, snującym się po podłodze węglowym płaszczem. Aker podprowadził nas bardzo blisko tego dziwnego człowieka i odchylił rąbek materiału, zakrywającego zawiniątko, które okazało się około pięciomiesięcznym dzieckiem. Miało ono bujną czuprynę mlecznobrązowych włosów i brzoskwiniową karnację. Spało smacznie wtulone w ramiona mężczyzny.
 - To Robin? - spytałem Akera, który kiwnął głową, patrząc jednak na dwójkę rozmawiającą ze sobą kilka metrów dalej. Ich głosy słyszałem wyraźnie, jednak mój brzmiał jakby dochodził z daleka.
 - Nut, twój syn jest Gwiazdą Apokalipsy - powiedział blady mężczyzna, Chonsu. - Doskonale wiesz, że to Piołun. I wiesz dobrze, że za jakiś czas będziesz musiała go zrzucić z nieba, bez względu na to czy coś przeskrobie, czy też nie. Czy nie lepiej, żebyś od razu zesłała go na ziemię, zanim w ogóle zacznie być świadomy.
 - Chonsu, zrozum, że choćby i Robin miał być największym zwyrodnialcem wszech czasów, pozostanie na zawsze moim synem - powiedziała twardym głosem bogini. W jej czerwonych oczach malował się olbrzymi gniew. - Nie pozbędę się go. Tak długo jak będę mogła, zatrzymam go przy sobie. Nie traktuj go jak nieświadome zwierzę, nie jest jak inne nowonarodzone Gwiazdy. On już nas słyszy i zapamiętuje, co o nim mówimy.
 - A gdybyś go oddała ojcu na wychowanie? - zasugerował przebiegle Chonsu, zerkając na mężczyznę, tulącego dziecko. Zapewne to jest ojciec Robina, choć wcale niepodobny. - Miałby rodzinę, mogłabyś go odwiedzać, a nie miałabyś potem wyrzutów sumienia z powodu obowiązku jaki narzucił ci święty Jan.
 - Ech, ci chrześcijanie - westchnęła kobieta, łamiąc się pod naciskiem argumentów boga Księżyca. - Nieświadomie wtrącili się w moje życie rodzinne.
 - Chonsu, stary piernik z ciebie i na pewno nie zrozumiesz jak ważna dla Nut jest rodzina - wtrącił się nieznajomy, podchodząc do nich. Dobra, widzę podobieństwo! Obaj tak samo bezczelni. - Nie wezmę syna ze sobą, moja praca jest niebezpieczna.
 - Przez następne kilka tysięcy lat będziesz bezrobotny i dobrze o tym wiesz - wściekł się Chonsu, najwyraźniej rozdrażniony swoją nową ksywką. - Koniec świata nie nastąpi co najmniej do dwa tysiące dwunastego roku, więc gdzie przeszkoda, żebyś zabrał tego bękarta?
         Oczy Nut zalśniły jeszcze jaśniej niż wcześniej, a ramiona wyciągnęły się po syna, jakby tylko on mógł powstrzymać jej chęć do walnięcia (albo i zamordowania) boga. Nieznajomy podał jej dziecko, uśmiechając się kpiąco. Wyciągnął z kieszeni malutki, srebrny kluczyk na sznurku i zawiesił go na pulchnej szyi Robina.
 - Kiedy nadejdzie jego czas, domyśli się, co otwiera - szepnął we włosy Nut. - Nie martw się o niego, poradzi sobie.
 - Czeka go śmierć - jęknęła bogini, całując syna w czoło. - Spokojnie, Robin. Póki co, będziesz bezpieczny.
         Scena znowu się rozjaśniła, a po chwili staliśmy w piątkę przed drzwiami. To wspomnienie absolutnie nic mi nie dało, poza stwierdzeniem, że Nut i ten koleś naprawdę strasznie kochali Robina. Aker westchnął i poszedł dalej. Tym razem wybrał drzwi z napisem “Wrzesień 1000”. Weszliśmy tam i tak jak poprzednim razem musieliśmy chwilę zaczekać, aż “film się załaduje”.
         Po rozgwieżdżonym niebie biegł dwunastolatek o burzy brązowych włosów do ramion i błyszczących złoto-lazurowych oczach. Przerażony i jednocześnie smutny Robin przed czymś uciekał. Po kilku minutach takiego biegu, drogę zastąpiła mu Nut i wściekłe Gwiazdy. Wszystko rozegrało się tak, jak nam to opisywała Bastet. Jednak dowiedzieliśmy się tym razem więcej. Nim pod Robinem rozstąpiło się niebo, Nut przyciągnęła go do siebie i szepnęła mu do ucha:
 - Na niebie już więcej nie będzie dla ciebie miejsca, ale postaram się porozmawiać o tym z Ra, obiecuję. Spróbuję zapewnić ci powrót do domu, choć popełniłeś najstraszliwszą zbrodnię, jaką Gwiazda może popełnić.
 - Nie wiedziałem, że nie wolno mi dzielić się wiedzą nieśmiertelnych z ludźmi - mruknął na swoją obronę chłopak, przyciskając policzek do ramienia matki. - Przepraszam.
 - To ja przepraszam - chlipnęła bogini. - Sobek będzie cię ścigał, aż cię zabije. Proszę, walcz z nim. Jesteś stworzony do wielkich rzeczy, ale musisz umrzeć. Za jakiś czas odnajdziesz klucz.
         Robin spadł, a my razem z nim. Wylądowaliśmy w korytarzu, a Aker nie czekając aż się pozbieramy, poprowadził nas dalej - do drzwi z kartką “Sierpień 1012”. Pomijając długi, biały wstęp do wspomnienia, bardzo szybko ukazała się nam Sala Sądu. Tak, mój dom. Jak zawsze na podwyższeniu stał tron, na którym zasiadał błękitnoskóry Ozyrys, a po jego dwóch stronach stali Horus i Ra. U podnóża sceny stała wielka złota waga (dalej: Szale Sprawiedliwości), a obok niej ja z głową psa, głaszczący niecierpliwiącą się już moją pieszczochę, Ammit Pożeraczkę. Przed wrota prowadzące do Sali weszli Set oraz Sobek, prowadząc między sobą szarpiącego się siedemnastolatka. Po jego twarzy płynęły łzy przerażenia, smutku i gniewu. Pamiętałem tę sprawę. O tym mówił Aker, twierdząc, że spotkałem już Robina. Rzeczywiście nie przypominał siebie. Ten Claude, którego ja znam z więzienia nigdy by tak nie spanikował.
 - Robinie Claude, Gwiazdo Piołun, synu Nut i Końca Świata - rzekł dumnie Ozyrys, wstając z tronu. Po lewej usłyszałem chrobot pióra Thota, spisującego każde słowo z rozprawy. - Jesteś tu, ponieważ wykonano na tobie wyrok śmierci za zdradzenie sekretów nieśmiertelnych człowiekowi. Twoje serce zostanie poddane ważeniu Szal Sprawiedliwości. Jeśli przeważy nad Piórem Prawdy, zostanie pożarte przez ukochaną przyjaciółkę Anubisa. Jeśli jednak będzie lżejsze, i tak nie zostaniesz ułaskawiony. Skażę cię wtedy na pobyt w zakładzie karnym Seta, gdzie będziesz zajmował się utrzymywaniem porządku wśród pół magicznych. Czy akceptujesz ten układ?
         Robin pokornie kiwnął głową, poruszając bezgłośnie ustami w modlitwie o ten drugi wyrok. Jeszcze nie wiedział z jakimi debilami będzie musiał się męczyć. Moje ówczesne wcielenie podeszło do Robina i wsunęło rękę w jego pierś, by po chwili wyciągnąć bijące serce. Wydaje się okropne, nie? Ale tak naprawdę to cudowne uczucie mieć na dłoni czyjeś życie. Wcale nie jest tak źle. Serce waży około czterech kilogramów, co daje uczucie odpowiedzialności za kogoś, ale jednocześnie lekkość, że ktoś ci ufa. Tamto “ja” położyło na jednej szali serce Gwiazdy, a na drugiej białe pióro feniksa. Szale wyrównały się na jakąś sekundę, po czym serce uniosło się w górę. Uśmiechnąłem się, patrząc na tę scenę. Obejrzałem się na pozostałych, na których twarzach malowało się wzruszenie. Jedynie Aker pozostał niewzruszony.
 - Koniec kina - rzucił, pstrykając palcami.
         Stanęliśmy w tym pustym korytarzu, patrząc na siebie. Ren Akera w końcu się uśmiechnęło, widząc, że nie zamierzamy się wściekać na Robina.
 - Więc już kiedyś umarł - pisnęła Bastet, przytulając się do Baty. - Ale czemu nam tego nie powiedział?
 - Bał się, że mu nie zaufacie - wyjaśnił Aker. - Ale skoro już go znacie naprawdę, możecie się stąd zabrać i lecieć szukać pozostałych części mojej duszy. Spotkacie się z nim później.
 - Gdzie mamy szukać? - zapytał Bata, patrząc na naszego przyjaciela z bólem.
 - Shut znajdziecie w Ogrodzie Cieni, Ba przekaże wam Robin, kiedy się z nim spotkacie, Ib na Czerwonej Pustyni, a Ka w Krainie Umarłych, tam gdzie każdego zmarłego.
 - Przysięgam ci, Aker, będziesz wolny - powiedzieliśmy jednym głosem ja i Bata, gdy chłopak nas przytulił, a potem zaczął się rozpływać w powietrzu.
         Otworzyłem oczy, leżąc na podłodze w małym domku bogów snów.

---------------------------------------------------------

Na teraz to tyle, za 2 tygodnie możecie spodziewać się pierwszego z kilku one-shotów z serii: "Wakacje Anubisa". Czemu nie wcześniej? A jakoś tak, czekam aż zostanę sama w domu - wtedy będę mogła pisać więcej niż normalnie. Dlatego zapowiadam, że one-shoty będą pojawiać się maksymalnie co 4-5 dni, przez cały lipiec. W sierpniu ukażą się dwa rozdziały. Zachęcam do podrzucania pomysłów, co Anubis i jego paczka mogliby robić w wakacje :)
Pozdrawiam ;*