sobota, 1 lutego 2014

"Aker" (Bastet)

       Po brawurowym skoku z wentylacji więzienia, przymusowej kąpieli w rwącej, lodowatej rzece, krótkiej kłótni na temat sposobu podróżowania i wyczerpującej wspinaczce na szczyt piramidy Horeta, dziwiłam się, że jeszcze mam siłę się ruszać. Nogi miałam jak z ołowiu, a w gardle sucho jak nie wiem. Sądziłam, że zaraz umrę. Tylko dzięki temu, że Anubis i Bata byli tak pewni swojego przekonania, że Aker jest w pobliżu, nie zemdlałam im z wyczerpania. A miałam na to olbrzymią ochotę. Robin nas prowadził, a ja dziwiłam się tylko, skąd wie, dokąd iść.
       Na określenie wnętrza piramidy mam tylko jedno słowo: ruina. Gdzie nie spojrzeć popękane ściany i podłogi, porośnięte grubymi pędami roślin. Wszędzie pajęczyny zwieszające się nam nad głowami, a pająków jeszcze więcej. Poza tym było cicho, ciemno i wilgotno. Moje biedne włosy nienawidzą takich miejsc. Zazwyczaj gładkie oraz lśniące od wilgoci kręcą się i mam szopę na głowie. Na cerę też mi to źle wpływa. Jednak najgorsze były robaki, fuj! Jak ja się cieszę, że An był tak skupiony na szukaniu Akera, że nie siedział mi w głowie, bo natychmiast zaczęłyby się docinki o tym, że jestem jak każda inna dziewczyna. A to nieprawda! Walczę lepiej niż niejeden facet. Zajęta przez takie właśnie dziwaczne myśli, pędzące od jednej do drugiej, szłam za Robinem, wpatrując się pustym wzrokiem w jego plecy. Czułam się niekomfortowo w miejscu takim jak to, ale wolałam nie narzekać, bo kto wie, co by o mnie pomyślał. A niezły był. Po opanowaniu wybuchu euforii po ucieczce, zrobił się spokojny i poważny. Zachowywał się bardzo podobnie do Akera - uparty, nonszalancki i irytujący, ale odważny, lojalny i miał rozsądne odpowiedzi oraz argumenty podczas kłótni. Byłam pewna, że drażni tym Batę i Anubisa. Ale równie dobrze mogło ich to podobieństwo dołować. Ja już nie wiedziałam, co o tym myśleć, więc postanowiłam skupić się na jednej myśli: znaleźć Akera.
 - Robin, dokąd nas prowadzisz? - zapytałam cicho po kilku godzinach bezsensownego krążenia po ruinach. Obejrzał się na mnie przez ramię i uśmiechnął się poważnie, mrużąc lekko oczy.
 - Nie wiem - odpowiedział cicho. Zatrzymałam się, łapiąc go za koszulę na karku. Szarpnęło nim i wylądował na posadzce. Jęknął, po czym spojrzał na mnie ze złością, ale jego oczy nadal były zielone. Anubis i Bata też się zatrzymali.
 - Jak to nie wiesz? - warknął An, odsuwając mnie sobie z drogi. Zirytował się i to bardzo, ojej. - My idziemy za tobą jak te głupki, bo liczymy, że nas doprowadzisz do przyjaciela, a ty tymczasem nie masz bladego pojęcia jak go znaleźć! Zrobiłeś nas w konia!
 - W nic was nie zrobiłem, bo wcale nie musieliście za mną iść - odparł najspokojniej w świecie Robin. - Mogłeś ty prowadzić, albo Bata. Ja bym się dostosował.
 - Zaraz cię zabiję, przysięgam na Duat, zamorduję cię - odgrażał się Anubis, a Bata nagle parsknął śmiechem. Podskoczyłam na ten dźwięk i przeniosłam wzrok z kłócących się chłopaków na blondyna. Oni też unieśli brwi.
 - Kłócicie się jak niedobrane małżeństwo - oświadczył wesoło. Claude zamrugał rozkojarzony. - Jeden się drze zupełnie bez powodu, a drugi jest nienaturalnie spokojny. Seryjnie to wygląda, jakby mąż z żoną się kłócił.
 - Jesteś świadom, że właśnie nazwałeś mnie kobietą? - wypalił Robin, krzyżując ramiona na piersi. Rozbawiło mnie to do łez. Wybuchłam nieopanowanym śmiechem. Bata poklepał mnie po ramieniu. Anubis zmierzył nas takim spojrzeniem, że natychmiast umilkliśmy - takiego lodu to nawet na Antarktydzie nie znajdziecie. Robin nie wiedział co powiedzieć na nasze zachowanie, więc chyba stwierdził, że lepiej będzie jeśli się nie odezwie. Kilka minut Anubis czekał, aż ja i Bata się do końca uspokoimy, a potem zaczął prowadzić nas zrujnowanym korytarzem.
       Kluczyliśmy po wnętrzu piramidy godzinami, nogi mi odpadały, a ja sama miałam ochotę zemdleć. W końcu się zatrzymałam, a oni przystanęli przede mną i odwrócili się.
 - Co się stało, Bastet? - zapytał Claude. - Słabo wyglądasz.
 - A jeszcze gorzej się czuję - odparłam bezbarwnym głosem. - Czy możemy się tu zatrzymać na kilka godzin? Proszę, Anubis, chwila odpoczynku. Tylko tyle.
    Szakal spojrzał na mnie i pokręcił głową.
 - Zostań, jeśli chcesz - odparł niewzruszonym tonem. - Możecie zostać we trójkę, a ja znajdę Akera i do was wrócę. Czekajcie tu na mnie.
       Zanim mu któryś z chłopców odpowiedział, ruszył dalej w ciemny korytarz. Ja nawet nie zamierzałam się z nim kłócić. Usiadłam na pokruszonej podłodze, oparłam głowę o ścianę i zamknęłam oczy. Westchnęłam z ulgą, która ogarnęła moje nogi. Jeśli jeszcze raz każe mi ktoś wstać, to przysięgam, że wydrapię mu oczy. Bata usiadł obok mnie i strzelił małym piorunem w suche pędy bluszczu. Zrobiło się ognisko, w którego świetle dopiero zauważyłam, jak blady był Robin, wpatrujący się w ciemny korytarz, którym odszedł Anubis.
 - Będą kłopoty - szepnął, po czym oparł się o ścianę po mojej prawej stronie. - I to wielkie.
 - Skąd to wiesz? - zapytał Bata.
 - Czuję to. Odkąd trafiłem na Ziemię nauczyłem się przewidywać kłopoty. Zawsze, gdy się zbliżają czuję mrowienie w krzyżu - powiedział Robin, nie odrywając wzroku od ciemności. Nie mrugał, a jego oczy miały kolor czystego błękitnego nieba. Przeszedł mnie dreszcz, bo ten błękit był tak jasny jakby tylko jeden odcień dzielił go od bieli. To wyglądało strasznie, ale zebrałam się i podniosłam na nogi. Zbliżyłam się do Robina, kładąc mu rękę na ramieniu. Odwrócił się w końcu w moją stronę.
 - Co planujesz? - zapytałam, przyglądając mu się uważnie. Miałam nadzieję, że uda mi się wniknąć w jego myśli, ale najwyraźniej się blokował przed mentalnymi atakami. Bata spojrzał na niego wyczekująco, ale on nic nie powiedział, tylko znowu się odwrócił. Dopiero po chwili oznajmił, że idzie za Anubisem, pilnować go, żeby nie zrobił nic, czego później może żałować. Bata wstał.
 - Pójdziemy z tobą - zaoferował niby uprzejmym uległym głosikiem, ale wiedziałam, że pójdzie czy Robin mu na to pozwoli, czy nie. Po prostu chciał być grzeczny i się nie rządzić. Claude nawet się nie obejrzał, żeby zobaczyć minę blondyna, ale na jego usta wpełzł nikły uśmiech rozbawienia. Poprowadził nas w ciemny korytarz.
       Niepokoiłam się, że zaraz Bata się potknie i wywali też mnie oraz Robina, ale na szczęście nie miał takiego słabego wzroku jak śmiertelnicy. Z każdym naszym krokiem otoczenie robiło się jaśniejsze, aż wreszcie zobaczyliśmy, dlaczego - na końcu korytarza widniała plama światła i to do niej prowadził nas szatyn. Weszliśmy w nią po kilku, ciągnących się w nieskończoność minutach i stanęliśmy w dużej owalnej sali, wyglądającej nieco lepiej niż pozostała część ruin tej piramidy. Też była podniszczona, ściany kruszyły się w oczach, a pędy bluszczu były grubsze niż moja talia, ale na kolumnach utrzymały się resztki złotej farby, a na niektórych kamieniach można było dostrzec stare hieroglify, opowiadające jakąś historię. Zdaje się, że mówiła o conocnych podróżach Ra po Rzece Ognia, w której falach się odradzał, żeby wzejść na niebo jako młode słońce. Sufitu nie było - już dawno zapadł się, tworząc na posadzce góry gruzu, zastępującego nam drogę. Na szczycie zawaliska ujrzałam Anubisa, siedzącego nieruchomo i wpatrującego się trudnym do określenia spojrzeniem w coś pod nim, ale po drugiej stronie skał. Wdrapałam się do niego jak najszybciej mogłam i też spojrzałam w dół. Odebrało mi dech w piersiach. Otoczony przez płonące słupy ognia, zamknięty w wodnym, niebieskim, przeźroczystym sarkofagu leżał Aker. Tylko problem polegał na tym, że prawie nie było widać, że to Aker. Jego ciało było zmasakrowane. Włosy, które jeszcze niedawno były wściekle czerwone w tym momencie miały kolor wyblakłego różu, a końcówki były siwe. Twarz miał poobijaną, poranioną i w większej części siną; nad prawym okiem miał szarpaną ranę, jakby dostał bardzo ostrym kamieniem, lewe oko miał podbite. Nos siny i opuchnięty, co wskazywało na kilka złamań, policzki były blade. Skóra na ustach tak mu popękała, że praktycznie nie było milimetra, gdzie po śnieżnobiałych wargach nie płynęłaby krew. Na jego szyi widziałam ślady po duszeniu - wyglądało tak, jakby co jakiś czas budził się w tym swoim więzieniu, zdawał sobie sprawę, że jest pod wodą i próbował złapać oddech, ściskając się za szyję, a potem mdlał. Jego koszulka nie przypominała już w niczym koszulki - została jej połowa; trzymała się na jednym podartym rękawie, była poplamiona krwią, a nagie ramiona i brzuch Akera, zdawały się pulsować z bólu. Jego spodnie były w jeszcze gorszym stanie: jedna nogawka sięgała do kolana, a druga ledwo do połowy uda. Nogi też miał posiniaczone i poranione. Na jednej stopie nie miał buta. Jego twarz wykrzywiał grymas przeraźliwego bólu, a dłonie zaciskał w pięści. Był całkowicie świadomy, tego, że jest uwięziony i że cierpi. Zachciało mi się płakać, kiedy patrzyłam na niego w takim stanie. Zerknęłam na Anubisa, któremu pierwszy szok już minął i teraz została tylko wyraźna wściekłość na Seta i Horusa za zmaltretowanie naszego przyjaciela. Bata i Robin wdrapali się do nas na górę. Blondyn ledwo spojrzał na Akera, już próbował przedrzeć się przez magiczną powłokę i go uwolnić. Wielkie jak groch łzy ciekły mu po twarzy gęsto, wypłukując z niego rozpacz.
 - Aker! Bogowie, co oni ci zrobili! - krzyczał zbolałym głosem. - Aker! Poczekaj! Wytrzymaj! Zaraz cię wyciągnę! Uwolnię cię! Aker!
       Chwilę później Anubis dołączył do niego i we dwóch próbowali siłą mięśni, przebić się przez siłę magii. Zsunęłam się po gruzie, zwracając im uwagę, że powinni się opanować i zastanowić, co robią. Nie słuchali mnie, ale w końcu sami doszli do właściwych wniosków. Anubis zatrzymał Batę. Obaj rozdygotani zgodzili się, że muszą użyć czarów, żeby uwolnić Akera. Szakal wyjął z kieszeni wisiorek z głową psa i wykałaczkę, którą następnie zamienił w półmetrową różdżkę ze świecącą kulką na czubku, a Bata stworzył sobie nad dłonią miniaturową burzę, którą kilka dni temu rozwalił mi motor. Robin zeskoczył do nas i złapał go za rękę, kręcąc głową. Zaczął tłumaczyć, że impuls elektryczny może poważnie skrzywdzić Akera, albo go obudzić, ale żaden z bogów go nie słuchał. Bata tylko go odepchnął i Robin uderzył w pokruszone kamienie, przeklinając blondyna. Usiadł, patrząc na nich lodowatym wzrokiem, od którego zmroziła mi się krew w żyłach. Jego oczy w tej chwili były jasnoczerwone. Anubis i Bata jednocześnie uderzyli piorunami w wodnistą osłonę. Dokładnie sekundę zajęła reakcja - Aker gwałtownie ocknął się, mrugając powiekami, a zorientował się w sytuacji w minutę od otworzenia oczu. Spanikował. Zaczął połykać wodę wielkimi haustami, jego źrenice się rozszerzyły, a on machał rękami i kręcił głową.
 - Mówiłem, idioci! - wrzasnął na nich Claude, zrywając się na nogi. - Zaraz się utopi. To magia Seta i Horusa, zabije go, jeśli czegoś nie zrobimy.
 - A co mamy robić? - jęknął przerażony Bata. Ja nie mogłam nic powiedzieć. Ze strachu zaschło mi w gardle. Wszyscy byliśmy rozdygotani. Aker próbował nam coś powiedzieć, ale nie rozumieliśmy. Robin zacisnął zęby i uderzył w powłokę roziskrzoną dłonią. Woda zabulgotała. Gotowała się, póki Claude trzymał w niej rękę, rozgrzaną do białości. Wszyscy poza nim zamknęliśmy oczy, bo światło nas oślepiało. Otworzyliśmy powieki, dopiero, gdy usłyszeliśmy ciche łupnięcie. Aker leżał na kamieniach, z trudem łapiąc powietrze. Chłopcy pochwycili go w ramiona, a Robin podniósł mnie na nogi, żebym też mogła się przytulić do chłopaka. Ledwo mógł ustać, ale śmiał się jak dziecko, ściskany przez Anubisa i Batę. Płakaliśmy we czwórkę, a Claude odsunął się od nas, żeby dać nam trochę czasu tylko dla siebie. Nie mogłam skleić sensownego zdania. Jedyne, co mogłam, to powtarzać jego imię bez końca. Anubis nie był w lepszym stanie, Bata wpadł w histerię, a sam Aker ciągle krzywił się z bólu. Słone łzy zalewały mu otwarte rany.
 - Co oni ci robili? Chryste, to nieetyczne… - zawodził Bata, ocierając mu twarz chusteczką.
 - To nie oni… - mruknął słabym, zachrypniętym głosem Aker i to było pierwsze, co od niego usłyszeliśmy. - To ja… ekhm… walczyłem. Próbowałem nad nimi panować… ale są silniejsi. Ekhm… ekhm… nie dałem rady…
 - Cicho… - poprosiłam, płacząc rzewnie. - Nic już nie mów, Aki. Żyjesz i jesteś z nami.
    Aker zobaczył Robina i nieco się zdziwił, ale nie przejął się nim. Dopiero, gdy Gwiazda po kilkunastu minutach nas rozdzielił. Posadził Akera na zawalisku i kazał mu odpoczywać, a nas zabrał na stronę, żeby coś wyjaśnić. Anubis z oporem odchodził od przyjaciela. W końcu udało nam się go odciągnąć.
 - Czego chcesz? - warknął, zerkając przez ramię. Robin westchnął.
 - Cieszę się, że znaleźliście przyjaciela, ale wydaje mi się, że nie dostrzegacie pewnego szczegółu.
    Zdziwiłam się.
 - Nie zastanawia was, dlaczego poszło nam tak łatwo? - podsunął podejrzliwym tonem. - Śmiem przypuszczać, że gdzieś był tu zamontowany niesłyszalny alarm i zaraz Set z Horusem nam się zwalą na głowy.
 - Chrzanisz - stwierdził Anubis. - Szczupak, to jest starożytna piramida. Skąd tu miałby się wziąć alarm?
 - Hm… no, nie wiem… może stąd, że Set nie jest idiotą w porównaniu do jego syna - bardzo subtelna aluzja do wcześniejszego zachowania chłopaków. Bata zacisnął zęby. Odwrócił się od nas i podniósł Akera z kamieni, zarzucając sobie jego ramię na szyję.
 - Skoro tak twierdzisz, to się zabieramy. Wracamy do Ra - zarządził, podprowadzając go do nas. - Aki, będziesz zeznawał przed sądem przeciw Horetowi. Trzeba to zakończyć.
       Aker pokiwał głową, uśmiechając się do nas ciepło. A potem jego twarz wykrzywił okropny grymas bólu. Ześlizgnął się z ramienia blondyna i upadł na kolana, szarpany drgawkami. Wycofaliśmy się. Oczy Robina wcześniej mające jasnoczerwony kolor, teraz przybrały barwę ciemnych rubinów. Jego mina mogła przekazywać tylko “A nie mówiłem?”. Nim się zorientowaliśmy przez dziurę w suficie wleciał złoty sokół, a zaraz za nim zasypał nas piasek. Chwilę później przed nami stali Set i Horus - Aker klęczał u ich stóp, dusząc się.