niedziela, 16 marca 2014

"Aker daje nam nowe zadanie" (Robin)

       Zasłoniłem Bastet ramionami, powoli robiąc kroki w tył i spychając pozostałych ku wyjściu. Byliśmy od niego tylko trzy metry, ale Horus zorientował się, co zamierzamy i nas prześcignął - znalazł się za nami w ciągu ułamka sekundy. Poinformował mnie o tym pisk kotki. Kątem oka zobaczyłem, że Bata odciąga ją od ptaszyska i obejmuje ramionami, a Anubis przemyka za moimi plecami, by ich przed nim osłonić. Wreszcie się na coś przydał. Podniosłem głowę i spojrzałem Setowi w oczy - czarne, wrogie, błyszczące niezdrowym zapałem. Uśmiechnął się do mnie, szczerząc kły.
 - Gwiazda Apokalipsy - wyszeptał starannie wymawiając każdą literę. - Gwiazda Piołun. To ty.
       Zacisnąłem szczęki, starając się oddychać miarowo, ale nie potrafiłem się uspokoić. Ręce mi drżały, w twarz uderzyła fala gorącego, pustynnego powietrza. Przepełniony nienawiścią do każdego słowa, które padło z ust Seta, spuściłem wzrok. Moje spojrzenie wylądowało na cierpiącym Akerze. Na widok bólu, malującego się na jego twarzy, cały gniew ze mnie wyparował. Usłyszałem, jak Set drgnął wyczuwając zmianę mojego nastroju. Jego zimna dłoń wystrzeliła w kierunku mojej twarzy i podniosła mi głowę tak, żebym patrzył mu w oczy.
 - Czerwień. Kolor pustyni - uśmiechnął się podle. - Podobasz mi się, chłopcze.
 - A od twojego widoku chce mi się rzygać - wycedziłem, wyszarpując głowę z kleszczowego uścisku jego długich, chudych palców. Set cofnął się mimowolnie, ale wciąż się uśmiechał. Potem przeniósł wzrok na syna. Anubis stał do niego tyłem, mierząc się spojrzeniami z Horusem. Przez jedno oko sokolego boga - to reprezentujące Księżyc - serce zaczęło mi bić jak szalone. Chonsu, błagam, pomóż nam, pomyślałem zaciskając powieki. Nic się nie wydarzyło, poza tym, że po sekundzie stałem pod ścianą z nożem przy gardle, a Bastet prychała na Horusa jak rozjuszona kotka (doskonałe porównanie). Nie zauważyłem, kiedy sokole oko mnie zaatakował.
 - Nie wzywaj starego Chonsu na pomoc, bo zabijemy również i jego - zagroził. Podniosłem rękę i otarłem sobie twarz.
 - Oplułeś mnie, kurczaku - wytknąłem mu, na co Set się roześmiał i zaklaskał w dłonie jak dziecko.
 - Horusie, dość. Wypuść go - rozkazał z uciechą na gębie, po czym rozbłysnął czerwonym światłem. Horus poszedł w jego ślady, ale jego blask był srebrno-złoty. Bata jęknął cicho, wskazując ręką Akera. On też błyszczał, tylko że na wszystkie trzy kolory. Anubis rzucił się w jego stronę, lecz na szczęście blondyn zdążył go złapać za ramiona.
 - Anubis, czekaj! - syknął mu do ucha. Set i Horus rozpłynęli się w świetle, a Aker padł na ziemię, skręcając się z bólu. Coś dziwnego zaczęło się z nim dziać. Dosłownie chwilę zajęło mi zorientowanie się, na czym polega jego zmiana - tęczówki zabarwiły mu się na czerwono. Białko jednego oka stało się nagle złote, a drugiego srebrne. Zaczął rosnąć, aż urósł tak, że zwisająca wcześniej luźna koszula opięła jego muskularne ciało.
 - Ja jestem Horet! - zagrzmiał basowym głosem, któremu towarzyszyło potrójne echo: jedno miało głos Horusa, drugie Seta, a trzecie samego Akera. To ostatnie było przepełnione rozpaczą. - Poznajcie mój gniew!
       Pomyślałem, że to nie fair, że ta trójka musi walczyć przeciwko przyjacielowi. Zerknąłem przez ramię na Anubisa, który z wściekłości zrobił się purpurowy na twarzy. Patrzyłem na niego, dopóki nie zorientowałem się, że to niedobry pomysł. Horet zwalił mnie z nóg jednym podmuchem gorącego wiatru. Uderzyłem w ścianę. W sekundę później Bastet znalazła się przy mnie, podnosząc mnie na nogi, zaś Anubis i Bata jednocześnie rzucili się na przeciwnika. Miniaturowa burza blondyna trafiła go w twarz.
       Powinienem się bać, ale tak nie było. Nie myśląc, złapałem Anubisa za rękę i rzuciłem go za wejście. Coś mi chrupnęło w ramieniu od siły szarpnięcia. Bata zawarczał na mnie, że nie mogę walczyć przeciwko Anubisowi. Jego zdanie wpadło mi przez jedno ucho i wyleciało drugim, bo po chwili i on skończył za szczątkami drzwi. Kazałem im uciekać, bo walka z Horetem jest bezcelowa, póki ma władzę nad Akerem. Bastet skoczyła na mnie i przywaliła mnie do podłogi, a tuż nad nami przeleciał czerwony pocisk, wielkości sporego kamienia.
 - Żyjesz? - sapnęła, schodząc ze mnie. Pokiwałem głową, podniosłem dziewczynę i pociągnąłem w kierunku wyjścia. Przeskoczyliśmy nad stosem kamieni. Niewiele nas dzieliło od bezpiecznego miejsca, Anubis nas poganiał, chociaż wcale nie chciał uciekać. Widziałem to w jego oczach, że prędzej by zginął niż uciekł, gdyby miał inny wybór. Na nadgarstku wolnej ręki poczułem zimną dłoń, po całym moim ciele rozszedł się nieprzyjemny dreszcz, jak po porażeniu prądem. Zachwiałem się i obejrzałem. Horet mnie trzymał w mocnym uścisku poranionych palców, nie pozwalając dalej się ruszyć. Pchnąłem Bastet do przodu w ramiona chłopaków, a potem upadłem na kolana. Zrobiło mi się ciemno przed oczami.

       Oślepiło mnie białe światło i potworny ból w czaszce. Zamrugałem powiekami, próbując się podnieść na ręce, ale łokieć wbrew mojej woli ugiął się i przywaliłem szczęką w ziemię. Usłyszałem szurnięcie, a po chwili siedziałem w pionie, czekając aż moje oczy przywykną do światła. Kiedy tak się stało, dotarło do mnie, że jest około południa, siedzę w lesie deszczowym, a obok mam Batę, który najwyraźniej czuwał przy mnie cały czas, jak byłem nieprzytomny.
 - Długo tak leżałem? - zapytałem ochrypłym głosem. Pokiwał głową, wyciągając do mnie rękę z butelką wody. Wziąłem ją i łapczywie wypiłem zawartość.
 - Cztery i pół dnia - odparł z uśmiechem. - Jak się czujesz? Mocno oberwałeś.
 - Boli mnie łeb, a tak poza tym to spoko. Co się właściwie stało?
       Tu Bata się nie odezwał, tylko pokręcił głową i wzruszył ramionami. Stwierdził, że dokładnie nie jest w stanie określić tego, co się wydarzyło, bo to było dziwne. Skoro nie chciał mi udzielić odpowiedzi na pytanie, zainteresowałem się, gdzie są Bastet i Anubis. W tym momencie wyszli spomiędzy drzew. Na mój widok kotka się szczerze ucieszyła i natychmiast podbiegła, żeby mnie przytulić. Ścisnęła bardzo lekko, ale zabolało. Wydałem z siebie głuche stęknięcie, więc mnie wypuściła, przepraszając cicho.
 - Robin, wstań. Chcę z tobą porozmawiać - oznajmił Anubis nie patrząc mi w oczy. Spojrzałem prosząco na Batę, który mnie podniósł z niezadowoloną miną, bo ledwo mogłem ustać na nogach.
       Odeszliśmy za zasłonę krzaków i tam dopiero An się zatrzymał, ale wciąż na mnie nie patrzył. Wbijał wzrok w pień drzewa.
 - Coś się stało? - spytałem, ignorując ból głowy.
 - W tej piramidzie, kiedy Aker cię dotknął poczułem dziwną rzecz - zaczął z westchnieniem. - Jakby jego duch się złamał. A potem wybuchł jasnym światłem i coś z niego uleciało. Jedno z tych “cosiów” uderzyło cię w głowę i zniknęło.
 - I co w związku z tym? - nie zrozumiałem. On zawsze zachowuje się tak, że nie można się z nim dogadać.
 - Wydaje mi się…
       Nie dowiedziałem się już, co mu się wydaje, bo ogłuszył mnie piekielny ból. Podwoił się, jeśli nie potroił, powalając mnie na kolana.
 - Przepraszam cię, stary - usłyszałem jak przez mgłę jakiś głos. Brzmiał znajomo, ale nie rozpoznałem go. - Musiałem się jakoś wydostać z ciała. A w ten sposób, siedząc w tobie, mam jakąś szansę działać.
 - Kim jesteś? - wykrztusiłem na głos, zachowując resztki świadomości, tylko dzięki temu, że Anubis mnie trzymał za ramiona, żebym nie upadł. Poruszał ustami, ale nie słyszałem, co mówi.
 - Robin, to ja, Aker. A właściwie nie ja, tylko moje ren - sprostował… ech, niech mu będzie… Aker. - Gdyby było inne wyjście, to bym nie ryzykował zrobienia z ciebie bożka.
 - Kretynie, czy ty wiesz, jak to boli, że siedzisz mi w głowie? - warknąłem, nie zwracając uwagi na zdumioną minę Anubisa, który się odwrócił, najwyraźniej wołając pozostałych.
 - Jestem tego świadom, ale tylko ty byłeś pod ręką, więc się zamknij i bądź łaskaw dzielić ze mną ciało. Jeśli nie wyrazisz na to zgody, po prostu spłoniesz.
 - Jestem Gwiazdą, inteligencie. Płonę przez większość swojego życia. W praktyce jestem stworzony do bycia bożkiem - odpyskowałem wrednemu bogu, który momentalnie się zamknął. Poczułem zimną satysfakcję, a potem usłyszałem przestraszone głosy Bastet i Baty. Anubis tylko przyglądał mi się z niepokojem. Wołali moje imię, które docierało do mnie jak przez zatyczki. Nieświadomie poprosiłem Anubisa, żeby mnie puścił, co zrobił niechętnie. Widziałem, że się o mnie boi, a gdy po raz pierwszy od mojego obudzenia spojrzał mi w oczy, błysnęła w nich nadzieja. Bata spojrzał w niebo - słońce było w zenicie, ale ja miałem dreszcze. Kotka pytała, co mi jest. Słyszałem jej głos coraz wyraźniej, mimo to nie potrafiłem jej odpowiedzieć. Ta świadomość, że ren Akera we mnie siedzi, sprawiała, że głupiałem. Dość tego, Robin! Musisz się pozbierać!
       Odetchnąłem i wykrztusiłem:
 - Jestem bożkiem Akera - na dźwięk własnego słabego głosu o mało nie zemdlałem z przerażenia. Zdawałem sobie sprawę, że wyglądam pewnie gorzej. Miny bogów nie pomogły mi się pogodzić z obecnością ich kumpla w moim ciele. Żadne z nich nie wiedziało, co powiedzieć, aż w końcu Anubis się odezwał.
 - Widzę to - szepnął z zadowoleniem. - W twoich oczach widać, że cię op… że… dzielicie ciało - poprawił się szybko, chociaż był świadom, że wszyscy myślimy o opętaniu.
 - Jak to możliwe? - zdziwił się Bata. - Wyczułem, że te pięć dziwnych świateł to części duszy Akera, ale Robin… która z nich jest w tobie?
 - Ren, imię - powtórzyłem to, co powiedział mi głos Akera. - Skoro uwolniło się pięć części duszy, to gdzie pozostałe cztery?
 - Ukryte - podpowiedział mi Aker. - Rozesłałem je w cztery strony świata, żeby ukryć je przed Setem i Horusem. Mam nadzieję, że jakoś wam to pomoże.
       Powtórzyłem tę wiadomość pozostałym, a oni zmarszczyli brwi. Cała trójka przypatrywała mi się uważnie, czasami tylko spoglądając na siebie nawzajem. Ta cisza trwała jakieś pół godziny. Potem Bata postanowił, że zostaniemy w tym miejscu do jutra rana i dopiero, gdy odzyskam siły ruszymy na poszukiwanie zagubionych kawałków Akera. Bastet oznajmiła, że idzie na polowanie, zaś Anubis wciąż przyglądał mi się szczęśliwy. Najwyraźniej cieszyła go bliskość przyjaciela, chociaż ten był w moim ciele. Widząc jak jego palce i ramiona drgają od czasu od czasu, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że ma ochotę mnie przytulić. Walczyłem ze sobą (albo raczej z Akerem), żeby nie rzucić się Anubisowi lub Bacie na szyję.
 - Nie ma tak dobrze, Aker - pomyślałem złośliwie. - Może i jestem twoim bożkiem, ale własny rozum mam. I dumę zachowam, nie tuląc się do nich jak dziecko do spódnicy mamusi.
 - Dobrze wybrałem, jesteś okropny - wybuchł psychopatycznym śmiechem Aker. W mojej głowie zaczęło się kołować miliardy myśli i nie koniecznie wszystkie należały do mnie. Niektóre wyglądały jak wspomnienia czerwonowłosego, bo była w nich cała czwórka przyjaciół oraz Neftyda. Zdawało mi się, że jestem Akerem, bo wszystko widziałem z jego perspektywy. Nad brzegiem morza bawili się w piasku, śmiali się i kąpali w wodzie. Normalnie sielanka - aż rzygać mi się zachciało. A potem to się zmieniło. Znikąd pojawiłem się w jakimś ogrodzie. Pięknie tam było, czyste niebo ukazywało setki tysięcy gwiazd, migających na granatowym tle. Stałem pod wysokimi, grubymi drzewami, których pnie się ze sobą zrosły. Wciąż byłem Akerem i przyglądałem się smutnej scenie, rozgrywającej się kilka metrów dalej. Anubis i jakaś białowłosa dziewczynka rozmawiali (albo raczej się kłócili), a w chwilę później on krzyknął “Jesteś Gwiazdą!”, a ona padła martwa na ziemię. Rzuciłem się do Anubisa i złapałem go nim się przewrócił. Zaczął coś szeptać i chociaż nie słyszałem słów, widziałem jego minę i mogłem czytać z ruchu warg. Chodziło o Akera, on miał zniszczyć świat.
 - Robin - szepnął głos kocicy. Otworzyłem oczy i zorientowałem się, że zasnąłem. Leżałem z głową na jej kolanach. Zamrugałem, stwierdzając, że niebo nade mną jest jasno granatowe i widać blednące gwiazdy.
 - Która godzina? - spytałem zdezorientowany. Czułem gorąco na twarzy, ale w pozostałą część ciała było mi zimno. Bastet powiedziała, że jest czwarta rano. Przespałem pół dnia i całą noc. A wydawało się to jedynie kilkoma minutami. Niewiarygodne jak niesamowitą moc panowania nad czasem ma sen.
 - Powinieneś coś zjeść, nim ruszymy - stwierdził Bata, siedzący koło nas przy ognisku. Na patyku piekł królika z rozharatanym gardłem. Mój żołądek się zbuntował i postanowiłem, że po zakończeniu tej misji przejdę na wegetarianizm. Blondyn podał mi śniadanie, a ja pochłonąłem je w parę minut, pytając co jakiś czas, gdzie jest Anubis. Ani razu nie uzyskałem odpowiedzi, więc w końcu zamilkłem, czekając cierpliwie, aż Szakal wróci.

       Pojawił się po półtorej godzinie. Cała energia, wyprodukowana dzięki świadomości, że teoretycznie odzyskał przyjaciela, wyparowała z niego. Spojrzał na mnie, ale jego oczy znowu były przygaszone jak wtedy, gdy pierwszy raz się spotkaliśmy. Powiedziałem, że jestem gotowy do drogi, więc pomógł mi wstać, choć nie było to już konieczne, i ruszył w las. Poszliśmy za nim.
       Przedzierając się przez las deszczowy, brudząc się i kalecząc miałem ochotę powiedzieć Anubisowi o tych wspomnieniach, które Aker mi pokazał. Wręcz czułem jakby coś kazało mi o tym opowiedzieć i założyłbym się o dychę, że to właśnie czerwonowłosy. Zdecydowałem się podzielić tą informacją z pozostałymi, dopiero gdy wzeszło słońce. Byłem cały przemoczony i zmarznięty, ale że ciepłe promienie zaczęły przebijać się przez wielkie liście, było coraz przyjemniej. Zrównałem się krokiem z Szakalem, a po krótkiej chwili wyjawiłem, co widziałem we wspomnieniach Akera. Nie skomentował tego, tylko szedł dalej pogrążony we własnych myślach. Potem się w końcu odezwał.
 - Morze, hm? I ten ogród, kiedy się pożegnaliśmy… Bata! Co wiemy o cieniach bogów? - zapytał, odwracając głowę do blondyna, który ściągnął brwi.
 - Szut bogowie ukrywają zazwyczaj w miejscach, z którymi łączą się emocjonalnie - odparł po namyśle. - Odkąd Robin powiedział o pomyśle Akera z ukryciem części duszy, zastanawiałem się, jakie miejsce może go dotyczyć i nic mi to nie dało. Ale jak tak teraz pomyślę o tych wspomnieniach, to rzeczywiście mogą być ważne dla niego. Powinniśmy je odwiedzić i tam poszukać.
 - Popieram - oznajmiła wesoło Bastet, zadowolona, że mamy cel.